Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74718

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam! Czytając historię razzor91 (http://piekielni.pl/74319) mimowolnie wróciłem pamięcią do szkoły gimnazjalnej. Spotkała mnie prawie identyczna sytuacja. Warto jednak zacząć od początku. Może być długo. Rzecz działa się w placówce mieszczącej się na wsi oddalonej niedaleko od wojewódzkiego miasta.

Już w 2 klasie podstawowej zdiagnozowano u mnie bardzo rzadki nowotwór. W celu nie zagłębiania się w szczegóły napiszę tylko, że "Mój nowy kolega" głownie skupiał i skupia na układzie nerwowym oraz nierzadko kostnym. Do tego wcześniej przyczepiła się epilepsja, jak się później okazało powiązana z nowotworem.

Tak żyliśmy sobie we względnym rozejmie (ja z moim nowotworem) aż do pierwszej klasy gimnazjum, gdy niezbędna była operacja, potem naświetlania itd. Niestety, słuch w prawym uchu straciłem całkowicie, natomiast w lewym pozostał znaczny ubytek. Po półrocznej hospitalizacji, zakupie aparatu słuchowego, powrót do szkoły. I tu zaczęła się piekielność ze strony placówki edukacyjnej oraz rówieśników z klasy...

Szybko udało się im wychwycić, że mam problemy ze słuchem oraz lokalizacją dźwięków (do tego niezbędny jest słuch w lewym i prawym uchu). Było to początkiem kpin, podśmiechiwania oraz głupich żartów. W dodatku gdy poszła fama, że MikiMouse choruje na RAKA klasa odwróciła się plecami, bo "jeszcze się zarażą"...

Zostałem sam. Próbowałem skupić się na nauce, skoro jakiekolwiek kontakty społeczne "uniemożliwiała" moja przypadłość. Jednak, gdy grupa chłopaków z mojej klasy to zauważyła, szykanowania narosły. Nie ma raczej sensu wymieniać wszystkich, ale było to m.in.: wyrzucanie plecaka za okno, mówienie specjalnie ciszej, aby następnie wybuchać gromkim śmiechem, bo MikiMouse nie słyszy. Było tez chowanie rzeczy w szatni i rzucanie w moją osobę jedzeniem na lekcji. Pomyślicie, że to "normalne". Raz na jakiś czas jak najbardziej. To wszystko było jednak moją codziennością.

Jakakolwiek pomoc ze strony wychowawczyni nie wchodziła w grę. Pedagog podobnie. Zresztą cały czas żyłem w nadziei, że kiedyś przestaną. Będąc szczerym, codziennie się o to modliłem. Nie o to żeby mnie lubili. Jedynie aby dali mi spokój. Nie przestawali.

Było coraz gorzej. Odliczałem dni do momentu wyrwania się z tego piekła. Miałem różne myśli. Jak wyrządzam im krzywdę, typu oblewam kwasem itp. Nie poznawałem już samego siebie. Z każdym dniem zatracałem się coraz bardziej.

Apogeum nastąpiło na wycieczce kończącej trzecią klasę gimnazjum. Nie chciałem jechać, ale wychowawczyni natrętnie namawiała. Z racji zakończenie gimnazjum męska część klasy stwierdziła widocznie, że zrobią mi kolejny "dowcip". Tak na zakończenie. Nie wnikając w szczegóły, obudziłem się w trakcie owego "dowcipu". Gdy zobaczyłem jego skutki chwyciłem za krzesło i wycelowałem uderzenie w lidera owej grupy (oraz inicjatora wielu szykan wobec mojej osoby). Nazwijmy go Damian.

Reszta z chłopaków w porę zatrzymało krzesło. W oczach Damiana widziałem strach. Czułem w tamtym momencie nienawiść. Ogromną, przerastającą mnie nienawiść. Po wycieczce szykany ustały. Ja natomiast pierwszy raz w życiu straciłem nad sobą całkowitą kontrolę. Jak nie trudno zauważyć wycieczka była kroplą, która przelała wiadro.

Zastanawia mnie najbardziej jeden fakt. Matkę Damiana widziałem zazwyczaj raz w tygodniu. Zawsze pytała:
"Jak się z Damianem dogadujecie?" "Nie dokucza ci?"
Zawsze odpowiadałem, że jest ok. Nigdy go nie "sprzedałem", pomimo ze dwa lata mojego życia zamienił w piekło. Nie potrafię powiedzieć dlaczego.

A szkoła? To jest dopiero dramat. Widać uznano, (każdy nauczyciel wiedział jak jest na linii ja - klasa), że wynagrodzą mi brak jakiejkolwiek reakcji na sytuację trwającą dwa lata. Przyznali mi na koniec roku nagrodę dla "najmilszego ucznia w szkole". Mogli sobie darować.

PS: W liceum nigdy nie spotkałem osoby, która choćby krzywo spojrzała na mnie z racji mojego schorzenia. Wspaniali ludzie dzięki którym znów życie nabrało sensu. Zawsze będę im wdzięczny.

PS 2: Pozdrawiam wszystkich, którzy zagłębili się w ten być może trochę przydługawy tekst :-)

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 380 (418)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…