Profil użytkownika
Daeneris94
Zamieszcza historie od: | 16 lipca 2017 - 11:31 |
Ostatnio: | 5 grudnia 2017 - 18:04 |
- Historii na głównej: 1 z 3
- Punktów za historie: 289
- Komentarzy: 11
- Punktów za komentarze: 49
zarchiwizowany
Skomentuj
(66)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Mnóstwo historii pojawia się o biednych porzuconych zwierzęciach i okrutnych ludziach. Tylko moi drodzy, nie każdy ma ochotę, warunki i pieniądze by przygarniać podrzutki. W ciągu tylko pół roku podrzucono nam : ciężarną kotkę,która powiła czworo potomstwa, w toku sąsiedzkiego dochodzenia wyszło od kogo owe kociaki są. Wielokrotne prośby i przynoszenie im ich zwierząt nic nie dawały, wracały jak bumerang. Nie mogłam spokojnie wyjść na swój własny ogród z dzieckiem, mieć rozłożonego leżaka czy zostawionej otwartej piaskownicy, by czegoś nie zasikały albo nie zniszczyły, dodatku te potworne miauczenie w środku nocy pod oknami. Poprosiłam teścia o pomoc i wywiozł gdzieś koty albo w pracy rozdał, nie interesowało mnie to. Przypałętał się kolejny znajda w ciągu 2 tygodni od czystki. Dzwonimy do schroniska. Nie wezmą, bo nie mają miejsca, mamy zapewnić mu dom tymczasowy i dodać ogłoszenia a oni ewentualnie się odezwą za 6 miesięcy, jeśli nam się nie uda. Tym razem mąż odwiózł kota daleko od domu. Miesiąc później, kolejny kot. Podrzucony, bo słyszeliśmy miauczenie już w nocy pod drzwiami domu. Kolejny telefon i kolejna odmowa. I powiedzcie mi z jakiej racji ja mam ponosić odpowiedzialność za czyjeś zwierze? Psy zabiera Straż miejska bez zbędnych pytań a koty już ich nie interesują. Aż się boję kolejnej wiosny i lata, znowu będziemy wywozić czyjeś podrzutki. Nie lubię kotów i naprawdę nie mam zamiaru ich karmić, szczepić, pielęgnować. Mąż również nie zamierza. Czy naprawdę muszę każdemu tłumaczyć po kolei, że jak czegoś nie lubię to nie zostawię i nie chcę być do czegoś zmuszana? Powoli widzę tutaj taką okrutną nagonkę. Właściciele kotów powinni je sterylizować a nie podrzucać sąsiadom za płot. W końcu rozstawię trutki na ogrodzie, bo jaki mam inny wybór? Ciągle jeździć z kociarnią, tracić czas i paliwo?
Koty podrzutki sąsiedzi
Ocena:
12
(132)
O tym, jak sami sobie kręcimy sznur na szyję i hodujemy złe nawyki.
Remontujemy z mężem dom, ja jestem niestety uziemiona w domu, mam problemy z kręgosłupem, jestem w ciąży i muszę zajmować się starszym dzieckiem.
Słowem wyjaśnienia, teściowa pracowała w służbie zdrowia. Gdy byłam po porodzie, dzień naszego wypisu z dzieckiem ,mąż przyszedł z ogromną siatką wypełnioną słodyczami z górnej półki i kawkami. Powiedział, że matka mu kazała dać położnym i lekarzowi za opiekę. Kazałam mu to zabierać, nie miałam żadnej pomocy od położnych, nawet z przystawieniem małego do piersi a lekarz źle mnie zszył, cały poród w ogóle nie interesował go chociaż powinien, bo był ciężki. Nie posłuchał mnie a ja nie miałam siły na pilnowanie go. Machnęłam ręką.
Teraz budżet mamy mocno ograniczony, jak nigdy. Nie zgodziłam się na kolejną łapówkę dla położnych, gdy byłam w szpitalu, dopilnowałam tego. Mija jakiś czas. Babcia dostała się na operację oka i próbuje pożyczyć od nas pieniądze.
Pytamy więc na co jej. Mamy wyliczone nawet na jedzenie. A ona mówi, że musi dać lekarzowi za operację. Kwota już nie jest istotna, ale dla nas jednak duża, biorąc pod uwagę fakt remontu i czekające mnie w tym miesiącu rehabilitację, bym mogła jako tako funkcjonować. Wyjaśniamy z nią później sprawę na spokojnie,pytamy po cóż jej była ta gotówka, skoro zabieg refundowany. Bo "mama" (teściowa) powiedziała, że tak wypada podziękować.
Ręce nam opadły.
Wspólnie zgodziliśmy się z mężem nie popierać takich zwyczajów, obiecał, że już nawet ze słodyczami nie przyjdzie.
Remontujemy z mężem dom, ja jestem niestety uziemiona w domu, mam problemy z kręgosłupem, jestem w ciąży i muszę zajmować się starszym dzieckiem.
Słowem wyjaśnienia, teściowa pracowała w służbie zdrowia. Gdy byłam po porodzie, dzień naszego wypisu z dzieckiem ,mąż przyszedł z ogromną siatką wypełnioną słodyczami z górnej półki i kawkami. Powiedział, że matka mu kazała dać położnym i lekarzowi za opiekę. Kazałam mu to zabierać, nie miałam żadnej pomocy od położnych, nawet z przystawieniem małego do piersi a lekarz źle mnie zszył, cały poród w ogóle nie interesował go chociaż powinien, bo był ciężki. Nie posłuchał mnie a ja nie miałam siły na pilnowanie go. Machnęłam ręką.
Teraz budżet mamy mocno ograniczony, jak nigdy. Nie zgodziłam się na kolejną łapówkę dla położnych, gdy byłam w szpitalu, dopilnowałam tego. Mija jakiś czas. Babcia dostała się na operację oka i próbuje pożyczyć od nas pieniądze.
Pytamy więc na co jej. Mamy wyliczone nawet na jedzenie. A ona mówi, że musi dać lekarzowi za operację. Kwota już nie jest istotna, ale dla nas jednak duża, biorąc pod uwagę fakt remontu i czekające mnie w tym miesiącu rehabilitację, bym mogła jako tako funkcjonować. Wyjaśniamy z nią później sprawę na spokojnie,pytamy po cóż jej była ta gotówka, skoro zabieg refundowany. Bo "mama" (teściowa) powiedziała, że tak wypada podziękować.
Ręce nam opadły.
Wspólnie zgodziliśmy się z mężem nie popierać takich zwyczajów, obiecał, że już nawet ze słodyczami nie przyjdzie.
Nfz łapówka lekarze służba zdrowia
Ocena:
156
(182)
zarchiwizowany
Skomentuj
(12)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Czytając archiwum trafiłam na historię o sukni ślubnej. Postanowiłam,że podzielę się z wami moimi przeżyciami.
Roku pańskiego, 2015 dokładnie dowiedzieliśmy się z narzeczonym o moim stanie błogosławionym. Decyzja prosta, przyspieszamy ślub. Trafialiśmy na wielkie mury przeszkód i czasu, szwankowało mi zdrowie. Co nie zmienia faktu,że stanąć na ślubnym kobiercu chciałam i wyglądać na tą okazję tak, jak sobie zamarzyłam.
Początkowo plan był prosty, po wszystkich ważnych terminach i ich zapięciu zaczęliśmy kompletować nasze garderoby. On kupił jednakże szybko i od ręki garnitur. Ja miałam zaj***istego pecha.
Trafiłam do krawcowej, która w swej pracowni miała piękne suknie, poprzymierzałam,kobieta wydawała się uczciwa i sympatyczna, przyszłam więc z rodzicielką by podpisać umowę i wpłacić zaliczkę. Za 1800zł miałam dostać prostą sukienkę, a'la księżniczka z odcięciem pod biustem i koronkami, na koronkowych ramionkach i dekold w kształcie "V" równie pięknie obszyty. Miała zniknąć plątanina dodatków ze spodu sukni, z krawędzi.
Przychodziłam na miary wiele razy, krawcowa doskonale wiedziała, że jestem w ciąży i wiedziała który miesiąc (dokładnie wypadał wtedy 18tc więc czas,gdy dopiero zaczyna pojawiać się brzuch a ja naprawdę miałam malusi) .
Ostatnia miara zdjęta z biustu i jakoś tydzień czy dwa później (czas naglił, data wypadała na za 3tygodnie!) miałam odebrać suknie i zapłacić. Przyszłam z tatą, który chciał mnie widzieć w tym i on sponsorował całe przedsięwzięcie.
To, co mi założyli to totalna ścierka i szmata. W dodatku była za ciasna. Po zapięciu jej (na siłę!) przez panią z obsługi i zobaczeniu się w lustrze byłam załamana. Tata aż usiadł i przeklnął.
A ja zaczęłam się dusić i prędko trzebabyło ją zdejmować. Muszę wam zaznaczyć, że wciąż wchodziłam we wszystkie normalne ubrania i spodnie,przytyłam tylko 2kg. Podziekowaliśmy i wyszliśmy bez słowa. A ja przepłakałam całą noc i bałam się co założę. Narzeczony w szoku, zmartwiony co będzie. Rano uslyszalam rozmowę rodziców i jasno mówili,że są załamani. I to za tą cenę coś takiego... Wyszłam i powiedziałam tacie, że wolę owinąć się przescieradlem niż założyć za ciasną i brzydką suknię na swój ślub. Do tego salonu już nie weszłam, tata zrobił awanturę a zaliczka przepadła (200zł) .
Poszliśmy do salonu z gotowymi do kupienia sukniami. Były wyprzedaże, zmierzyłam dobre 10 sukien i każda w moim rozmiarze była dobra. Żadna mnie nie dusiła. A pani była w szoku, że jestem w ciąży, bo nic nie widać.
I zgadnijcie za ile kupił mi tata wymarzoną suknię? 1700zł. Bogato zdobioną, z trenem. Do tego welon. Osobno już dodatki. Była gotowa do odebrania po 3 dniach (doszyto w niej koronkowe ramiączka i odrobinę skrócili).
A podobno duże salony takie złe...
Ps. Suknie zachowałam na pamiątkę po tamtej przygodzie, wkrótce wyprowadzamy się na swoje i będzie miała swoje zaszczytne miejsce :)
Roku pańskiego, 2015 dokładnie dowiedzieliśmy się z narzeczonym o moim stanie błogosławionym. Decyzja prosta, przyspieszamy ślub. Trafialiśmy na wielkie mury przeszkód i czasu, szwankowało mi zdrowie. Co nie zmienia faktu,że stanąć na ślubnym kobiercu chciałam i wyglądać na tą okazję tak, jak sobie zamarzyłam.
Początkowo plan był prosty, po wszystkich ważnych terminach i ich zapięciu zaczęliśmy kompletować nasze garderoby. On kupił jednakże szybko i od ręki garnitur. Ja miałam zaj***istego pecha.
Trafiłam do krawcowej, która w swej pracowni miała piękne suknie, poprzymierzałam,kobieta wydawała się uczciwa i sympatyczna, przyszłam więc z rodzicielką by podpisać umowę i wpłacić zaliczkę. Za 1800zł miałam dostać prostą sukienkę, a'la księżniczka z odcięciem pod biustem i koronkami, na koronkowych ramionkach i dekold w kształcie "V" równie pięknie obszyty. Miała zniknąć plątanina dodatków ze spodu sukni, z krawędzi.
Przychodziłam na miary wiele razy, krawcowa doskonale wiedziała, że jestem w ciąży i wiedziała który miesiąc (dokładnie wypadał wtedy 18tc więc czas,gdy dopiero zaczyna pojawiać się brzuch a ja naprawdę miałam malusi) .
Ostatnia miara zdjęta z biustu i jakoś tydzień czy dwa później (czas naglił, data wypadała na za 3tygodnie!) miałam odebrać suknie i zapłacić. Przyszłam z tatą, który chciał mnie widzieć w tym i on sponsorował całe przedsięwzięcie.
To, co mi założyli to totalna ścierka i szmata. W dodatku była za ciasna. Po zapięciu jej (na siłę!) przez panią z obsługi i zobaczeniu się w lustrze byłam załamana. Tata aż usiadł i przeklnął.
A ja zaczęłam się dusić i prędko trzebabyło ją zdejmować. Muszę wam zaznaczyć, że wciąż wchodziłam we wszystkie normalne ubrania i spodnie,przytyłam tylko 2kg. Podziekowaliśmy i wyszliśmy bez słowa. A ja przepłakałam całą noc i bałam się co założę. Narzeczony w szoku, zmartwiony co będzie. Rano uslyszalam rozmowę rodziców i jasno mówili,że są załamani. I to za tą cenę coś takiego... Wyszłam i powiedziałam tacie, że wolę owinąć się przescieradlem niż założyć za ciasną i brzydką suknię na swój ślub. Do tego salonu już nie weszłam, tata zrobił awanturę a zaliczka przepadła (200zł) .
Poszliśmy do salonu z gotowymi do kupienia sukniami. Były wyprzedaże, zmierzyłam dobre 10 sukien i każda w moim rozmiarze była dobra. Żadna mnie nie dusiła. A pani była w szoku, że jestem w ciąży, bo nic nie widać.
I zgadnijcie za ile kupił mi tata wymarzoną suknię? 1700zł. Bogato zdobioną, z trenem. Do tego welon. Osobno już dodatki. Była gotowa do odebrania po 3 dniach (doszyto w niej koronkowe ramiączka i odrobinę skrócili).
A podobno duże salony takie złe...
Ps. Suknie zachowałam na pamiątkę po tamtej przygodzie, wkrótce wyprowadzamy się na swoje i będzie miała swoje zaszczytne miejsce :)
uslugi slub suknia slubna
Ocena:
15
(81)
1
« poprzednia 1 następna »