Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

gecko

Zamieszcza historie od: 8 grudnia 2011 - 22:00
Ostatnio: 27 kwietnia 2016 - 13:33
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 2215
  • Komentarzy: 110
  • Punktów za komentarze: 823
 

#50876

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnej, śmiertelnej głupocie.

Ładnych parę lat temu, kiedy jeszcze roku brakowało mi do pełnoletności, wracałam nocnym autobusem z mocno zakrapianej imprezy w Warszawie.

Ulica niemalże pusta - jedynie mój autobus i jakiś samochód za nami majaczył. Z jakiegoś powodu światła na skrzyżowaniu działały (może to było jeszcze przed północą) i zatrzymaliśmy się na lewoskręcie czekając na zielone. Majaczący za nami samochód jechał na pasie prosto i przyspieszył, by na pewno zdążyć. Jednak nie leciał jak wariat, ot, po prostu trochę szybciej niż ze zwykłą, smętną prędkością.

Przystanek był zaraz za skrzyżowaniem, jednak wyraźnie za daleko dla pewnego geniusza, który też jechał naszym autobusem. Młody dresik, bo tak właśnie prezentował się ten geniusz, wyważył drzwi, prawdopodobnie używając otwierania awaryjnego, i wyskoczył... prosto pod jadący obok samochód.

Z chłopaka została długa plama, buty i porozrzucana po jezdni zawartość jego plecaka. Ktoś dzwonił po karetkę, ktoś krzyczał, ktoś panikował. Głównie jednak moją uwagę przykuł kierowca samochodu, który potrącił dresika. Zjechał na trawnik i wyskoczył z auta, chodził nerwowo w kółko i powtarzał, ewidentnie w szoku, płaczliwym głosem "to nie ja, to nie mój samochód, to nie ja zrobiłem".

Nie zostałam do czasu przyjazdu policji, zmyłam się szybko. Stchórzyłam, wiem. Ale tłumaczyłam sobie, że jestem niepełnoletnia, pijana i będą z tego same problemy. Teraz bym została, ale kiedy ma się te siedemnaście lat, to myśli się w dziwny sposób.

Jasne, żal mi chłopaka, który w tak głupi sposób stracił życie, mimo, że na własne życzenie. Ale najgorsze w tym jest to, że jego piekielna głupota i nieodpowiedzialność prawdopodobnie rozpierniczyły życie Bogu ducha winnemu kierowcy...

komunikacja_miejska

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 738 (820)

#50537

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O przepisach ponownie - tym razem Kodeks Karny. Będzie chyba długo i na pewno z żalem.

Mój narzeczony jeszcze szczenięciem będąc poznał pewnego chłopaka imieniem Radek. Imię niezmienione, gdyż z pełną świadomością chcę wszystkich nakierować na tego chłopaka i przedstawić możliwie dokładnie jego problem. Internet to potężna siła, może ktoś z Was rzuci pomysł, który wskaże nam drogę postępowania w tym przypadku.

Radek urodził się umysłowo upośledzony i to znacznie. Niezdolny do normalnej nauki i niechciany w jakiejkolwiek pracy. Czy zmuszony przez życie, czy z racji swojej choroby, Radek całe dnie potrafił chodzić po okolicy i zbierać puszki albo inny złom. Problem polega na tym, że nieświadom zupełnie tego, co robi, do wożenia tych puszek pożyczał coraz to inny rower lub wózek. Większość mieszkańców nie miała z tym problemów - Radka wszyscy znali i wiedzieli, gdzie zgłaszać się po zguby, które, swoją drogą, zazwyczaj same wracały do właścicieli. Dla Radka naprawdę nie były to kradzieże, tylko pożyczanie.

Komuś jednak przeszkodziło to, no bo w końcu prawo własności istnieje w konkretnym celu, Radek stanął przed sądem raz i drugi. A nawet i trzeci. Dostawał wyroki w zawiasach. Za kolejnym razem odwiesili mu karę i Radek utracił wolność.

Każdy powie - w końcu się należało, ile można upominać. I będziecie mieli rację. Problemem jednak nie jest to, że Radka zamknęli, ale to gdzie go zamknęli. Upośledzony umysłowo chłopak trafił do najnormalniejszego więzienia i siedzi ze wszystkimi możliwymi zbirami i zakapiorami. Jeszcze gdyby wsadzili go na oddział dla niewypłacalnych przedsiębiorców czy księgowych-krętaczy, ale nie, Radek siedzi z typowymi przestępcami.

Wielokrotnie użalał się na współwięźniów. Jest obiektem ich kpin, żartów, ale i fizycznego prześladowania. Jest bity i poniżany. Bo on się nie postawi, nie poskarży odpowiednio głośno, nie odda oprawcy. Umysłowo ma maksymalnie 10 lat. Jak można kogoś takiego zamykać z poważnymi przestępcami, niejednokrotnie recydywistami bez żadnej moralności?

Sprawą zainteresowali się dziennikarze, rzecznik praw obywatelskich, poseł Hoc. Tylko co z tego, skoro sprawa dalej nie ma żadnej kontynuacji, a z Radka powoli wycieka życie?

Jak większość uważam, że chłopak powinien zostać odizolowany, ale, na litość, w zakładzie dla umysłowo chorych czy upośledzonych, a nie pośród zakapiorów!

Inna sprawa, że jego brat, całkiem zdrowy i rozwinięty, ma na koncie jeszcze więcej przewinień, kradzieży, pobić... Ale on się stawia, na niego ciężej polować.

Nie ma morału, nie ma podsumowań i puenty. Jest za to dużo żalu i link, żeby nie było, że zmyślam.

http://www.ustronie-forum.pl/zycie-codzienne/karac-czy-nie-karac/?PHPSESSID=9355117440c55754397faf099788d72f

sądownictwo

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 415 (517)

#50536

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O durnych przepisach przetargowych dwa słowa.

Kilka miesięcy temu startowałam w przetargu rozpisanym przez dużą państwową uczelnię. Przedmiotem był spory ośrodek nad samym morzem, mocno zdekompletowany i bez jakiegokolwiek ogrzewania, co oznaczało, że biznes można tam kręcić maksymalnie trzy miesiące w roku po uprzednim doposażeniu (a kuchnia, której brakowało, to niemałe koszta). Zaproponowałam około 120 tysięcy złotych za rok, co jest raczej rozsądną ceną, zważywszy na warunki.

Moją ofertę pobiła firma, która zaproponowała grubo ponad 400 tysięcy rocznie. Cóż, przepisy nakazują brać najlepszą finansowo ofertę, więc uczelnia wybrała właśnie tę firmę. Zdarza się. Ale biorąc pod uwagę warunki panujące w budynku nawet zakładając pełne obłożenie zwycięzcy nie wyjdą nawet na zero. Coś zaczęło śmierdzieć.

Zaśmierdziało konkretnie, kiedy poleciłam ten ośrodek znajomemu, który na gwałt poszukiwał właśnie takiego obiektu na kolonie dla swojej pokaźnej grupy. Co mi szkodzi polecić rywali, skoro nie mam nic lepszego do zaproponowania... Zdesperowany znajomy zadzwonił do tejże zwycięskiej firmy, rozmawiał z sekretarką, zszokowany z jakimś kierownikiem, a na końcu z samym prezesem, bo nikt z powyższych nawet nie wiedział, że brali udział w przetargu, a co dopiero, że wygrali...

Stało się oczywiste, że ośrodek cudownie przeistoczył się w pralnię, wciąż pozostając własnością, było nie było, państwowej uczelni. Nie sądzę, by władze uniwersytetu wiedziały o celu wynajęcia ich obiektu, ale na zdrowy rozum, wystarczyło policzyć, by dojść do wniosku, że taka kwota jest niemożliwa i brzydko pachnie. Ale nawet jeśli policzyli, to mieli związane ręce - prawo nakazuje wybierać najlepszą ofertę biorąc pod uwagę głównie cenę. I komu ma to służyć...?

PS dziękuję Pomocy Technicznej za błyskawiczną reakcję i naprawienie problemu :)

prawo

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 278 (338)

#20759

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Łódź, ulica Limanowskiego, kto widział, ten wie, kto nie widział, cóż, w skrócie: jest to jedna z ważniejszych ulic w mieście, przy okazji ma po całym jednym pasie w każdą stronę [przy przystankach jakimś cudem rozdzielają się na dwa pasy], zatem samochody jadą jeden za drugim niemal nieustannie i w godzinach szczytu przejście na drugą stronę graniczy z cudem. Na szczęście ulica ta została dopiero oddana do użytku po generalnym remoncie; zrobili między innymi sporo skrzyżowań z sygnalizacją świetlną, za co im chwała.

Jednak pieszy lud ciemny uważa, że jak ma namalowane pasy na jezdni, to ulica należy do niego, nieważne czy akurat ma czerwone, czy zielone światło.

Uliczka dochodząca do Limanowskiego, nieszczęsna sygnalizacja na całym jakże rozległym skrzyżowaniu. Godzina mocno po 16, więc już w zasadzie ciemno. Spieszę się na tramwaj, ale czekam grzecznie, aż zapali się zielone. Wtem podbiega kobitka, maksymalnie 30 lat, z dwójką maluchów, 5 lat mogły mieć najwyżej. Kobieta zerknęła tylko w głąb dochodzącej uliczki i skoro stamtąd nic nie jechało [a wcale to nie była droga jednokierunkowa], wskakuje z dzieciaczkami na pasy. Chłopczyk w krzyk, że jest przecież czerwone i to znaczy, ze trzeba czekać. Co zrobiła mamuśka? Wlepiła dzieciakowi klapsa i pociągnęła dosłownie siłą jedno i drugie za sobą na ulicę, żeby przy akompaniamencie klaksonów z samochodów skręcających przebiec slalomem na drugą stronę.

Niestety, czerwone paliło się jeszcze jakiś czas, więc nie zdążyłam do niej podejść i pogratulować ironicznego tytułu Matki Miesiąca...

To nie pierwszy raz, kiedy jakiś maluch popisał się zdecydowanie wyższą inteligencją i bardziej rozwiniętym instynktem samozachowawczym, więc o ile zgadzam się, że niektórzy nie powinni się rozmnażać, to nie dlatego, żeby nie przekazywać genów, ale raczej dla dobra swoich pociech.

niewielkie ale dość ruchliwe skrzyżowanie

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 512 (562)
zarchiwizowany

#20764

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historię zawsze opowiadał dziadek, ale z racji tego, że nie miałam okazji go poznać, dotarła do mnie wypowiedziana ustami matuli czy tam wujka, zatem będzie bez szczegółów, bo takowych po prostu nie znam.

Dziadek za życia był zawodowo ściśle związany z medycyną. Jak to w medycynie bywa, studenci mają do czynienia dość często ze zwłokami i na nich się uczą. A jak to ze studentami bywa, powaga wymagana w niektórych miejscach i sytuacjach jest im zdecydowanie obca.

Rzecz się dzieje podczas zajęć w prosektorium. Studenci pracują dzielnie na rozczłonkowanym ciele i w pewnym momencie pada hasło "Mirek [imię oczywiście zmyślone], rzuć rękę". No i Mirek faktycznie RZUCIŁ rękę, przez całą salę, do kolegi w potrzebie.

Było lato, upał ogromny, czasy klimatyzacji jeszcze nie nastały, więc okna były pootwierane. I ręką, będąca w centrum tejże historii nie dotarła do potrzebującego kolegi, tylko z gracją wyleciała przez okno trafiając pod nogi przechodzącej obok prosektorium kobiety.

Kobietę, której się zemdlało, zabrało pogotowie, a piekielny Mirek został zawieszony w prawach studenta. Nie mam pojęcia, czy w końcu studia skończył.

służba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 93 (155)

1