Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kubeck30

Zamieszcza historie od: 25 września 2014 - 13:20
Ostatnio: 11 grudnia 2018 - 15:58
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 689
  • Komentarzy: 84
  • Punktów za komentarze: 420
 

#83663

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdzieś muszę to napisać, wyrzucić z siebie, bo ostatnio zauważyłem, że jest to coraz częstsza praktyka przechodniów.

Sytuacja 1 (tylko z dzisiaj):
Pada, jest wczesny poranek. Szaro, ciemnawo, jadę do pracy. Przejeżdżam skrzyżowanie i widzę idzie Ona, owinięta po uszy, głowa pochylona, oczy wlepione w kostkę/asfalt/cokolwiek 1,5m przed nią. Przejście dla pieszych z wysepką, bez świateł. Ona wchodzi na ulicę bez nawet spojrzenia czy coś jedzie, na wysepce nawet nie przystanęła, a już nie mówiąc o obróceniu głowy w drugim kierunku, żeby zobaczyć czy z drugiej strony nic nie jedzie. Oczywiście się zatrzymałem, bo widziałem ją i „uprzejmy ze mnie cham”, ale tak się zastanawiać zacząłem (dalej mnie to męczy, skoro tu piszę) czy Ona ma „życzenie śmierci”? Czy jej tak nie zależy na własnym bezpieczeństwie lub jest tak leniwa, że nawet głowy jej się przekręcić nie chce, żeby zobaczyć czy auto (zwłaszcza w takich warunkach pogodowych) jest w stanie wyhamować przed pasami? Gdzie podziała się elementarna zasada „patrzę w lewo, patrzę w prawo i znowu w lewo, i dopiero wtedy idę”, choć odrobina instynktu samozachowawczego? Już tego nie uczą w przedszkolach i/lub w 1-3 podstawówki?

Sytuacja 2 (10 minut po pierwszej):
Jadę, ograniczenie do 30, ale widzę kątem oka ruch po mojej prawej. Idzie ON w tym samym kierunku co ja, wśród drzewek, chodnikiem, na czarno, zlewa się z otoczeniem. Dojeżdżam do pasów, to jeszcze zwalniam, toczę się tuż przed pasami 15km/h max, ale nikt nie przechodzi, to toczę się dalej. I nagle zza drzewa przez takie pół metra kostki, łączącej chodnik z przejściem dla pieszych wyłania się On, ten sam co to go moje oko wyłapało wcześniej. Przy drzewie zrobił zwrot o 90 stopni, zgrabnym dwuskokiem doskoczył do przejścia i już zrobił krok, na przejście. To wszystko w momencie jak ja już wtaczałem się na przejście. Nawet się nie obejrzał, kolejny z „życzeniem śmierci”. Udało mi się wyhamować, choć zawrotnej prędkości nie miałem, ale zatrzymałem się w 1/3 pasów, a On odskoczył.
Co wyjeżdżam w miasto, trafiam na kilku takich ludzi co to głowę we własnej d.... mają. Dlaczego? Życie im niemiłe?

Bez wnikania w problemy takich ludzi, są to z ich strony skrajne ignorancja, narcyzm i hipokryzja, że niszcząc samego siebie niszczą jeszcze życie innej osoby. A potem płacz i odszkodowania „bo jak ci kierowcy jeżdżą”...

A może są po prostu debilami? Zatem każdy normalny niech się do swoich bóstw modli, żeby miały gatunek ludzki w opiece, żeby ten debilizm się nie rozprzestrzeniał, bo ilość takich ludzi jest zatrważająca...

piesi

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (170)

#83577

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie coś o reklamie i coś o motoryzacji.

Bez lania wody, Królewiecka we Wrocławiu, godziny ruchliwe (ale można zastosować analogicznie do każdej innej ulicy). Jedzie wianek aut, 30km/h, "korek" a raczej kolejka w stronę Stablowic sięga już ronda przy stadionie.

Cóż może być powodem? Wypadek? Pociąg na Głównej? Może ktoś zasłabł na pasach?

NIE!

Na czele peletonu jedzie Auto-reklama z przyczepką, coś tam gra z niej, a na przyczepce na stelażu jakaś promocja w uj wie jakim sklepie.

Kierowcy życzę, żeby inna pracę sobie znalazł, a firmie, która kazała mu jeździć w godzinach ruchliwych 30/h (w obie strony ruch, więc wyprzedzić się go nie da), życzę bankructwa, niech ich plaga karaluchów nawiedzi, a auta służbowe rdza strawi jak najszybciej.

Czy na takie hamowanie ruchu nie jest jakiś paragraf?

polskie drogi

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (153)

#79741

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając dzisiejszą porcję "piekielnych", przypomniała mi się historia z wycieczki w Pradze kilka lat temu. Historia jest z serii "Cebulaki za granicą".

Na wstępie zaznaczę, że nie uważam, że jako naród jesteśmy wielce piekielnymi turystami, jednak jak to w życiu bywa, ludzie zwrócą uwagę na buractwo szybciej, niż na normalne zachowanie. Mi ta historia zapadła w pamięć z powodu dwóch absurdów, które bohaterka tej historii nie potrafiła pojąć. Ale do sedna.

Testowaliśmy restauracje polecane w przewodniku, oczywiście te z klasy "ekonomicznej" i trafiliśmy do takiej, gdzie i jedzenie było pyszne i na ludzką, a nawet studencką kieszeń, 200KC za posiłek, którym się można było nażreć. Kelner uwijał się przy stolikach, nie zapominając o nikim, dorzuciliśmy mu ekstra za obsługę, bo naprawdę w tej cenie jedzenia było pysznie, dużo i miło.

No ale nie pisałbym tego, skoro było "tak pięknie".

Stolik obok nas zasiadły 2 pary znajomych, wiek około 50 na moje oko, raczej nie więcej, może troszkę mniej. Było to tym bardziej widoczne, że "lansowali" się na wiecznie młodych. Ubierali się raczej jak 20-latki niż osoby dojrzałe, fryzury na żel u panów, panie tipsy, samoopalacz, full mejkap. Nie mam na myśli, że nie powinni, ale to ich "wyróżniało" z tłumu. Jedna z Pań zamówiła za całą resztę "herbatę owocową", nie po czesku, po polsku. Nasz Kelner zrozumiał, poszedł, przyniósł po chwili 4 zestawy filiżanek, imbryków, herbatek zapakowanych w folijki. Po 10 minutach może, owa Pani woła kelnera i wywiązuje się mniej więcej taka rozmowa:

[P-ani]: Proszę zabrać tę herbatę, zamawiałam "owocową".
[K-elner łamanym Polskim]: To jest herbata owocowa.
[P]: Nie, nie jest.
[K]: To jest herbata cytrynowa.
[P]: No właśnie, nie owocowa.
[K]: Cytryna to owoc.
[P]: Nie, to nie jest owoc.

Tutaj licytowali się jeszcze chwilkę, że cytryna to nie owoc, że pani nie sprecyzowała jaki smak chce, że przyniósł najpopularniejszy z "owocowych" smaków, itp, itd. Nie dało się tego ignorować i nie słyszeć, bo to odbywało się stolik obok, a tę panią cała restauracja słyszała, mimo, że nie krzyczała, lecz raczej "żywiołowo" Kelnerowi tłumaczyła swoje racje. Na koniec przysłowiowy gwóźdź do trumny dostarczył i przybił partner owej pani, odzywając się w te słowa:

- Bo wie pan, my 3 lata temu byliśmy również w Pradze i w restauracji podano nam "herbatę owocową". która mojej <wstaw imię> bardzo smakowała.

Wtedy nauczyłem się, że cytryna to nie owoc, a w każdej praskiej restauracji na hasło "herbata owocowa", powinno się podawać jedną i tę samą magiczną mieszankę, którą owa pani piła 3 lata wcześniej. Piszę "w każdej", bo pan partner nie podał nazwy restauracji ani żadnego potwierdzenia, że to była ta, w której właśnie rozgrywała się akcja tej "opery mydlanej".

Pani wstała i powiedziała, że za tę herbatę nie zapłaci, bo to nie jest ta, która piła wtedy, po czym ubrała płaszcz i wyszła. Nie wiem czy jej partner uregulował rachunek, czy kontynuował tę herbacianą farsę, ale tego już nie doczekaliśmy, plan mieliśmy napięty jak baranie jaja i wyszliśmy przed wielkim finałem. Co nie było takie złe, bo nie przegapiliśmy "pokazu": jakaś pani chodziła nago po spacerniaku i filmowali ją (przypuszczam, że jako wstęp do jakiegoś ślizgacza), więc nie ma tego "złego" co by na dobre nie wyszło.

Edit: Dodam kilka wyjaśnień do komentarzy. Po pierwsze to nie była herbaciarnia, ani w karcie nie było herbat "wymienionych", była po prostu "herbata - różne rodzaje", my również herbatę po obiedzie zamawialiśmy (czasowo wcześniej niż ci państwo), ale pomyśleć nie jest rzeczą trudną, więc zapytaliśmy jakie herbaty Pan Kelner poleca. Piekielnością nie jest nieporozumienie, bo się zdarza, może pani zmęczona była, żeby się domyśleć że jest wiele rodzajów herbat, może ma w swoim słowniku, tylko Liptona, Sagę i Owocową, ale, nie wiem czy "piekielnością", na 100% buractwem było zachowanie Pani.

Kelner rozmawiał z panią spokojnie, jak już ustalili, że wg pani cytryna nie jest owocem, chciał się dowiedzieć co nim jest. Myślę, że bez problemu przyniósłby inną herbatę, tylko, że pani innej już nie chciała, strzeliła fochem "udowadniając" Kelnerowi, jak On nie zna się na swojej pracy, bo nie podał jej "herbaty owocowej" takiej jaką ona chciała (wiem, że w legendach jest dużo o czeskich czarodziejach i wiedźmach, lecz bez przesady).

Choć nie krzyczała na niego, jak wspomniałem, mówiła podwyższonym tonem i manierą "co to nie ja, jesteś tu by mi służyć" delikatnie mówiąc, taka pani światowa, co jej słoma z butów wychodzi. Jeśli to nie buractwo według części użytkowników Piekielnych, to nie chcę chodzić do tych samych miejsc publicznych co oni.

Praga restauracja turyści

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (203)

#75823

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Każda zmiana niesie ryzyko i "utrudnienia", które trwają do czasu opanowania nowego procesu/zaadoptowania do nowej sytuacji.
Są ludzie, którzy mają wpojony/wrodzony ból d..y na każdą zmianę.

Droga, na której robią się korki, ale tylko w jednym kierunku (rano w kierunku centrum, po 16 od centrum. Budują szkołę, wybudowana. Trzeba położyć dojazd, jeden pas zamknąć (ten pusty rano).
Gazety pisały, miasto trąbiło, że będą utrudnienia, informacja jak będzie wyglądało zwężenie, gdzie, po której stronie.
Nawet jak nie znasz dobrze rejonu, patrzysz na gugl mapy, street view, używasz wyobraźni i wiesz, że świat się nie kończy. Ale nie, 99% komentarzy na portalach miasta i gazet, że "Urzędasy skur..syny, tylko myślą jak tylko ludziom utrudnić życie.", Armagedon i inne takie!

To w teorii.

Realia? Zrobili zwężenie, postawili światła z jednej i drugiej strony. Świat się nie skończył, korków nie przybyło, wręcz przeciwnie, dzięki światłom ludzie wyjeżdżający z bocznych uliczek mają czas, żeby włączyć się do ruchu, wcześniej musieli czekać aż ktoś ich łaskawie puści, albo uważać na lokalnych Sebów, co to na ograniczeniu do 50km muszą 100 jechać, bo inaczej ich BMW, Merc, czy inne się rozpadnie.

Ale hejtować trzeba, obrazić wszystkich do 10 przodka wstecz urzędników, ich rodziny i zwierzęta domowe. Piekielne, moim zdaniem, jest właśnie robienie takiego zamieszania, jakby koniec świata miał nastąpić, znieważając przy tym wszystkich co do tego palca przyłożyli.

Swoją drogą mam nadzieje, że po dołożeniu dojazdu do szkoły, światła jednak tam powstaną, bo nie wyobrażam sobie, żeby dziatwa latała tamtędy bez nich, gdzie nawet jak po pasach idziesz to nie masz pewności, że Seba widzi cię i co ważniejsze, że zwolni (prosta z pierwszeństwem, bez żadnych fizycznych ograniczeń).

Wrocław

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (198)
zarchiwizowany

#65525

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu w jednym z komentarzy napisałem, że sie wyleczyłem z tego portalu, ale jak widać nie do końca.
Dlatego tym razem nie będę wdawał się w przepychanki słowne w komentarzach. Jak kto sobie zrozumie to zrozumie, jeśli odnajdzie tu jakąś część swoich myśli to dobrze, jeśli nie to "keep scrolling".

Tak czytam o urzędach i znakomita większość psioczy na te instytucje. Jesli czyta to jakiś urzędnik to zapewne poklepałby mnie po ramieniu doczytując ostatnie zdanie.

Kiedy o urzędach mowa, czy nie zastanowiło Was, dlaczego tak długo załatwianie spraw trwa przy okienku? Dlaczego urzędniczka czasami jest w gorszym humorze, dlaczego odsyła was z kwitkiem, dlaczego jest zamotana? Są ku temu różne powody.
Pozwolę sobie przytoczyć 2:
1. problemy prywatne (nie powinny wpływać na efektywność naszej pracy, ale czasami nie da sie wszystkiego stłumić, gdy komus sie ich nagromadzi, a pani/pan urzędniczka/nik nie będzie wam wyłuszczał historię życia, bo każdy wie, że obcej osoby to nie powinno obchodzić. Więc troche zrozumienia, ze każdy może mieć gorszy dzień.
2. Petenci. Zdecydowana większość ludzi jest przekonana, że urzędnik ma jej lub jemu załatwić to i owo, bo po to tu "k..wa" jest. Do wielu nie dociera, że pracą urzędnika nie jest wypałnianie druków, bo lenistwo panienki czy panicza nie pozwala mu wziąć długopisu w domu, wydrukować sobie formularz ze strony urzędu, wypełnić co rozumie a ewentualnie zostawić kilka pól do potwierdzenia i uzupełnienia przy okienku. Do tego dokumenty. Na Stronie urzędu jest lista wymaganych świstków jakie musi przedstawić petent, żeby srpawę załatwić. Przychodzą z jednym dokumentem, bez nawet rozeznania sie co może być potrzebne i chcą, żeby im pozałatwiać.
A nawet jeśli ktoś nie znalazł na stronie, nie miał czasu, itp. Postawa! Usmiech "dzień dobry, ja ze sprawą taka i taką, czy może mi pani pomóc, jakie dokumenty potrzebuję?"

Kto wtedy jest tym piekielnym?

Załatwiałem w urzędach sprawy różne, meldunki, podatki, dokuemnty, rejestracje pojadów. Zawsze miałem komplet dokumentów, bo na stronie sobie sprawdziłem co potrzebuje. Własnie po to "żeby 2 razy nie jeżdzić". Zawsze się przywitałem, jak człowiek do człowieka, rozmowa, kulturalne zwroty, proszę, dziękuję. Jesli jest to szczere to urzednik też będzie pomocny. Karma. Zapomniałem czegoś wziąć to mogłem donieść, jeśli była taka możliwość i przepisy nie wymagały tego na już, w komplecie.

Więc w wielu przypadkach wystarczy podejście i odrobinę zrozumienia. Urzędnik to tez człowiek, któremu troche empatii sie należy i który przepisów nie przeskoczy. Są wyjątki, ale to tylko wyjątki.

Urząd urzędnicy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (99)
zarchiwizowany

#65116

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak czytam sobie o debilach na drogach i mógłbym cały dzień tu spędzić.
Piekielni są tu ludzie i ich brak wyobraźni.

Obecna technologia odbiera rozum, to fakt.

Dołożę się tu z historią jednego dnia:
2 doświadczenia Wrocław, Oba na prawo-skręcie przecinającym przejście dla pieszych.

Skręcanie w prawo przy "warunkowej strzałce": Skrzyżowanie z Bystrzyckiej na Gądowiankę (na przejściu dla pieszych najpierw się zapala światło dla pieszych, po 5 sek (sprawdzałem) dla rowerów).
Mam zielona strzałkę, ruszam normalnie (żaden pisk, ale nie flegmatycznie) Patrzę pieszych brak, żaden rower w zasięgu, dla rowerów czerwone i nagle wjeżdża mi przed maskę rower rozpędzony (chyba przez cały wiadukt nabierał prędkości. Hamulec do podłogi, cud, że idioty nie potrąciłem. Opuszczam szybę u krzyczę, czy życie mu niemiłe, czy w zamian za rower, Bóg rozum mu odebrał? Ok, mógł nie znać skrzyżowania i nie wiedzieć że może coś wyjechać, ale nie zwalnia go to z używania mózgu.

Pół godziny później później, skrzyżowanie na Armii krajowej (koło Lukoila w kierunku na Krakowska) Wyjeżdżam po tankowaniu przez Lidl'a (małe zakupy) dojeżdżam do skrzyżowania, mam zielone, patrzę stoi pieszy, też ma zielone (tam nie wiem czemu nie ma np warunkowego w prawo, ale podobnie jest na placu Legionów), dziewczyna stoi i coś na tel czyta, oczy wlepione w smartfon'a. Ruszam na początku nie odrywając od niej wzroku, oderwałem, żeby spojrzeć czy zaraz nie wjadę w krawężnik, a tu dzierlatka nagle wbiega (nie wchodzi, ruszyła jak do sprintu) mi pod koła, hamulec (gwałtowniej niż przy rowerzyście, mimo, że wolniej jechałem) Ona na mnie, na światło, i na mnie.. potem uciekła.. nie miałem siły ani cierpliwości ani chęci ją gonić, żeby kolejnemu samobójcy w tym dniu tłumaczyć, że wchodząc na drogę trzeba mózg włączyć. Idealne zgranie, dopóki patrzyłem na nią nie widziała świata poza telefonem, oderwałem wzrok, ona też (od ekranu) i zauważyła, że ma zielone, wystartowała jakby ją ktoś psem poszczuł bez oglądania się na boki.

Musze jak najszybciej kupić lub przerobić stary telefon na rejestrator jazdy. Uchroni to przed ewentualnymi oskarżeniami, bo tacy ludzie nie będą winy w sobie widzieć. Łatwiej za swoją głupotę będzie uprzykrzyć lub nawet zniszczyć życie komuś innemu.

Tak dodam jeszcze dla nakreślenia jakim kierowcą jestem, że prawo jazdy mam od 10 lat, bezszkodowa jazda, nie nadużywam prędkości, respektuję znaki (te które widzę), ale też nie jeżdżę flegmatycznie. Uważam że jak mam gdzieś dojechać to dojadę, 5 minut mnie nie zbawi, a jak muszę być gdzieś wcześniej to wcześniej też wyjeżdżam, na parkingu parkuję tak, żeby być po środku wyznaczonych linii, nawet jeśli miałbym 2 razy korygować manewr, żeby inni nie rzucali na mnie łaciną, jak ja rzucam na tych co 2 miejsca zajmują. Dumny byłem posiadania czystego konta do stycznia b.r., kiedy to pierwsze punkty dostałem, bo mnie nawigacja poprowadziła przez zakręt tylko dla Autobusów i ciężarówek (taki łagodniejszy), zaufałem instrukcjom z telefonu, zamiast patrzeć na znaki.

Wybaczcie za niektóre "byki" siedzę na anglojęzycznej przeglądarce i mi nie oznacza błędów, wiec mogę jakieś pominąć (w domu poprawię). :)

Na drodze

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 54 (180)

1