Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

maze111

Zamieszcza historie od: 16 stycznia 2014 - 22:28
Ostatnio: 17 grudnia 2017 - 21:05
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 648
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 10
 

#80947

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ok.10 lat temu, niewielka podstawówka (po jednej klasie z rocznika, łącznie ok 80 dzieci, w budynku były klasy 3-6), godzina wychowawcza. Pedagog szkolny chciał poznać przyczyny "podziału klasy". I oto przeprowadził "głosowanie" kogo w klasie lubimy najbardziej, a kogo najmniej.

Wystąpienie przed wszystkimi osoby, która była lubiana najbardziej nie wzbudziło mojego sprzeciwu, Lecz wyobraźcie sobie wyciągnięcie mojej koleżanki (dostała najwięcej negatywnych głosów) przed szereg i pytanie wszystkich: "Dlaczego nie lubicie Agnieszki?". Niestety Agnieszka nie należała do osób przebojowych, nie była też zamożna, choć jej rodzice ciężko pracowali. Do dziś mam w głowie obraz 11-letniej dziewczynki gniotącej rękaw swetra ze zdenerwowania i spuszczoną głową. Moi znajomi z klasy byli na tyle bezczelni, że właśnie te 2 cechy wykrzyczeli jako dyskwalifikujące koleżankę. Przez długi czas byłam zła na siebie za bezradność w tamtej chwili i dlatego pewnie nie powiedziałam o niej rodzicom.

Bonus 1: Gdy teraz o tym myślę to wiem, że z tymi uczniami było coś nie tak. Przez jeden dzień też stałam się publicznie "nielubianą" i to przez mojego przyjaciela. Otóż powodem, dla którego byłam podobno niekoleżeńska, okazał się mój nieczęsty udział w wycieczkach klasowych (na te najdroższe rodziców nie było stać, a w terminach większości pozostałych byłam po prostu chora).

Bonus 2: Pan pedagog jeszcze długo pracował w naszej szkole. Jego syn z czasem stał się dyrektorem, więc wiedzieliśmy, że posadę będzie miał zapewnioną. Po paru latach jednak "zniknął" ze szkoły, w nieznanych mi okolicznościach. Myśleliśmy, że odszedł na emeryturę. Dopiero po kolejnych kilku latach jakaś kontrola z kuratorium wykazała, że pedagog na papierze nadal jest zatrudniony. Nie muszę chyba wyjaśniać, że oznaczało to, że dostawał pieniądze za pracę, której nie wykonywał. Niestety nie wiem jakie konsekwencje wyciągnięto wobec pedagoga i jego syna-dyrektora, który mu to załatwił.

Bonus 3: W trakcie "pracy" tego pedagoga, czyli już w okresie kiedy fizycznie nie było go w szkole, tę funkcję pełniła inna nauczycielka. Prywatnie matka 3 dzieci, które regularnie biła. Z najstarszym jej dzieckiem chodziłam do klasy, bywałam u nich w domu na urodzinach. I choć przy obcych się hamowała, to i tak potrafiła poprosić córkę do innego pokoju, skąd dziecko wracało po chwili zapłakane z czerwonymi śladami na rękach. Może i było to "tylko" kilka siniaków, ale jednak niesmak jaki wiązał się z funkcją tej nauczycielki w szkole pozostał. Zresztą z czasem te zachowania były przenoszone do szkoły i co niektórzy uczniowie byli przez tę nauczycielkę popychani, szarpani itd.

Być może wyda Wam się, że to błaha historia, lecz dla osoby, której była wpajana tolerancja i szacunek do innych to była prawdziwa próba charakteru. Żałuję, że nikt z tym nic nie zrobił. Z perspektywy czasu myślę, że grono pedagogiczne było jedną kliką. Ot, patologia w polskiej szkole nie tylko od uczniów.

Szkoła

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (123)

#57516

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja sprzed kilku lat.

Pociąg zatłoczony do granic możliwości, czas dojazdu do docelowej stacji ok. 10 min.
Nagle, wśród stłoczonych ludzi nastąpiło poruszenie - młody chłopak (na oko ok. 20-25 lat) zaczyna się ślinić i przewraca się na ziemię potrącając kolejnych pasażerów. Jako, że atak padaczki był dla mnie wtedy jeszcze niespotykanym widokiem i przyznam szczerze, że trochę mnie sparaliżował, a i moje "położenie" w pociągu (miejsce stojące na schodach) nie bardzo umożliwiało jakąkolwiek akcję, zdołałam jedynie wykrzyczeć do ludzi stojących bliżej przejścia aby zawołali konduktora. Parę osób dość nieudolnie próbowało pomóc chłopakowi przytrzymując go i wpychając mu między zęby ołówek (co skończyło się oczywiście natychmiastowym roztrzaskaniem ołówka i poranieniem ust poszkodowanego).

Całą sytuację obserwowała Pani Tipsiara [PT] (naprawdę długie miała te swoje "szpony"), nie szczędząc sobie oczywiście bardzo konstruktywnych komentarzy w stylu: "Ludzie, zróbcie coś! Weźcie go stąd, przecież on tu zaraz umrze!" albo "Ludzie, weźcie się przesuńcie, krwią mnie pochlapie! HIV-a dostanę!" Wtedy do akcji wkroczył on - postawny mężczyzna [M] o wymiarach, jak ja to mówię: 2 na 2. Sam uklęknął przy chorym i zaczął go cucić - uderzając otwartą dłonią po policzkach. Nie było to żadne mordobicie, jednak [PT]znów zaczęła lamentować:

PT - Niech Pan go nie bije! No ludzie, bije chorego! Zróbcie coś! - i cały czas w ten deseń. Nie muszę wspominać, że oprócz komentowania, PT palcem nie kiwnęła.
Po kolejnej z rzędu takiej odzywce wkurzony [M] odpowiedział:
[M] - Ej, Ty, panienka, się tak nie bulwersuj - nie takim się w więzieniu pomagało! - a jego uśmiech z każdą kolejną sekundą stawał się odwrotnie proporcjonalny do uśmiechu [PT].

Konduktor zjawił się parę sekund później, chłopak odzyskał przytomność, a ze stacji zabrano go do karetki.

[PT] stała wmurowana parę ładnych minut, jednak gdy już odzyskała głos, wyciągnęła swoją komórkę i konspiracyjnym szeptem, osobie po drugiej stronie słuchawki zrelacjonowała sytuację. Szybkie spojrzenie przez ramię w stronę [M] i dodała:
- I wiesz tu był taki miły Pan, który mu pomógł! Bogu dzięki, bo ci wszyscy ludzie dookoła to tacy obojętni i bez serca!

PKP

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 499 (573)

1