Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mocarny_matematyk

Zamieszcza historie od: 3 sierpnia 2014 - 23:27
Ostatnio: 18 listopada 2014 - 16:37
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1821
  • Komentarzy: 2
  • Punktów za komentarze: 19
 

#61973

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W piątek wieczór zadzwoniła do mnie mama chłopca, któremu w zeszłym semestrze dawałem korki z matmy. Trochę mnie to zaskoczyło, bo to dopiero pierwszy tydzień szkoły, ale nawet się ucieszyłem wizją zarobku.

Szybko jednak okazało się, że Pani dzwoni, bo w sobotę musi wyjść z domu, opiekunka się rozchorowała i nie ma kto się zająć dziećmi, a chłopcy mnie znają i lubią. Początkowo byłem niechętny, bo się na tym nie znam, ale zaproponowana kwota szybko mnie przekonała. Miałem być u niej w sobotę o 16, bo o 16:30 ona musiała się ulotnić.

Pojawiłem się punktualnie, Pani dała mi pieniądze na pizzę (kolacja), pokazała gdzie są lody na deser i poinformowała, że wróci o 23.

Spróbowałem się dopytać czy ma jakieś wymagania: w sensie czy chłopcy mają odrobić lekcje (1 i 6 podstawówka), czy mają jakiś limit na komputer/tv, czy mają jakieś ogólne wytyczne itd. Pani powiedziała, że "róbta co chceta", byle poszli spać przed 22.

Czas mijał nad podziw dobrze. Najpierw na podwórku trochę pograłem z nimi w piłkę i kosza. Później w domu zamówiłem pizzę i graliśmy w jakieś planszówki, układaliśmy puzzle (swoją drogą miałem z tego więcej radochy niż oni :D). W sumie oni decydowali co robimy. O 21:30 kazałem im się szykować do spania, poczekałem na powrót mamy i w sumie tyle. Niby bardzo udany wieczór.

Kilka dni później dostaję telefon od Pani. Nie dała mi dojść do słowa i cały czas krzyczała, że rezygnuje z moich korków, że jej dzieci nie będą się zadawały z kimś takim jak ja, a wszystko okrasiła piękną dawką przekleństw. Sprawę chciałem wyjaśnić, ale postanowiłem, że dam jej ochłonąć i zadzwonię dnia następnego.

Jednak z czasem martwiłem się coraz bardziej. No bo co się mogło stać, że tak jej podpadłem? Miałem różne wizje. Może chłopcy coś zbroili i zrzucili na mnie? Może coś z domu zniknęło i pomyślała, że zwędziłem? Może któryś się pochorował/zatruł czymś? Może chłopców poniosła wyobraźnia i powiedzieli jej jakieś dziwne rzeczy na temat naszego wieczoru? Nie miałem pojęcia.

Na Panią natknąłem się dnia następnego przy sklepie osiedlowym. Zagadnąłem do niej na parkingu, miałem nadzieję, że w miejscu publicznym zachowa spokój. O ja naiwny...

Pani wciąż krzyczała, że już nigdy mam nie rozmawiać z jej dziećmi, że moja opieka to największy błąd jaki popełniła itd., ale zero konkretów. W końcu jej wyjaśniłem, że nie wiem o czym mówi.

Co się okazało? Pani miała do mnie pretensje o to, że bawiłem się z chłopcami. Jej zdaniem do soboty były to "normalne dzieci", które siedzą przy komputerze i oglądają tv. Jednak wywarłem zły wpływ na jej dzieci. Podawała mi argumenty w stylu "nudzili mi, żebym zagrała z nimi w chińczyka i nie mogłam się skupić na serialu" albo "ja wracam z pracy taka zmęczona, a oni jeszcze chcą się ze mną bawić!". Szkoda dzieciaków.

opieka_nad_dziećmi

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1179 (1243)

#61352

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem jeszcze studentem i z braku czasu (i chęci) na pracę, dorabiam sobie korepetycjami z matematyki. Kto kiedykolwiek dorabiał sobie jako korepetytor, wie, że nie trudno tu o piekielność. Mam jednak w pamięci klienta sprzed dwóch lat, który przebił wszystkich innych.
O to jego wybrane piekielności:

1) Chłopak nie zdał matury w maju i chciał się przygotować do poprawki w sierpniu. Zadzwonił do mnie... 2 tygodnie przed maturą. Czyli chciał nadrobić 3 lata w dwa tygodnie, a jak się szybko okazało to nawet więcej, bo miał problemy z zadaniami na poziomie gimnazjum, a nawet podstawówki!

2) Brak znajomości wzorów. Zawsze tłumaczył się tym, że na maturze dostaje się tablice. Wydrukowałem takie tablice, żeby sprawdzić jak sobie z nimi poradzi. Gdy zobaczył je przed sobą i zdał sobie sprawę, że już mu nie podyktuję potrzebnego wzoru, wpadł w panikę. Przy pierwszym zadaniu wertował tablice przez 5 minut, po czym stwierdził, że musiałem wydrukować złe, bo nie ma potrzebnego wzoru. Oczywiście znalazłem go w 3 sekundy.

3) Notoryczne spóźnienia, przekładanie wizyt w ostatniej chwili itd. Jednak zdarzały się też niezapowiedziane nieobecności. Dwie najbardziej kuriozalne:

a) Chłopak się spóźniał. Po pół godziny dostaję smsa z informacją, że on dziś nie przyjedzie, bo zaspał. Niby normalne, ale byliśmy umówieni na 14...

b) Spóźniał się, ale minęła godzina, potem druga i zero informacji. Wieczorem dzwoni do mnie ktoś z nieznajomego numeru, odbieram i okazuje się, że to jego mama. Informuje mnie ona, że syn nie przyjechał, bo zadałem mu trudne zadanie do domu, on nie umiał zrobić i się zestresował... Ale to już historia na piekielność 4.

4) Chłopak ewidentnie nie ćwiczył w domu, nie robił postępów i ogólnie zlewał na wszystko. Wydrukowałem mu jakiś arkusz próbny, ale nie ze strony CKE, dzięki czemu nie miał gdzie znaleźć do tego odpowiedzi. Gdy dzwoniła jego mama, wytłumaczyłem, że nie jestem szkołą i nie postawię mu 1, a zadanie dostał, żeby poćwiczyć samemu. Niech zrobi ile potrafi i przyjedzie to mu sprawdzę, a resztę zrobimy wspólnie. Gdy przyjechał arkusz był kompletnie pusty. Wytłumaczył mi, że bardzo próbował, ale nie umiał zrobić żadnego zadania. Na pytanie czemu arkusz jest pusty i nie ma prób obliczeń, stwierdził, że robił na brudno. Wiedziałem, że kręci, więc poprosiłem, żeby podał treść choć jednego zadania otwartego. Oczywiście nie umiał i zaczął się rzucać, że to nie przesłuchanie, że nie muszę mu wierzyć itd.

5) Przyjeżdżał na 2 godziny, ale uczyliśmy się mniej. Zdarzało się np. w połowie zadania, że wstawał i mówił, że musi sobie zapalić, po czym wychodził na 20 minut.

Przypadek był beznadziejny, na korepetycjach nawet nie próbował mnie słuchać, w domu sam nie ćwiczył, na maturze mu nie zależało, a przyjeżdżał do mnie jak sam stwierdził "żeby starzy się nie czepiali". W pewnym momencie już powiedziałem mu wprost, że on nie zda tej matury, bo przecież nic nie umie, na co tylko wzruszył ramionami.

Jakiś czas później dostałem telefon od jego mamy, że maturę zdał. Miał 34%, niewiele, ale jednak zdał, czego nie mogę zrozumieć do teraz...

korepetycje

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 581 (639)

1