Pracowałam w pewnej znanej sieci "sklepów z kulturą" na literę 'E' - i zapewne o tym będzie większość moich historii. Na początek jednak nie klient, a taksówkarz. (Przepraszam, ale będzie dość obszernie).
Musiałam się pilnie dostać z dworca PKP do pracy, więc szybko wsiadłam do stojącej pod dworcem taksówki, zauważywszy tylko kątem oka, że auto ma logo jednej z tańszych korporacji w mieście. Okazało się, że trafiłam na taksówkarza - gawędziarza, w dodatku w depresji. Zaczął od przestrzegania mnie, żebym pod żadnym pozorem z nikim się nie wiązała, bo jego zostawiła kobieta, więc wszystkie związki są do d**y i nie mają przyszłości. Nieco rozbawiona uświadomiłam go, że jestem mężatką i nie narzekam. W odpowiedzi otrzymałam kilkuminutowy wykład na temat tego, że na pewno mąż mnie zostawi, że pewnie ma inną na boku i że pożałuję, iż kiedykolwiek wyszłam za mąż.
Zaczęła mnie irytować ta paplanina, więc zmieniłam temat - niefortunnie, na pracę... Kiedy tylko się wydało, że pracuję w dziale z książkami, wywiązał się poniższy dialog ( [T] - taksówkarz, [J] - ja):
T: To jak przyjdę do pani i poproszę o książkę, to pani mi jakąś poleci?
J: Oczywiście, na tym m.in. polega moja praca.
T: To pani przeczytała te WSZYSTKIE książki z całego sklepu?
J: Nie... wszystkich to się nie da... ale czytam sporo.
T: Zatem... jest pani niekompetentna i powinni panią zwolnić! Jak idę do księgarni, to liczę, że sprzedawca przeczytał wszystkie książki, którymi handluje!
J (zirytowana): A jak pan idzie do sklepu z bielizną, to też pan oczekuje, że sprzedawca nosił wcześniej te wszystkie gacie?
O dziwo, kierowca - gawędziarz do końca drogi już się nie odezwał.
Musiałam się pilnie dostać z dworca PKP do pracy, więc szybko wsiadłam do stojącej pod dworcem taksówki, zauważywszy tylko kątem oka, że auto ma logo jednej z tańszych korporacji w mieście. Okazało się, że trafiłam na taksówkarza - gawędziarza, w dodatku w depresji. Zaczął od przestrzegania mnie, żebym pod żadnym pozorem z nikim się nie wiązała, bo jego zostawiła kobieta, więc wszystkie związki są do d**y i nie mają przyszłości. Nieco rozbawiona uświadomiłam go, że jestem mężatką i nie narzekam. W odpowiedzi otrzymałam kilkuminutowy wykład na temat tego, że na pewno mąż mnie zostawi, że pewnie ma inną na boku i że pożałuję, iż kiedykolwiek wyszłam za mąż.
Zaczęła mnie irytować ta paplanina, więc zmieniłam temat - niefortunnie, na pracę... Kiedy tylko się wydało, że pracuję w dziale z książkami, wywiązał się poniższy dialog ( [T] - taksówkarz, [J] - ja):
T: To jak przyjdę do pani i poproszę o książkę, to pani mi jakąś poleci?
J: Oczywiście, na tym m.in. polega moja praca.
T: To pani przeczytała te WSZYSTKIE książki z całego sklepu?
J: Nie... wszystkich to się nie da... ale czytam sporo.
T: Zatem... jest pani niekompetentna i powinni panią zwolnić! Jak idę do księgarni, to liczę, że sprzedawca przeczytał wszystkie książki, którymi handluje!
J (zirytowana): A jak pan idzie do sklepu z bielizną, to też pan oczekuje, że sprzedawca nosił wcześniej te wszystkie gacie?
O dziwo, kierowca - gawędziarz do końca drogi już się nie odezwał.
E.
Ocena:
696
(784)
Komentarze