Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10503

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałam w znanej sieci „sklepów z kulturą” na literę ‘E’. Poniższa historia przydarzyła się koleżance (nazwijmy ją [J]ulia), ale byłam naocznym świadkiem obu wizyt [K]lientki - jeśli nie piekielnej, to przynajmniej specyficznej.

Pewna pani, z wyglądu lat 45-50, po godzinie grzebania w stojakach i zaangażowaniu do pomocy połowy personelu, nabyła w końcu dwie świeczki dekoracyjne za łączną kwotę ok. 20 zł (istotne, dlatego wspominam).

Dobre trzy miesiące później po przyjściu do pracy zastałam w salonie właśnie opisaną wyżej panią, która próbowała ten towar zwrócić. Koleżanka tłumaczyła jej, że termin zwrotu przewidziany przez firmę (60 dni od zakupu!) dawno upłynął i zwrotu nie przyjmie, poza tym babka zgubiła paragon. Klientka w takim razie zażądała formularza reklamacji, dowodząc, że prawo gwarantuje jej możliwość zareklamowania niepełnowartościowego produktu. I tu dochodzimy do punktu kulminacyjnego:

[J]: Dlaczego pani uważa, że te świeczki są wadliwe? Przecież już na pierwszy rzut oka widać, że nie mają żadnych ubytków!
[K]: No bo ja kupiłam te świeczki dla mojego syna i jego dziewczyny w prezencie zaręczynowym, a oni się rozstali. Ona go rzuciła!!! I ja teraz koniecznie muszę cofnąć ten zakup... rozumie pani, nie wyrzucić albo oddać, tylko koniecznie cofnąć zakup, bo te świeczki teraz mają złą energię i w przeciwnym razie będą wszystkim przynosić pecha! A skoro mają złą energię, to są niepełnowartościowe, tak czy nie?

Centrala oczywiście reklamację odrzuciła, ale dyrektor zdecydował się mimo wszystko zwrócić klientce pieniądze, argumentując, że z takimi szkoda dyskutować - tym bardziej, że kwota zakupu niewielka.

E.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 537 (629)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…