Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#10647

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wtorek, ok. 17.45, piętnaście minut do zamknięcia sklepu. W kolejce przede mną kilka osób, po chwili staje za mną (k)obieta, ok 70-75 lat i zaczyna mówić podniesionym głosem do (e)kspedientki:
K: Kurczaki to so?
E: Nie, nie ma.
K: Jak to nie ma?!?! Chyba se żartujesz!
E: Proszę pani, były, skończyły się już.
Tu kobieta przeszła na "ty".
K: To więcej bierz tych kurczaków.
Ekspedientka spokojnie: bierzemy tyle, ile sprzedamy. Mamy świeże mięso, każdego dnia są świeże kurczaki, nie mrozimy ani nie myjemy jak w innych sklepach.
K: Specjalnie to robisz, żebym droższe mięso kupiła, a ja u Ciebie nic nie kupie, oszukujesz ludzi.
Ekspedientka nadal spokojnie. Kolejka się przesuwa, kobieta nadal za mną. Akurat wyszło tak, że mnie obsługiwała inna ekspedientka, a kobietę ta, na którą wręcz nakrzyczała.
K: ty mnie dziś nie obsługuj. Rąk pewnie nie myjesz, wcześniej pewnie szmato podłogę zmywałaś. Ta druga niech mnie obsłuży.
Ekspedientka wyluzowana, przechodzi do obsługiwania kolejnej osoby, a kobieta mówi do drugiej ekspedientki:
K: daj mi tych paróweczek drobiowych, tych po 20 złotych (cena zmyślona, nie pamiętam dokładnie, ale wzięła najdroższe). Moja felcia tylko te je. I jeszcze 40dkg tej szyneczki (znów wzięła najdroższą), to felci na kolację dam.

Felcia okazała się kotem, którego przed sklepem w koszyku wyścielonym kocem trzymał chyba mąż tej pani. Na kota nie żałowała, ale "droższego" mięsa na obiad dla męża to już nie kupiła.

sklep mięsny/Warszawa

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (210)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…