Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10864

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadziłem kiedyś spływy kajakowe.
Organizowaliśmy je w ZSP jednego z uniwerków na południu Polski, a odbywały się na Pojezierzu Augustowskim.
Jako że trzeba było się tam najpierw dostać, informowaliśmy uczestników, iż najlepiej jechać pośpiesznym "Wigry".
Pociąg ten wyjeżdżał z Gliwic, gdzie był jeszcze prawie pusty, tzn. w prawie każdym przedziale już ktoś był, ale po 2 - 3 osoby, natomiast z Katowicach był już zapchany do granic możliwości.
Niestety pociąg ten ten nie miał miejscówek, więc przy wsiadaniu w Katowicach wśród pasażerów rozpoczynała się Wolna Amerykanka.

Po paru przejazdach wpadliśmy z kumplami na pomysł, że będziemy jechać do Gliwic we trzech, tam każdy "rezerwuje" jeden przedział i dojeżdżając do Katowic wywieszamy duży karton z napisem "ZSP Spływ" i uczestnicy - oczywiście wcześniej o tym poinformowani - wiedzą już gdzie w pociągu nas szukać.

W czasie jednego z przejazdów, jakoś 10 min. po starcie z Gliwic (staliśmy we trzech na korytarzu, przy "naszych" przedziałach) widzimy jak do jednego z nich pakuje nam się pani z dwoma córkami, które mogły mieć gdzieś po 15-16 lat. Podszedłem i informuję panią, że te przedziały są zarezerwowane dla uczestników spływu, którzy wsiądą w Katowicach. Na co [p]ani wypala:
[p]; - Przecież widzę, że są wolne ! Co mi tu będziesz wmawiał?!
[j]; - Teraz nikogo nie ma, ale tłumaczę pani, że na następnej stacji wsiądą ludzie, dla których specjalnie te przedziały zajęliśmy.
[p]; (krzykiem) - Nie będziesz mi mówił gdzie mam siadać! Tu jest wolne i tu wchodzę!

Na co jedna z córek: Mamo chodźmy gdzie indziej. Przecież widzisz, że zajęte, a tam jest pełno wolnych miejsc.
[p]: - Nie! Nie będzie mi tu gówniarz dyktował gdzie mam usiąść!
Po czym trzasnęła mi drzwiami od przedziału przed nosem.

No nic myślę. Najwyżej nie będziemy jechać w trzech przedziałach obok siebie.

W Katowicach uczestnicy nas zauważyli, powsiadali i pociąg ruszył. Poinformowaliśmy ich, że niestety oni będą siedzieć blisko siebie żeby się poznać, a nasza trójka organizatorów gdzieś sobie jakieś miejsca znajdzie (choć od razu wiedzieliśmy, ze to niewykonalne), albo po prostu, jeśliby czegoś od nas potrzebowali, to znajdą nas gdzieś na korytarzu. Na co jeden z [u]czestników pyta:
[u] - Ale dlaczego?
No to opowiadamy mu jak do tej sytuacji doszło, na co on odpowiada krótkim - Poczekajcie.

Wsiada do przedziału "mamy z córkami"..... i się zaczęło :)

Najpierw grzecznie, wręcz szarmancko wita się z obecnymi w przedziale. Najpierw panią, a potem obie córki całuje w rękę (oczywiście przedstawiając się!), dopiero potem bierze plecak, który wcześniej zostawił w korytarzu, układa go na półce (akurat nad głową owej pani, co jak się zaraz okaże, ma fundamentalne znaczenie) i siada.
Zaczyna rozmowę. Z ujmującym uśmiechem pyta panią o zdrowie, cel podróży, pod niebiosa wychwala urodę córek (jak można się domyśleć nie omieszkał zaznaczyć, iż od razu widać po kim one takie śliczne) i konwersacja trwa. Pani ogólnie mówiąc była zachwycona nowym współpasażerem.

Ale nic co piękne nie trwa wiecznie, więc...

Nagle szarmancki pan wstaje... i prosi panią, czy ona też mogłaby wstać, bo on potrzebuje coś z plecaka, a nie chciałby, żeby przypadkiem plecak mu się wymsknął i spadł na głowę owej pani. Pani się zgadza, wstaje, a chłopak po ściągnięciu plecaka, grzebania w nim jakieś 40 sek (pani cały czas stoi, bo plecak oparł na jej siedzeniu) wyciąga z niego... Jabłko! Po czym plecak odkłada, dziękuje i siada. Je to jabłko i nagle uderza się ręką w głowę ze słowami:

[u] - Och! Gdzie moja kultura! Jeszcze raz panią przepraszam, czy mogłaby pani wstać jeszcze na momencik? Ja bardzo przepraszam.

No nic. Babka wstaje, chłopak sięga po plecak, znowu w nim grzebie i wyciąga... Tak oczywiście jabłko. Po czym plecak na półkę, oboje na siedzenia i dialog.

[u] - Proszę uprzejmie. Proszę się poczęstować - podając jej owoc.
[p] - Dziękuję bardzo.

No i znowu "gadka szmatka" o wszystkim i o niczym. Nie mija może minuta, jak chłopak w najbardziej uniżonych słowach znów prosi panią o powstanie bo musi coś wyciągnąć z plecaka. Pani ma minę jakby coś przeczuwała, ale wstaje. chłopak plecak ściąga, grzebanie i wyciągnięcie... tak zgadliście.

To jabłko było już ostatnim które wyciągnął, bo pani w tym momencie obie córki za rączki i nura z przedziału. Dziewczyny śmieją się pod nosem, a mamusia cała czerwona odpaliła tylko na do widzenia;

[p] - CHAM !!!

Ubaw mieliśmy z tego przez całą podróż :) Zapytałem tylko kolegę, co by było gdyby zabrakło mu jabłek ? Odpowiedział, że ma ich 2 kg, bo mamusia spakowała mu witaminki, a on tych jabłek nie znosi, więc spokojnie gdzieś do Warszawy by starczyło...

Podróż pociągiem

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 657 (773)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…