Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

maxther

Zamieszcza historie od: 14 lutego 2011 - 15:14
Ostatnio: 12 grudnia 2023 - 14:33
O sobie:

Tak sobię myślę... co czują osoby które czytając, doskonale wiedzą że dana historia jest o nich...

  • Historii na głównej: 3 z 8
  • Punktów za historie: 530
  • Komentarzy: 155
  • Punktów za komentarze: 613
 

#10864

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadziłem kiedyś spływy kajakowe.
Organizowaliśmy je w ZSP jednego z uniwerków na południu Polski, a odbywały się na Pojezierzu Augustowskim.
Jako że trzeba było się tam najpierw dostać, informowaliśmy uczestników, iż najlepiej jechać pośpiesznym "Wigry".
Pociąg ten wyjeżdżał z Gliwic, gdzie był jeszcze prawie pusty, tzn. w prawie każdym przedziale już ktoś był, ale po 2 - 3 osoby, natomiast z Katowicach był już zapchany do granic możliwości.
Niestety pociąg ten ten nie miał miejscówek, więc przy wsiadaniu w Katowicach wśród pasażerów rozpoczynała się Wolna Amerykanka.

Po paru przejazdach wpadliśmy z kumplami na pomysł, że będziemy jechać do Gliwic we trzech, tam każdy "rezerwuje" jeden przedział i dojeżdżając do Katowic wywieszamy duży karton z napisem "ZSP Spływ" i uczestnicy - oczywiście wcześniej o tym poinformowani - wiedzą już gdzie w pociągu nas szukać.

W czasie jednego z przejazdów, jakoś 10 min. po starcie z Gliwic (staliśmy we trzech na korytarzu, przy "naszych" przedziałach) widzimy jak do jednego z nich pakuje nam się pani z dwoma córkami, które mogły mieć gdzieś po 15-16 lat. Podszedłem i informuję panią, że te przedziały są zarezerwowane dla uczestników spływu, którzy wsiądą w Katowicach. Na co [p]ani wypala:
[p]; - Przecież widzę, że są wolne ! Co mi tu będziesz wmawiał?!
[j]; - Teraz nikogo nie ma, ale tłumaczę pani, że na następnej stacji wsiądą ludzie, dla których specjalnie te przedziały zajęliśmy.
[p]; (krzykiem) - Nie będziesz mi mówił gdzie mam siadać! Tu jest wolne i tu wchodzę!

Na co jedna z córek: Mamo chodźmy gdzie indziej. Przecież widzisz, że zajęte, a tam jest pełno wolnych miejsc.
[p]: - Nie! Nie będzie mi tu gówniarz dyktował gdzie mam usiąść!
Po czym trzasnęła mi drzwiami od przedziału przed nosem.

No nic myślę. Najwyżej nie będziemy jechać w trzech przedziałach obok siebie.

W Katowicach uczestnicy nas zauważyli, powsiadali i pociąg ruszył. Poinformowaliśmy ich, że niestety oni będą siedzieć blisko siebie żeby się poznać, a nasza trójka organizatorów gdzieś sobie jakieś miejsca znajdzie (choć od razu wiedzieliśmy, ze to niewykonalne), albo po prostu, jeśliby czegoś od nas potrzebowali, to znajdą nas gdzieś na korytarzu. Na co jeden z [u]czestników pyta:
[u] - Ale dlaczego?
No to opowiadamy mu jak do tej sytuacji doszło, na co on odpowiada krótkim - Poczekajcie.

Wsiada do przedziału "mamy z córkami"..... i się zaczęło :)

Najpierw grzecznie, wręcz szarmancko wita się z obecnymi w przedziale. Najpierw panią, a potem obie córki całuje w rękę (oczywiście przedstawiając się!), dopiero potem bierze plecak, który wcześniej zostawił w korytarzu, układa go na półce (akurat nad głową owej pani, co jak się zaraz okaże, ma fundamentalne znaczenie) i siada.
Zaczyna rozmowę. Z ujmującym uśmiechem pyta panią o zdrowie, cel podróży, pod niebiosa wychwala urodę córek (jak można się domyśleć nie omieszkał zaznaczyć, iż od razu widać po kim one takie śliczne) i konwersacja trwa. Pani ogólnie mówiąc była zachwycona nowym współpasażerem.

Ale nic co piękne nie trwa wiecznie, więc...

Nagle szarmancki pan wstaje... i prosi panią, czy ona też mogłaby wstać, bo on potrzebuje coś z plecaka, a nie chciałby, żeby przypadkiem plecak mu się wymsknął i spadł na głowę owej pani. Pani się zgadza, wstaje, a chłopak po ściągnięciu plecaka, grzebania w nim jakieś 40 sek (pani cały czas stoi, bo plecak oparł na jej siedzeniu) wyciąga z niego... Jabłko! Po czym plecak odkłada, dziękuje i siada. Je to jabłko i nagle uderza się ręką w głowę ze słowami:

[u] - Och! Gdzie moja kultura! Jeszcze raz panią przepraszam, czy mogłaby pani wstać jeszcze na momencik? Ja bardzo przepraszam.

No nic. Babka wstaje, chłopak sięga po plecak, znowu w nim grzebie i wyciąga... Tak oczywiście jabłko. Po czym plecak na półkę, oboje na siedzenia i dialog.

[u] - Proszę uprzejmie. Proszę się poczęstować - podając jej owoc.
[p] - Dziękuję bardzo.

No i znowu "gadka szmatka" o wszystkim i o niczym. Nie mija może minuta, jak chłopak w najbardziej uniżonych słowach znów prosi panią o powstanie bo musi coś wyciągnąć z plecaka. Pani ma minę jakby coś przeczuwała, ale wstaje. chłopak plecak ściąga, grzebanie i wyciągnięcie... tak zgadliście.

To jabłko było już ostatnim które wyciągnął, bo pani w tym momencie obie córki za rączki i nura z przedziału. Dziewczyny śmieją się pod nosem, a mamusia cała czerwona odpaliła tylko na do widzenia;

[p] - CHAM !!!

Ubaw mieliśmy z tego przez całą podróż :) Zapytałem tylko kolegę, co by było gdyby zabrakło mu jabłek ? Odpowiedział, że ma ich 2 kg, bo mamusia spakowała mu witaminki, a on tych jabłek nie znosi, więc spokojnie gdzieś do Warszawy by starczyło...

Podróż pociągiem

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 657 (773)
zarchiwizowany

#11208

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia napisana przez Tumartini i komentarze pod nią przypomniały mi opowieść mojego kolegi, którą postaram się tu przytoczyć.
Będzie o samochodzie i dwóch "nudzących się" szkrabach.

Kolega mój, ojciec dwóch - wtedy pięcio- i sześcioletnich nicponiów, wybrał się ze znajomymi na wczasy. Znajomy jakimś najnowszym, prosto z salonu Mitsubishi terenowym.
Zajechali, panowie poszli się zameldować, a dzieci miały pilnować mama i żona kolegi. Obie panie oczywiście zamiast pilnować, zachwycały się widokami (miejscowość górska), a chłopcy z nudów znaleźli sobie rozrywkę w postaci RYSOWANIA jakimiś kamykami samochodu kolegi.
Jak znajomy wrócił, to mówi, że o mało na zawał nie padł. Najpierw 'z góry na dół" opier.... hmm. okrzyczał żonę, że zamiast pilnować dzieci robi... coś zupełnie innego, a potem zaczął gorąco przepraszać swojego kolegę, obiecał zwrócić koszty (wiedział, że na pobyt wakacyjny musi bardzo okroić fundusze) itd.

Kolega znajomego spojrzał na zdewastowane drzwi (przednie i tylne), poklepał go po ramieniu i rzekł po prostu:

- Daj spokój ! Przecież to tylko dzieci :)

Pilnujmy swoich dzieci :)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (165)
zarchiwizowany

#10899

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Prowadziłem kiedyś spływy kajakowe.
Trasę tych spływów miałem już tak opanowaną, że mogłem z dokładnością do 15 min. określić w jakim miejscu i na którym kilometrze odcinka rzeki będę się w danym dniu i momencie znajdował. Było to ważne ze względów które juz wyjaśniam.
Ponieważ był to szlak typowo kajakowy, zawsze wcześniej dzwoniłem (z wyprzedzeniem dwu-, lub nawet trzydniowym) na biwaki i rezerwowałem miejsce dla swojej grupy. Wiadomo, różne grupy przypływają o różnych porach i nie chciałem, aby zdarzyła się sytuacja, że dopływam z grupą o późnej godzinie, a na biwaku nie ma miejsca. Tak było i tym razem.

Dzwonię do znajomego właściciela pola namiotowego (po kilku latach pływania znaliśmy się już wszyscy) i mówię mu, że pojutrze ok 18-tej będę u niego na polu i proszę o to samo miejsce co zwykle. Odpowiada -ok, nie ma sprawy. Upewniam się czy "moje" miejsce będzie wolne, na co otrzymuję odpowiedź: - Jasne, przecież wiesz że dla ciebie zawsze.
No to wszystko pięknie.

Pole o którym pisze to wielka łąka, z tym że z dwóch stron ogrodzona w odległości ok 20 m od ściany lasu, z jednej strony stroma skarpa nad rzeką, a tylko jeden bok przystawał do lasu i był od strony wschodniej. Rano o szóstej nikogo słońce z namiotu nie wyganiało i właśnie na tym miejscu mi zależało.

W umówionym dniu parę minut przed 18 przybijam ze spływem do brzegu, wyciągamy kajaki i zaczynamy się rozpakowywać. -Bagaże i cały sprzęt woziliśmy w kajakach-. Wszyscy zajęci pracą, a ja idę do Jarka (właściciel pola) zapłacić. Wspinam się na skarpę i widzę... Na naszym miejscu rozbitych kilka namiotów. Pierwsze co pomyślałem, to to, że jeszcze dzisiaj i to zaraz zwijają się. Ale patrzę, a z jednego z namiotów wychodzi facet i zaczyna przygotowania do ogniska ! Coś mnie tknęło i krzyczę ze skarpy do spływowiczów, żeby wstrzymali się z wypakowywaniem. Pytają: - Dlaczego ? Odp.: Właśnie idę to wyjaśnić.

Wchodzę do knajpki i witając się z [J]arkiem (minę miał dziwną) pytam się co to za namioty ?
[J] - A wiesz, nie wiedziałem na pewno czy się zjawisz (nigdy mi się to nie zdarzyło, jeśli się zapowiedziałem), a akurat oni godzinę temu przypłynęli (i zdążyli rozbić obóz i przygotowywać się juz do ogniska) to im pozwoliłem się tam rozbić.
[ja] - No ale przecież się umówiliśmy. Powiedziałem że będę na 18 i jestem. Możesz chyba iść i poprosić ich żeby zmienili miejsce ?
[J] - No wiesz... Nie bardzo.
[ja] - Dlaczego ?
[J] - No bo to są NIEMCY. Oni mi płacą w markach.

Tu się we mnie zagotowało. W czym ja i moja grupa jest gorsza od Niemców ?

Miałem dylemat, bo godzina już późna, na zmianę biwaku nie ma szans (nie wiedziałem nawet czy na innych polach nie będzie tłoku), więc rad nierad postanowiłem zostać i rozbić się w miejscu nasłonecznionym. Powiedziałem tylko Jarkowi że w ten sposób się nie postępuje i jestem u niego ostatni raz. Zapłaciłem i wyszliśmy. Pisze wyszliśmy, bo naszej rozmowie (nie od początku) przysłuchiwał się jeden ze spływowiczów. Pyta mnie : -O co chodzi. No to mu tłumaczę jaka jest sprawa, że na naszym miejscu, chociaż mieliśmy rezerwację rozbili się Niemcy, itd. Wysłuchał i poszedł do nich. Ja w międzyczasie zszedłem do grupy i kazałem z bagażami wchodzić do góry.

Wchodzimy i co widzimy ? Kolega - nazwijmy go Paweł, wesoło szwargota z Niemcami czystą mową germańską. Ponieważ nie znam tego języka, zbytnio nie wsłuchiwałem się o czym tak rozprawiają... Do czasu aż Paweł podszedł do mnie i zakomunikował, że próbował im przetłumaczyć, że to nasze miejsce, że mamy rezerwację itd., ale "jak grochem o ścianę"

Powiedziałem: - Daj spokój. Tu się rozbijemy. Paweł zgodził się ze mną i akurat w tym momencie uslyszelismy głośny śmiech od strony Niemców, a w Pawła nagle jakby piorun strzelił ! Obrócił się na pięcie, podszedł w pobliże Niemców i zaczął pięknym, męskim głosem śpiewać...

Rotę po niemiecku !

Zamarliśmy, a on w najlepsze dalej śpiewa...

Tu już zakończę. Niemców nie było na polu w piętnaście minut. My rozbiliśmy się na ich miejscu i wszystko grało.

Przy ognisku zapytałem tylko Pawła, co go tak wytrąciło z równowagi, że tak zrobił.
Odpowiedział mi coś co mnie bardzo zabolało, ale niestety chyba mogło być prawdą. Podobno jeden z Niemców zwrócił się do drugiego w te oto słowa:

- Patrz jakie durne polaczki. Myślą że jakąś rezerwację mają, to się będą rozbijać. Liczą się pieniądze, nie rezerwacja ! Ja nawet teraz w spodenkach mam tyle, że mógłbym ich wszystkich kupić razem z tymi ich kajakami !

Spływy kajakowe

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (249)
zarchiwizowany

#10652

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To dzisiaj też o TP - tyle się tego czyta, że aż trzeba napisać :)
Pisałem już kiedyś o tym na innym portalu, ale skoro istnieje ten -tematyczny- to tu się powtórzę.

Kiedyś się przeprowadzałem i chciałem przenieść swój nr tel. do nowego lokalu.

Zadzwoniłem do TP i poprosiłem o przeniesienie, z tym iż zaznaczyłem, że jeszcze mieszkam tu gdzie mieszkam, ale chciałem już wcześniej to zgłosić, żebym później nie musiał długo czekać. Pan z TP wysłuchał i obiecał przygotować wszystkie dokumenty, żeby jak już będę na nowym mieszkaniu dał tylko znać i wtedy od razu przyjdą i zrobią.

Przy podawaniu panu nowego adresu, okazało się, że nie znam nr. mieszkania (byłem tam tylko raz, było to mieszkanie kolegi od którego miałem je wynająć i po prostu go nie pamiętałem). Tego nr. :)Powiedziałem panu, że zaraz się tam przejdę, zadzwonię jeszcze raz i powiem ten nr. Pan się zgodził i wyszło, że mam już gotowe zlecenie przeniesienia tylko mam zadzwonić z tym nr. mieszkania.

A wyszło tak, że niestety nie poszedłem i o sprawie zapomniałem. Z mieszkania zrezygnowałem, przeprowadziłem się zupełnie gdzie indziej, nr nie przenosiłem, bo na nowym mieszkaniu był telefon. Po tygodniu od zgłoszenia zadzwoniłem, że dziękuję bardzo, ale z przeniesienia rezygnuję, że będę płacił abonament za ten tel. który miał być przeniesiony do końca trwania umowy, pani "zanotowała", ja podziękowałem i "cześć pieśni".

Jak się zaraz okaże, nie do końca...

Po ok ROKU czasu, jestem u mamy i dzwoni telefon -oczywiście stacjonarny- i pani z TP pyta mnie czy jestem teraz w domu, bo ona właśnie wysłała monterów, żeby przenieść ten nr. (Dzwoni na stacjonarny, a pyta czy jestem w domu. Domu do którego miałem przenosić nr. odległego o dobre kilka kilometrów, od tego gdzie się dodzwoniła...) Poinformowałem panią, że chyba sobie żarty stroi, że dawno już zrezygnowałem itd., poza tym skąd ma nr. na który dzwoni, skoro nigdzie go nie podawałem ?

Na co pani bardzo oburzona stwierdziła, że poniosę koszty, że coś tam, coś tam... Stwierdziłem więc, dobrze niech wysyła, tylko gdzie ci monterzy chcą cokolwiek montować, skoro podałem tylko nr klatki. Pani zaczęła na mnie krzyczeć, tak krzyczeć, że ją to mało interesuje, że przecież jest zgłoszenie i takie tam.

Może gdyby nie krzyczała, dalej starałbym się wyjaśnić pomyłkę, ale w takim wypadku kazałem się pani w d...e pocałować, zażądałem powtórzenia swojego nazwiska, nr służbowego i kontaktu z bezpośrednim przełożonym. Dopiero to troszkę ostudziło krewką osóbkę, po czym zapytałem skąd w ogóle wymyśliła, żeby dzwonić do mojej mamy, skoro ma podane moje nr kontaktowe, a wśród nich na 100% nie ma tego na który dzwoni. Pani odpowiedziała, że to nieistotne, skoro dodzwoniła się do osoby, do której chciała...

To był już koniec naszej rozmowy, bo w tym momencie "odłożyłem" słuchawkę i obiecałem sobie, że choćbym miał się nauczyć puszczać znaki dymne, to się nauczę, a nigdy, przenigdy nie skorzystam z usług TP...


TP

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (146)

#8570

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O sprawności Poczty Polskiej i panujących w niej standardach można by napisać niejeden elaborat, a już o doręczaniu przesyłek, (lub raczej ich braku) to już całe opasłe tomiska. Siedzisz cały dzień w domu, a wieczorem znajdujesz w skrzynce awizo, to zna każdy z nas i o tym będzie ta powiastka.
Wielokrotnie zdarzało mi się prosić panią na poczcie, aby przekazała "mojemu" listonoszowi, iż wejście na drugie piętro, to dla zdrowego faceta nie jest problem i bardzo proszę, aby jednak fatygował się do mnie, jeśli coś dla mnie ma. (Muszę zaznaczyć, że listonosz o którym piszę, to ok. dwudziestoparoletni kawał chłopa). Niestety bez skutku, aż do pewnego dnia, kiedy opisana poniżej sytuacja "przelała czarę goryczy".

Wychodząc ze swojej kamienicy, natknąłem się na listonosza chcącego właśnie do niej wejść. Jako że oczekiwałem właśnie na przesyłkę, pytam go czy coś dla mnie ma. Znamy się -jak to z listonoszem-, więc wie pod którym numerem mieszkam i jak się nazywam. Odpowiedział, że nie i tyle. Oczywiście po powrocie znajduję w skrzynce co? Zgadliście. Awizo.

Teraz już mocno wkurzony idę na pocztę po odbiór. Podszedłem do okienka, przesyłkę odebrałem i pytam panią, czy jest listonosz obsługujący mój rewir. Musiałem mieć dziwne spojrzenie, bo pani spojrzała na mnie kątem oka, po czym cichutko wyszeptała:
- Nie ma. Jeszcze nie wrócił z terenu.
Ja:
- W takim razie proszę przekazać panu listonoszowi, że jeśli jeszcze raz będzie miała miejsce taka sytuacja jak dziś, że pytam go czy coś dla mnie ma, a on odpowiada że nie, a za 15 min. znajduje awizo, bo nie chciało mu się pobrać z poczty przesyłki - bo przecież łatwiej zabrać bloczek awiz, to będziemy musieli poważnie porozmawiać. Po męsku.

Oczywiście niczym mu nie groziłem i tak dalej, ale o dziwo poskutkowało i teraz nawet jak widzi mnie z daleka to woła, żebym, poczekał bo coś ma... :)

Kochana Poczta Polska

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 523 (677)
zarchiwizowany

#8123

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na zakupach w hipermarkecie.
Poszedłem kupić proszek do prania i wchodząc między regały z proszkami zobaczyłem [K]obietę oglądającą proszki na górnej półce. Opakowania ciężkie, ok 3 do 5 kg. Kobieta ściągając jeden, zrzuciła drugi. Już zrywałem się podbiec i pomóc jej podnieść ten proszek, ale widzę, że tylko od niechcenia zmierzyła go wzrokiem i dalej ogląda inne proszki. Stanąłem ze swoim wózkiem (miedzy regałami byliśmy w tym czasie tylko ja i ona) i patrzę co też ona dalej zrobi. A paniusia jak gdyby nigdy nic pooglądała jeszcze kilkanaście sekund, poczym odwraca się, bierze koszyk i odchodzi.
Kiedy mnie mijała mówię do niej:

[J]Zdaje się, że coś pani upadło.

Kobieta rozgląda się koło wózka, ale nic nie widząc patrzy na mnie pytająco.

[J]Tam, obok tych dużych proszków. - I pokazuję dokładnie miejsce.

Więc ona idzie i patrzy NA TEN WOREK i dalej nic :)

I w końcu pyta -
[K]Gdzie ?

No to odpowiadam.

[J] No to duże, niebieskie z napisem B****a.
[K] A nie, to nie moje.
[J] Ach, nie pani ?
[K] Nie.

Podniosłem proszek odkładając go na półkę ze słowami - Szkoda, że się nie rozerwał, bo już w czasie naszej rozmowy byłaby tu ochrona, która pokazałaby pani na monitoringu jak zrzuca pani ten proszek.

Babka tylko mnie "zmierzyła od stóp do głów" i z wieloznacznym "Hm" i wzruszeniem ramion popłynęła dalej.

Hipermarket na południu Polski

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 76 (212)

#7649

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałem swego czasu jako obsługa obiektu sportowego, dokładnie stadionu piłkarskiego.
W budynku klubowym mieścił się również hotel, przy którym był parking strzeżony i na tym parkingu pełniliśmy dyżury, jako parkingowi.
Pewnego wieczoru podjeżdża klient i wchodzi z walizkami do naszego budynku parkingowego.

Tu należy się kilka słów uwagi jak ów budynek wygląda. Nie jest to zwykła "cieciówka" z przyczepy campingowej, ale parterowy budynek, ocieplony, otynkowany, posiadający trzy pomieszczenia, w tym bardzo dobrze wyposażona kuchnia, toaleta i sala "bankietowa", a na zewnątrz miejsce na imprezy, grill i ognisko. (Szefostwo i dyrekcja musi mieć gdzie się zabawić w weekendy) Wszystkie podłogi w płytkach, parkietach itp.

Klient wchodzi, stawia walizki i mówi, że ma tu rezerwację w hotelu, więc witam się i odpowiadam ile należy się za parking i zaczynam wpisywać jego samochód do książki. Ponieważ w tv zaczął się akurat mecz, widzę że klient przysiadł na krześle i ogląda. Niech sobie ogląda myślę i nic się nie odzywam. Wydarłem bilet, podaję mu i mówię:
- Proszę, to pański bilet.
Gość podziękował, bilet schował i dalej ogląda. No nic myślę. Pewnie się spieszył, żeby mecz zobaczyć, a teraz zanim dojdzie do hotelu (ok 30-tu metrów), zamelduje się itp., to mu trochę czasu minie, a chce ten mecz widzieć.

I tak sobie siedzimy, oglądamy, komentujemy - jak to mężczyźni przy meczu i czas leci. Pomyślałem, że zrobię sobie kawę, więc pytam czy i on się napije. Oczywiście przystał na to i kiedy wyszedłem do kuchni pyta, czy w czasie przerwy mogę mu pokazać jego pokój.

Zdębiałem, ale mówię, że nie mogę opuścić stanowiska, ale na pewno z recepcji ktoś z nim pójdzie i mu pokaże. Facet rozejrzał się i mówi:
- A to nie jest tutaj?
Tutaj? - Odpowiadam rozbawiony- Nie proszę pana. Hotel mieści się w tamtym budynku. Tutaj jest tylko parking. Ja to mogę pana najwyżej na tym krześle przenocować, jak mi pan 5 dych odpali. Pośmialiśmy się obaj, a gość zapytał czy może chociaż u mnie do końca mecz obejrzeć. Oczywiście zgodziłem się, wypiliśmy kawę (facet był bardzo miły i wesoły) i obejrzeliśmy razem mecz do końca.

Gdy mecz się skończył, facet wstał podziękował i stwierdził:

- Szkoda, że mam już tą rezerwację opłaconą, bo odpaliłbym panu te 5 dych i jeszcze posiedział.

Stadion

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1058 (1164)
zarchiwizowany

#7478

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Akcja dzieje się na osiedlowej poczcie.
Wszedłem na pocztę nadać przesyłkę. Przed okienkiem gdzie sie nadaje paczki stała jedna klientka, którą znam z widzenia, bo dość często ją widuję, ale osobiście nie znam. Stanałem za nią, a ponieważ sam nie lubie jak ktoś mi stoi "na plecach", stanąłem w odległości ok. metra od niej i czekam. Ni z tego, ni z owego staje przede mną [P]ani na oko ok. 60 lat.

[J]a - Czy Pani sie aby coś nie pomyliło ?
[P] - A niby co ?
[J] - No jak to co ? Staje sobie pani przede mną, ani me ani be. Moze jakies przepraszam, czy można ?
[P]- A za co ja pana mam przepraszać ?! Stałam tu wcześniej, a potem poszłam do tamtej kolejki, ale tu będzie szybciej.
no rozwaliło mnie...) , ale jeszcze raz grzecznie pytam.

A gdzież to się Pani tak spieszy ? (W reku miała awizo) Przecież Pani List juz z poczty nie ucieknie :)
Ale ja tu stałam ! -(to był już krzyk.)

Na co odzywa sie pani która stała pierwsza - Ta pani tu stała.

[J] A to nie można tego powiedzieć ? Choćby zwykłe spieszy mi sie, czy można przed panem ? A poza tym przepraszam. Pani reprezentuje interesy tej pani, że zabiera Pani głos ?
Babka sie odwróciła i nic już nie powiedziała, ale "moja " kobita dalej.

Co za chamska młodzież ! Nawet starszej osobie nie ustąpi !

I tu juz nie wytrzymałem (dlatego nie wiem kto był wtedy piekielnym)
[J] - Tak my jesteśmy chamscy, jak nam nasze społeczeństwo emerytów przykład daje ! Młodzi czerpią przykład ze starszych, to i starsi efekt mają ! A Pani gdyby sie choć słowem odezwała wpieprzając się przede mnie, inaczej byśmy rozmawiali.

Kiedy przyszła moja kolej, Panią w okienku przeprosiłem za zachowanie, Pani się uśmiechnęła i stwierdziła, że Pan zawsze taki grzeczny i uprzejmy, a tu takie basko musiało Pana z równowagi wyprowadzić. Głośno tylko powiedziałem, żeby wszyscy słyszeli (Naszej "rozmowie" cały czas przysłuchiwała sie grupka "mocherów", dodając swoje komentarze), że odtąd na poczte bedę przychodził tylko po osiemnastej, bo wtedy wszystkie wyznawczynie Rydzyka w kościele siedzą.

Urząd PP

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (328)

1