Godzina mniej więcej 17.30, na poczcie kilka osób w tym przede mną jeden pan w wieku około 45 lat. Już wtedy widziałem czarne chmury zbierające się nad budynkiem poczty, bo mina tego faceta wyrażała cały wachlarz emocji - niestety tylko tych negatywnych.
Kiedy nadeszła jego kolej, podszedł i podał pani z okienka jakąś kartkę mówiąc:
-Przyszedłem odebrać awizo na moja żonę.
Oczywiście usłyszał że musi posiadać upoważnienie, więc wyciągnął drugą kartkę i położył na blacie, tłumacząc że był na tej poczcie pół godziny wcześniej i powiedziano mu o tym, więc pobiegł do żony po to upoważnienie (z rozmowy wynikało że jest obecnie w pracy, czeka na ten list a sama nie może z niej wyjść).
-Niestety, upoważnienie musi być wypisane w obecności pracownika poczty.
-Ale przecież sama pani kazała mi iść do żony po to upoważnienie, to po co ja biegłem?
-To już nie mój problem.
W tym momencie facetowi puściły nerwy i włączył mu się bluzg-włącznik jadąc po "poczciarce" od góry do dołu. Ta natomiast ze stoickim spokojem siedziała i słuchała. Osobiście nie dałbym rady z kamiennym wyrazem twarzy tak długo wytrzymać ale wyglądało na to że ona ma to opanowane. W końcu uznałem że powinienem się wtrącić i upomniałem faceta żeby nie krzyczał i nie przeklinał na co on odwracając się w moja stronę (gdy na mnie spojrzał odniosłem wrażenie że cała złość ustąpiła miejsca totalnej bezradności) powiedział:
-Ale panie, co ja mam zrobić, żona czeka na ten list a ja latam jak głupi w te i nazad z jakąś durna makulatura, a te pi*** nawet palcem nie rusza żeby mi pomóc.
Zbierając w sobie ostatnie siły odwrócił się i powiedział:
-To niech któraś z pań pójdzie ze mną do firmy do żony, to jest 50 metrów stąd.
-Niestety pracownik poczty nie może opuścić miejsca pracy.
-To się pier*****.
Po czym rzucił awizo i upoważnienie na ziemię i wyszedł.
W takich chwilach zastanawiam się kto jest bardziej piekielny - owy pan czy też bezsensowne procedury.
Kiedy nadeszła jego kolej, podszedł i podał pani z okienka jakąś kartkę mówiąc:
-Przyszedłem odebrać awizo na moja żonę.
Oczywiście usłyszał że musi posiadać upoważnienie, więc wyciągnął drugą kartkę i położył na blacie, tłumacząc że był na tej poczcie pół godziny wcześniej i powiedziano mu o tym, więc pobiegł do żony po to upoważnienie (z rozmowy wynikało że jest obecnie w pracy, czeka na ten list a sama nie może z niej wyjść).
-Niestety, upoważnienie musi być wypisane w obecności pracownika poczty.
-Ale przecież sama pani kazała mi iść do żony po to upoważnienie, to po co ja biegłem?
-To już nie mój problem.
W tym momencie facetowi puściły nerwy i włączył mu się bluzg-włącznik jadąc po "poczciarce" od góry do dołu. Ta natomiast ze stoickim spokojem siedziała i słuchała. Osobiście nie dałbym rady z kamiennym wyrazem twarzy tak długo wytrzymać ale wyglądało na to że ona ma to opanowane. W końcu uznałem że powinienem się wtrącić i upomniałem faceta żeby nie krzyczał i nie przeklinał na co on odwracając się w moja stronę (gdy na mnie spojrzał odniosłem wrażenie że cała złość ustąpiła miejsca totalnej bezradności) powiedział:
-Ale panie, co ja mam zrobić, żona czeka na ten list a ja latam jak głupi w te i nazad z jakąś durna makulatura, a te pi*** nawet palcem nie rusza żeby mi pomóc.
Zbierając w sobie ostatnie siły odwrócił się i powiedział:
-To niech któraś z pań pójdzie ze mną do firmy do żony, to jest 50 metrów stąd.
-Niestety pracownik poczty nie może opuścić miejsca pracy.
-To się pier*****.
Po czym rzucił awizo i upoważnienie na ziemię i wyszedł.
W takich chwilach zastanawiam się kto jest bardziej piekielny - owy pan czy też bezsensowne procedury.
PP
Ocena:
470
(550)
Komentarze