Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Werchiel

Zamieszcza historie od: 17 maja 2011 - 18:53
Ostatnio: 10 czerwca 2019 - 14:36
  • Historii na głównej: 2 z 5
  • Punktów za historie: 1326
  • Komentarzy: 230
  • Punktów za komentarze: 1239
 
zarchiwizowany

#57317

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miał być komentarz do historii http://piekielni.pl/57298#comments ale trochę popłynąłem więc niech będzie i historia (a raczej rozbudowany komentarz do innej)

Ja nie wiem jak to jest z tym wfem teraz naprawdę. Sam szkołę kończyłem nie tak dawno temu (rocznik `89) i w moim wypadku nic co wymieniłeś nie było problemem.
Pewnie, często zdarzał się wf od rana, ba nawet i dwie godziny lekcyjne wfu jedna po drugiej i jakoś nikt nie śmierdział. Może ludzie brali sobie do serca że dezodorantu używa się po kąpieli a nie zamiast? Nie przypominam sobie ani jednej takiej sytuacji w której po wfie panowałby nieprzyjemny zapach. Może moje pokolenie się po prostu nie pociło? Huh...

Byłem w dwóch liceach (jedno miało tragiczne opinie ale było blisko więc w pierwsze klasie po prostu zaryzykowałem i tam poszedłem) i nawet w tym gorszym nikogo do niczego nie zmuszano, zabierali nas na duże obiekty sportowe a jeżeli ktoś narzekał chociażby na ból ręki to mógł w zastępstwie gry w siatkę na przykład robić brzuszki czy przysiady czy co tam chciał. Jeden chłopak podczas gry niefortunnie wleciał na ścianę czy jakąś drabinkę, nie pamiętam już, i potłukł sobie nogę tak że nie mógł stać. I co? Nauczyciel na rękach zaniósł go do pielęgniarki - dzisiaj pewnie dostałby prokuratora za pedofilie.

Jeżeli chodzi o wyjścia na dwór - to my sami o nie wręcz prosiliśmy, bo w końcu fajniej jest pobiegać na dworze po boisku niż po hali która jest codziennie a nauczyciele zapowiadali że podobno ma się ocieplić i żeby każdy zabrał ze sobą dresy na wszelki wypadek bo będziemy na dworze mieli zajęcia. A sam pamiętam jak pewnego razu przyszło ochłodzenie i nasz nauczyciel chciał zrobić zajęcia w sali żebyśmy nie zmarli - wszyscy jak jeden mąż go namówili w końcu że nie jest aż tak zimno i można wyjść na dwór.

Jeżeli chodzi o "te dni" to każda dziewczyna miała do wykorzystania 1 zajęcia w miesiącu na których mogła nie ćwiczyć (albo dostawały jakieś zamienny zestaw ćwiczeń, pamiętam na pewno że część nie ćwiczyła właśnie z tych powodów).

Także ja widzę tutaj tylko wyjścia - albo wielkie histeryzowanie i zwalanie winy na każdego kto się nawinie "bo to przecież nigdy nie jest, nie była i nie będzie moja wina... nigdy!" albo czasy naprawdę aż tak bardzo się zmieniły. Albo najbardziej prozaiczny z powodów - to seria wyjątkowych przypadków a jak wiadomo sytuacje ekstremalne są dużo łatwiej i chętniej rozgłaszane.

Comments anyone?

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (324)

#14838

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy mieszka w niedawno wyremontowanej kamienicy w centrum miasta. Ceny są przystępne i wszędzie blisko niestety pokoje nie są zbyt przestrzenne. Główna wada jest jednak dzielona łazienka i kuchnia. W związku z tym lodówka tez jest wspólna.

Sąsiedzi ustalili że każdy weźmie sobie jedna półkę i na niej będzie trzymał tylko swoje produkty.
Od jakiegoś czasu znajomy zauważył, że z jego polki ubywa jedzenia. Z początku myślał że mu się wydaje albo że to któryś z nas przy okazji wizyty mógł go z owej zawartości ograbić niemniej jednak w końcu uznał że faktycznie coś jest nie tak bo znikało coraz więcej jedzenia.
Ustalił w jakim przedziale czasowym się to dzieje i zaczaił się (w kuchni jest wnęka, która przechodzi w korytarz wiodący m.in. do toalet skąd doskonale słychać wszystko co się w kuchni dzieje).
Za pierwszym razem trochę mu nie wyszło bo wyskoczył na przypadkowego sąsiada, który chciał zrobić sobie kolacje.
Za drugim jednak - sukces.

Jeszcze jedno - kamienica ta ma 4 pietra i na każde piętro przysługuje właśnie jedna kuchnia i łazienka, a jedynie mieszkańcy danego piętra mają do niego dostęp (korytarz na każdym piętrze jest zamykany na klucz).
Znajomy wchodzi więc do kuchni nakrywając grabieżcę, którym okazuje się ~60 letni mieszkaniec piętra wyżej.

-Co tez Pan robi? Przecież to moje jedzenie, a pan nawet na tym piętrze nie mieszka.
-Ale ja głodny jestem, to przyjszłem sobie zjeść chyba nie?
-Tylko czemu Pan mnie jedzenie podbiera, proszę to zostawić i wyjść.
-Jak Ty śmiesz? Starego człowieka na śmierć chcesz zagłodzić? Ty niemczoku jeden (sic!), morderco, głodnemu człowiekowi kromki chleba żałujesz? (kromki chleba dobre sobie, im dłużej to trwało tym większe czystki w lodówce urządzał) Ja z tym do gazety pójdę, zobaczysz pójdziesz siedzieć!

Przeklinając jeszcze w końcu wyszedł. Tylko jak udało mu się dostać na to piętro? Otóż spryciarz przekonał dozorcę, że jego syn mieszka na tym piętrze tylko wyjechał za granicę i zapomniał zostawić mu klucze. A dozorca w to uwierzył.

Kamienica w centrum Lodzi

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 591 (651)

#11667

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Godzina mniej więcej 17.30, na poczcie kilka osób w tym przede mną jeden pan w wieku około 45 lat. Już wtedy widziałem czarne chmury zbierające się nad budynkiem poczty, bo mina tego faceta wyrażała cały wachlarz emocji - niestety tylko tych negatywnych.
Kiedy nadeszła jego kolej, podszedł i podał pani z okienka jakąś kartkę mówiąc:

-Przyszedłem odebrać awizo na moja żonę.

Oczywiście usłyszał że musi posiadać upoważnienie, więc wyciągnął drugą kartkę i położył na blacie, tłumacząc że był na tej poczcie pół godziny wcześniej i powiedziano mu o tym, więc pobiegł do żony po to upoważnienie (z rozmowy wynikało że jest obecnie w pracy, czeka na ten list a sama nie może z niej wyjść).

-Niestety, upoważnienie musi być wypisane w obecności pracownika poczty.
-Ale przecież sama pani kazała mi iść do żony po to upoważnienie, to po co ja biegłem?
-To już nie mój problem.

W tym momencie facetowi puściły nerwy i włączył mu się bluzg-włącznik jadąc po "poczciarce" od góry do dołu. Ta natomiast ze stoickim spokojem siedziała i słuchała. Osobiście nie dałbym rady z kamiennym wyrazem twarzy tak długo wytrzymać ale wyglądało na to że ona ma to opanowane. W końcu uznałem że powinienem się wtrącić i upomniałem faceta żeby nie krzyczał i nie przeklinał na co on odwracając się w moja stronę (gdy na mnie spojrzał odniosłem wrażenie że cała złość ustąpiła miejsca totalnej bezradności) powiedział:

-Ale panie, co ja mam zrobić, żona czeka na ten list a ja latam jak głupi w te i nazad z jakąś durna makulatura, a te pi*** nawet palcem nie rusza żeby mi pomóc.

Zbierając w sobie ostatnie siły odwrócił się i powiedział:

-To niech któraś z pań pójdzie ze mną do firmy do żony, to jest 50 metrów stąd.
-Niestety pracownik poczty nie może opuścić miejsca pracy.
-To się pier*****.

Po czym rzucił awizo i upoważnienie na ziemię i wyszedł.

W takich chwilach zastanawiam się kto jest bardziej piekielny - owy pan czy też bezsensowne procedury.

PP

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 470 (550)
zarchiwizowany

#11756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuje w dosc duzym zakladzie obrobki skrawaniem (glownie waly korbowe i turbiny) a konkretniej w laboratorium metrologicznym tejze firmy. Do moich obowiazkow nalezy analiza statystyczna pomiarow wykonanych na produkcji a takze przeprowadzanie kontrolnych pomiarow co zmiane (przy kilkudziesieciu maszynach daje to mniej wiecej okolo 20-30 detali do zmierzenia. Jezeli detal ma zle wymiary, przekazujemy protokoly na produkcje i pracownik tak dlugo poprawia az detal wejdzie w tolerancje (czyli detal nadajacy sie do zwolnienia).
Co wazne w laboratorium pracujemy w systemie dwuzmianowym (6-13.30 i 13.30-21.30) druga zmiana powinna siedziec tak dlugo az ostatni detal zostanie zwolniony.
Dogadalismy sie z produkcja w taki sposob ze najpozniej detale do sprawdzenia przynoszone sa o godzinie 20 (bo z powodu ewentualnych poprawek czasami jeden moze sie przeciagnac i dwie godziny).

Historia wlasciwa - druga zmiana, godzina 21.20 pracownik przynosi wal korbowy. W duchu modle sie zeby wyszedl dobrze za pierwszym razem bo poza tym jednym wszystko juz pozamykalismy.
Koncze pomiar i szok - wszystkie promienie na wale sa zle wiec ide do goscia do maszyny i mowie mu jak jest i prosze zeby postaral sie jak najszybciej przyniesc poprawiony jako ze chcielismy juz isc do domu.
Czekalismy do godzine 22 kiedy to pracownik przychodzi i z grobowa mina oznajmia ze poprzedni zmiennik nie zalozyl diamentu na szlifierke (co mozna przyrownac do pisania dlugopisem bez wkladu). Kazdy normalny czlowiek zorientowalby sie ze jest cos nie tak jeszcze zanim detal zostalby do nas przyniesiony niemniej jednak tamten czlowiek po przyniesieniu go nam udal sie do domu czym zafundowal nam akcje zakladania diamentu dzieki czemu zamiast wyjsc o 21.30 musielismy siedziec prawie do godziny 23.30

Naprawde nie wiem co ludzmi kieruje, bo nie ma sily zeby tak wielkiego przeoczenia nie zauwazyl a po fakcie cala sprawe po prostu olal idac sobie do domu.
Dziekuje - w koncu po co mi jakies inne zycie poza praca?

PMO

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (142)
zarchiwizowany

#10074

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jest godzina 14.42
Siedzę w pracy powoli szykując się do wyjścia.
Dzwoni telefon - odbieram.

- Słucham?
- Czy to pan Piotr XXX?
- Niestety, pomyłka.
- To sp******** ch***!
Rozlaczyl sie.
Jest godzina 14.45
Absurd nie pozwala mi wyjsc z szoku...

Telefonia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (245)

1