Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#12075

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Działo się to kilka lat temu. Moja znajoma osiadła w UK. Pojechała tam samochodem (z kierownicą z lewej strony) i kiedy stwierdziła że zostaje chciała odstawić go do Polski a na miejscu kupić taki z kierownicą ze strony prawej. Jako, że od dawna pracuję zdalnie - więc mogę pracować z każdego w zasadzie miejsca w świecie, poprosiła mnie żebym wpadła na kilka dni, pozwiedzała Anglię, a potem razem wyruszymy do ojczyzny. Ona będzie miała towarzystwo w podróży, a ja sobie zwiedzę parę ciekawych miast. Na propozycję przystałam.

I tu zaczyna się opowieść o piekielnym laweciarzu ;)

W Niemczech, od strony Belgii więc daleko od domu, samochód się rozkraczył. Wezwany przez Policję mechanik krzyknął taką cenę za naprawę, że postanowiłyśmy go sprowadzić do Polski na lawecie. Tylko że zaholowali nas na leśny parking. Pytanie: gdzie jesteśmy? Gdzie szukać lawety? I ogólnie co robić?

M. postanowiła przejść się po parkingu, z nadzieją że ktoś akurat podjedzie, albo wróci do auta. Spotkała dobrego człowieka który znał angielski (żadna z nas niemieckim się nie posługiwała). Powiedział nam że jesteśmy pod Duisburgiem, że to parking na którym zostawia się samochód i do miasta dojeżdża busem, oraz że on nas do Duisburga podwiezie.

Uratowane! Krzyknęłyśmy. Zabrałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i jedziemy. Na dworcu telefony do mojej rodzicielki (to kobieta która wszystko załatwi). Mama mówi:
[M] Idźcie coś zjeść zadzwonię za godzinę.
Było koło południa. Za godzinę informacja - laweta się znalazła, pan do nas jedzie, mamy czekać i zwiedzić Duisburg.
O drugiej w nocy dzwonimy i pytamy co z nim. Mama mówi że jedzie, żeby czekać. O trzeciej przekazujemy informację, że idziemy do hotelu i bierzemy trójkę - w razie jak Pan dojedzie to też się prześpi. My już padamy jesteśmy od 48 godzin na nogach.

O ósmej rano pana nadal nie ma. Dzwonimy, pytamy. Szef pana twierdzi że przecież pojechał. W końcu sam pan postanawia odebrać telefon.
[PL] To jednak mam jechać? Nie byłem pewny.
Po kolejnych 12 godzinach dojeżdża. Mówi że nie wyjechał od razu bo myślał że zrezygnujemy. A czemu nie odbierał telefonu? A bo to różni ludzie go męczą.

Jedziemy z nim po samochód. Te 5km na parking było przerażające. Nie wiem kto mu dał prawo jazdy. Na miejscu okazuje się że zepsuła mu się wciągarka więc musimy ręcznie załadować auto na lawetę. My z M. pchamy - on ręcznie blokuje wciągarkę. Wracamy do Duisburga. Oddajemy mu pokój niech się prześpi a my biegiem na pociąg, mimo że pan proponował podróż z nim.
Wybrałyśmy jednak życie ;)

Po w sumie 70 godzinach podróży dotarłyśmy na miejsce.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (55)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…