zarchiwizowany
Skomentuj
(9)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
W zeszłe wakacje wybrałem się ze znajomymi do Szwajcarii, żeby wejść na Piz Bernina (alpejski czterotysięcznik). Pogoda nie była idealna, ale według prognoz nie powinno być opadów, a szczyt miał być już ponad chmurami. W dobrych nastrojach i z ogromnymi plecakami wyszliśmy do góry, najpierw wjechaliśmy kolejką linową na 3000m, potem weszliśmy na lodowiec. Wtedy zaczęło się piekło - burza, deszcz, grad, wicher huczy tak, że nic nie słychać, a małe strumyczki na lodowcu pozamieniały się w rwące rzeki. Nie ma rady - trzeba wracać. Po prawie 2 godzinach dotarliśmy do stacji kolejki, w opłakanym stanie - cali przemoczeni i zabłoceni po przedzieraniu się przez moreny w ulewie. Na parkingu wzięliśmy z samochodu ręczniki i suche ubrania, ale jednym miejscem, gdzie można było uciec od deszczu i się przebrać była wiata przystanku autobusowego. Cóż, może robiliśmy trochę "wieś" świecąc tyłkami na parkingu, ale ni było innej opcji, a w taką pogodę i tak żywej duszy w okolicy nie było.
Niestety do czasu. My w najlepsze wyżymamy przemoczone ciuchy i wycieramy się ręcznikami, gdy na parking wjeżdża autokar pełen japońskich emerytów. Po wysypaniu się z pojazdu wszyscy, każdy obowiązkowo z aparatem w rękach, podbiegli do nas otaczając nas półkolem. Po podniesionych głosach i częstotliwości robienie zdjęć wnioskuję, że byliśmy dla nich nie lada atrakcję - półnadzy, przemoczeni, otoczeni stertą zabłoconych ciuchów i mokrego sprzętu alpinistycznego (lina, raki, czekany, uprzęże, kaski itp.).
Czuliśmy się trochę jak zwierzęta w zoo. Mam tylko nadzieję, że w oczach tychże emerytów wypadliśmy jak jacyś twardziele, a nie nieudacznicy :)
Niestety do czasu. My w najlepsze wyżymamy przemoczone ciuchy i wycieramy się ręcznikami, gdy na parking wjeżdża autokar pełen japońskich emerytów. Po wysypaniu się z pojazdu wszyscy, każdy obowiązkowo z aparatem w rękach, podbiegli do nas otaczając nas półkolem. Po podniesionych głosach i częstotliwości robienie zdjęć wnioskuję, że byliśmy dla nich nie lada atrakcję - półnadzy, przemoczeni, otoczeni stertą zabłoconych ciuchów i mokrego sprzętu alpinistycznego (lina, raki, czekany, uprzęże, kaski itp.).
Czuliśmy się trochę jak zwierzęta w zoo. Mam tylko nadzieję, że w oczach tychże emerytów wypadliśmy jak jacyś twardziele, a nie nieudacznicy :)
Japończycy i prawie alpiniści :)
Ocena:
164
(210)
Komentarze