Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#12138

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama prowadzi sklep. Jest to typowy "zieleniak", w asortymencie są jedynie warzywa i owoce. Czasami tam bywam, kiedy odwiedzam swoją rodzinną miejscowość. Jakiś tydzień temu przyjechałam odwiedzić rodziców, bo tato miał problemy z kręgosłupem, a mama nie dawała rady opiekować się tatą, siostrą i sklepem. Wzięłam sobie wolne w pracy i zjawiłam się u progu domu rodziców. Mama wzięła na siebie opiekę nad ojcem i siostrą, a ja miałam zająć się sklepem. Na początek mama normalnie obsługiwała ludzi, a ja miałam się jedynie przyglądać. Po skończonej zmianie zostałam poinformowana co i jak - stali klienci wraz z miłymi klientami dostają coś w gratisie - warzywo, owoc itd.

Pierwszy dzień w pracy. Klienci dziwnie mi się przyglądają, każdy zwraca się do mnie na Ty, ogólnie są bardzo opryskliwi. Nie bardzo mi to przeszkadzało, myślę sobie-muszą się przyzwyczaić. Koło 16 (przed zamknięciem) nie było już praktycznie nikogo, myślałam że zamknę wcześniej i pójdę pomóc mamie w domu. Ale jednak przyszedł Pan którego kojarzyłam, poprzedniego dnia zostałam poinformowana że jest stałym klientem, prowadzi firmę samochodową i jest bardzo miły i KULTURALNY.

Przyszedł z małą dziewczynką (zapewne córka). Mała wybrała jakieś owoce, pan wziął to co potrzebował, zapłacił, chwilę zemną podyskutował i w ramach gratisu pozwoliłam małej wybrać co tylko chce z owoców. Wybrała banany, ucieszona wzięła i pobiegła przed sklep, Pan podziękował, poszedł do małej i udali się do auta (audi wyższej klasy). Siedziałam na zapleczu i rozwiązywałam krzyżówki, nikogo nie było, na ulicy mało ludzi, myślę sobie zacznę pakować skrzynki z owocami do środka, i powoli zamykać. Po 30 minutach skrzynki w sklepie, 10 minut do zamknięcia, spakowałam swoje rzeczy i już miałam zamykać jak zobaczyłam dziewczynkę która była niedawno z tatą. Spytała czy mogę jej jeszcze dać truskawki bo tata zapomniał, a mama chce do ciasta. Dałam tyle ile potrzebowała, mała podziękowała i pobiegła. Ja zamknęłam sklep i pojechałam do domu.

Następnego dnia przyszłam do pracy wcześniej, miała być dostawa warzyw i musiałam wszystko odebrać, część wystawić przed sklep. Dochodząc do sklepu zauważyłam ojca dziewczynki. Zdziwiłam się, 6:50 a on już pod sklepem (sklep otwieramy o 9). Nie zdążyłam dojść do drzwi, a on zaczął na mnie krzyczeć na pół osiedla. Spytałam grzecznie o co chodzi, [P]an zaczął swoje wywody:
[P]- Co ty sobie myślisz?!?! Ja chcę rozmawiać z twoją szefową! Już tu nie pracujesz!!
[J]- Przepraszam, ale naprawdę nie mam pojęcia o co panu chodzi..
[P]- Daj mi numer do Pani Agnieszki!!
[J]- Nie jestem upoważniona do rozdawania jej prywatnego numeru, ale może mi pan powiedzieć o co chodzi to postaram się..
[P]- Nic się nie postarasz! Chcę rozmawiać z Panią Agnieszką!
[J]- Proszę poczekać, zadzwonię..
W trakcie rozmowy pan wyrwał mi telefon i nakrzyczał na mamę, że ma natychmiast przyjechać. [M]ama podjechała autem, nie wiedząc o co chodzi(zresztą, jak ja).
[M]- Dzień dobry, stało się coś?
[P]- Dobrze że pani przyjechała! Pani nowa pracownica nie wywiązuje się z obowiązków! Przyszła do pracy po czasie, (przed czasem ponad 2 godziny..) nie dała mojej córce GRATISU i zamknęła przed czasem! (taak, 3 minuty)
[M]- Proszę pana, gratisy dajemy z własnej woli, więc o to nie powinien mieć pan pretensji. Zamknęła owszem, jakieś 5 minut przed czasem bo nie było w ogóle klientów i miała do tego pełne prawo. A do pracy przyszła dwie godziny wcześniej.
[P]- Niech pani ją zwolni!
[M]- Ona tutaj nie pracuje, jest..
[P]- O, już ją pani zwolniła! To dobrze, wiedziałem że pani jest człowiek! To ja idę do mojego pączusia, bo już się pewnie niecierpliwi, do widzenia!
I poszedł do auta (tym razem innego, wyższej półki)
Mama wybuchnęła śmiechem, powiedziała żebym się nie przejmowała i pojechała do domu.

Jeszcze przed południem ten sam Pan zawitał w sklepie, od progu krzycząc i chcąc rozmawiać z Panią Agnieszką. Chcąc nie chcąc zadzwonić po mamę musiałam, ludzi w sklepie było sporo, a Pan jedynie ich odstraszał. Mama przyjechała, mężczyzna kiedy tylko ją zobaczył przez szybę wybiegł przed sklep i zaczął coś do niej krzyczeć. Weszli do sklepu, mama podeszła do mnie i spytała o co chodzi.
[P]- Nie słuchaj jej! Miałaś ją zwolnić! (przed chwilą była jeszcze "Pani Agnieszka"..)
[M]- Nie mogę jej zwolnić, bo tutaj nie pracuje. To moja córka..
[P]- Pewnie jakaś po zawodówce i nie umie pracy znaleźć! To widać! (jestem po 2 kierunkach studiów)
[M]- Córka jest po studiach, od prawie 10 lat mieszka sama i sama się utrzymuje, ma stałą pracę i przyjechała tu specjalnie żeby mi pomóc, więc niech pan się uspokoi i...
[P]- Ty wiesz, kim ja jestem?!
[M]- Tak, bogatym gburem który myśli że wszystko wolno, a teraz proszę opuścić sklep. (tutaj ludzie będący w sklepie zaczęli się głośno śmiać, pokazując drzwi facetowi.)
Owszem, Pan sklep opuścił, ale to nie koniec.

Następnego dnia ok 15 po południu najnormalniej w świecie musiałam udać się do ubikacji, a z racji tego, że ubikacji w sklepie nie posiadamy, zamknęłam wszystko zostawiając wystawione przed sklepem owoce, szybko biegnąc do budynku obok załatwić potrzebę. Wracam po ok 5 min, a tu co? WSZYSTKO, co było przed sklepem porozwalane po całym chodniku, a trochę dalej uciekający Pan CoToJaJestem. A to wszystko przez jeden głupi gratis..

PS. Sklep mojej mamy nie jest w budynku, jest czymś w rodzaju kiosku, tylko trochę większy i inaczej zbudowany, a obok znajduje się budynek z solarium, ubraniami itd. Zostawiając owoce na zewnątrz byłam pewna że nic się nie stanie, mama mówiła że zawsze tak robi, i nic się nie dzieje bo to spokojna okolica, a jednak..

Zieleniak

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 660 (752)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…