Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

xxkaxxmxx

Zamieszcza historie od: 30 kwietnia 2011 - 15:04
Ostatnio: 26 kwietnia 2013 - 16:32
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 3179
  • Komentarzy: 106
  • Punktów za komentarze: 724
 
zarchiwizowany

#48860

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak się dziś złożyło, że z zakupów musiałam wrócić do domu autobusem. Poszłam na przystanek i zastałam tam tak dużo osób, że mogłoby się zdawać, że wróciliśmy do czasów komuny i wszyscy czekają w kolejce za chlebem. Gdy podjechał autobus, tłum rzucił się do drzwi i do zajmowania miejsc. Ja weszłam przednimi drzwiami i usiadłam na pojedynczym siedzeniu z przodu. Podróż mijała spokojnie, siedziałam zapatrzona w szybę i rozmyślałam nad tym, czy mam już wszystko co potrzebne na święta. W pewnej chwili [k]toś szturchnął mnie w ramie.

[K]: Przepraszam!
[J]: Tak?
[K]: Ustąpiłaby mi pani miejsca?
[J]: A dlaczego?
[K]: Wie pani, jestem w ciąży.. To te początki i mam straszne mdłości. Czuje, że zaraz osunę się na ziemię, strasznie tutaj duszno a nikt nie chciał mi ustąpić miejsca.
[J]: Aa, jasne, siadaj.

Wstałam i poszłam stanąć kawałek dalej. Tak się składa, że też jestem w ciąży, ale czuję się dobrze. Po dziewczynie natomiast widziałam, że nie jest z nią najlepiej, była cała blada. Trochę się przejęłam, bo autobus pełny, na siedzeniach głównie młodzież, a nikt miejsca dziewczynie nie ustąpił. Co by było, gdyby do mnie nie podeszła i musiała całą podróż spędzać na stojąco? Co by było, gdyby faktycznie zemdlała, coś stałoby się dziecku? Moje rozmyślenia przerwała jakaś [d]ziewczyna, która pchając się przez autobus zahaczyła o moje ramie. Odwróciłam się w jej stronę, a ona podeszła akurat do dziewczyny w ciąży.

[D]: Ej, stara, po całym autobusie cię szukam!
[K]: Sorry, nogi mnie bolały od tych nowych butów, to podeszłam do jakiejś starej ku*wy żeby mi miejsca ustąpiła, he, he!
[D]: Hahahaha! I co, ustąpiła Ci?
[K]: No pewnie, puściłam bajeczkę że jestem w ciąży i od razu ku*wa wstała!
[D]: Hahaha, dobre! To ja też pójdę sobie znaleźć siedzonko, spotkamy się na przystanku.

No cóż..

komunikacja_miejska

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 363 (421)

#44895

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dość stara, bo działa się parę lat temu.
Jechałam w grudniowy, mroźny poranek autobusem. Po ponad półgodzinnej podróży nadszedł moment, kiedy autobus dojeżdżał do ostatniego przystanku i chcąc nie chcąc, musiałam zebrać swoje cztery litery i udać się w stronę drzwi. Wstałam i dostrzegłam, że w autobusie zostałam już tylko ja, jakiś nastolatek i mały, na oko pięcioletni chłopczyk.

Myślę sobie - pewnie to rodzina, ale siedzą na innych siedzeniach. W końcu kto normalny pozwoliłby takiemu małemu dziecku jechać samemu autobusem? Autobus staje na przystanku, wysiadam, koło mnie przebiega nastolatek i leci w kierunku pobliskiego gimnazjum. Odwracam się i widzę, że malec dalej stoi w autobusie i patrzy smutnie w podłogę. Wchodzę więc z powrotem do autobusu i zagaduję do chłopczyka:

[Ja]: Heeej, mały. Dlaczego nie wysiadasz?
[Chłopczyk]: Nie wiem...
[J]: Jak to nie wiesz? To już ostatni przystanek. Co Ty tutaj robisz sam?
Chłopczyk nic nie mówi, patrzy ciągle w dół. A kierowca z przodu autobusu krzyczy, żebyśmy wysiadali, bo On ma przerwę i mu się śpieszy. No to co tu robić? Przecież nie zostawię malca samego. Podaję mu rękę i proponuję, że pójdziemy na gorącą czekoladę. Mały od razu się rozpromienił, rękę mi podał i poszliśmy do kawiarni przy dworcu.

Siedzieliśmy przy stoliku czekając na nasze zamówienie, mały bawił się plastikowym wazonikiem, a ja próbowałam się czegoś więcej dowiedzieć, zadając ciągle pytania. I co się okazało? Mały ma na imię Michaś i rano czekał z mamą na autobus, ale drogi zasypało i był strasznie opóźniony. Mama była strasznie zdenerwowana, bo śpieszyli się, żeby odwieźć go do babci. Paliła papierosa jednego za drugim. W końcu przyjechały autobusy, dwa, jeden po drugim. Na przystanku ludzi pełno, wszyscy zaczęli się pchać do drzwi, a Michaś zgubił matkę z oczu. Widział jedynie, że do jednego z autobusu wsiada osoba ubrana tak jak jego mama, to pobiegł i wsiadł za nią. Jak ludzi w autobusie zaczęło być mniej, to Mały dostrzegł, że to nie jego mama, tylko jakaś obca kobieta. Więc stał tak ciągle w autobusie myśląc, że mama po niego wróci.

Byłam w lekkim szoku, ale próbowałam się dowiedzieć czegoś więcej. Gdzie mieszka mama, babcia, ktokolwiek z rodziny? Gdzie chodzi do przedszkola? Nie wiedział nic. Podano nam zamówienie, Michaś zaczął pochłaniać ciastko popijając czekoladą, a ja zdecydowałam się zadzwonić na policję. Bo cóż innego mogłam zrobić? Dzwonię raz, dzwonię drugi raz, dzwonię trzeci. Szlag by to trafił, głucho. No to dzwonię na 112. O dziwo - dodzwoniłam się. Po długich wyjaśnieniach i przełączeniach, miły Pan mnie poinformował, że mam pojechać na najbliższy komisariat policji.

Przyjechaliśmy. Po rozmowie Michasia z Panią Psycholog, zebraniem moich zeznań i sprawdzeniem wszystkich informacji - dodzwonili się do mamy Michasia, która obiecała jak najszybciej na komisariacie się zjawić.

Zjawiła się naprawdę, bardzo szybko. W końcu to tylko trzy godziny, nie śmiałabym narzekać. Pani Mama najpierw poszła złożyć zeznania, a potem została przyprowadzona przez Pana Policjanta do pokoju, gdzie czekałam ja, Pani Psycholog i Michaś. Nie liczyłam na jakieś wielkie podziękowania, ale chociaż na jakieś drobne "dziękuję"? Chyba się przeliczyłam, i to jak..

Wchodzi Pan Policjant, otwiera drzwi i zaprasza Panią do środka. Pani Mama wchodzi, a właściwie to czołga się do pokoju. Od progu słyszę krzyk:
[PM]: To Ona, Panie! To Ona! Jestem pewna! To Ona!
Patrzę na Panią Mamę, potem na Pana Policjanta, Potem znów na Panią Mamę i nadal nie wiem, o co chodzi. Pani Mama rzuca mi pogardliwe spojrzenie i podbiega do Michasia, łapie go za rękę, ciągnie do siebie z całej siły i rzecze:
[PM]: Jak dobrze, że jesteś cały. Wiesz, jak się martwiłam? Nic Ci nie zrobiła ta wariatka?! O mój kochany, tititi. Buzi daj mamusi!
Michaś się odsuwa, Pani Mama wstaje, odwraca się i zwraca do Pana Policjanta:
[PM]: Panie, nic Pan nie zrobisz z tą wariatką?!
Zrobiło mi się trochę bardziej gorąco i czułam, że zjeżdżam z krzesła. Mowę mi odjęło.
[Policjant]: Jest Pani pewna, że to ta Pani?
[PM]: Tak! Mówiłam przecież, pewna jestem!
Pan Policjant zaprasza mnie zatem do pokoju przesłuchań.

Nie muszę chyba mówić, że zostałam oskarżona o uprowadzenie dziecka?

Nie wiem, jaką logiką posługiwała się ta Pani (bo w końcu jaki normalny człowiek porywałby dziecko, a potem sam je odwoził na komisariat?), ale jednak.

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1265 (1329)

#12220

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chwilowo pracuję w sklepie mamy, o czym wspominałam już w poprzedniej historii.
Wczoraj w godzinach porannych, kiedy układałam skrzynki przed sklepem, podeszła do mnie kobieta z pytaniem, czy może wziąć sobie jedno jabłko, bo nie ma pieniędzy. Zgodziłam się, szkoda mi się jej zrobiło, bo nie wyglądała na bogatą. Wzięła parę jabłek (chciała jedno) i poszła.
Za ok 2 godziny siedziałam sobie na zapleczu, a tu ktoś wchodzi jak gdyby nigdy nic i pyta:
- Mogę wziąć sobie truskawki? Nie mam pieniędzy!
No cóż.. zgodziłam się, truskawek akurat mieliśmy dużo. Wzięła parę i poszła.

W największym upale kiedy to siedziałam przed sklepem, znów podeszła do mnie jakaś kobieta, w golfie i długiej spódnicy. Spytała czy może sobie wziąć ogórka, bo głodna i nie ma pieniędzy. Zgodziłam się, ale już mi tu coś śmierdziało. Wzięła parę ogórków i wyszła. Jak można się było spodziewać za trzy godziny znów to samo. Przypatrzyłam się jej i następnym razem kiedy przyszła prosić o ziemniaki, poznałam ją. Ciągle byłą to ta sama kobieta, która najzwyczajniej w świecie przebierała się co chwilę i latała do mnie po owoce i warzywa.

[Ja] - Pani już u mnie była dziś parę razy..
[Kobieta]- Ja?! No co Pani! Ja cały dzień marznę i chowam się po klatkach! Teraz przyszłam, bo nie jem nic od tygodnia! ( było 35 stopni.)
[J] - Przecież pamiętam, zmieniła pani ubranie i włosy, po co pani to robi?
[K] - Żałujesz mi jedzenia ladacznico jedna?!
[J] - Nie żałuję, ale niech pani pomyśli-przychodzi pani tu co chwilę, biorąc po kilka rzeczy, my nie mamy na tym zarobku, a płacimy za to.. siłą rzeczy nie jestem pani w stanie ciągle czegoś dawać, bo jedynie na tym tracę..
[K] - Ale ja tylko ziemniaki na obiad chciałam!
[J] - Ceny są napisane przy koszach.
[K] - Jeszcze mam ci płacić?!
[J] - Wydaje mi się że w sklepie płaci się za zakupiony towar.
[K] - Ja nie chcę kupować! Ty masz mi to dać!
[J] - Z jakiej racji? Dawałam pani wszystko z własnej woli, wspomaganie biednych nie jest przymusem więc może pani się przestać awanturować i kupić ziemniaki, albo opuścić teren sklepu.
[K] - Pani Agnieszka była milsza!!
Po czym poszła do sklepu i jak gdyby nigdy nic zabrała sobie ziemniaki z półki i uciekła.

W domu po opowiedzeniu mamie całej historii okazało się, że kobieta ma pieniądze, męża, dzieci, przebiera się i chodzi po każdym sklepie z warzywami prosząc o coś, z czego gotuje obiad, a pieniądze z wypłaty przeznacza na alkohol. Czego to ludzie nie wymyślą ;)

Zieleniak

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 591 (665)

#12138

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama prowadzi sklep. Jest to typowy "zieleniak", w asortymencie są jedynie warzywa i owoce. Czasami tam bywam, kiedy odwiedzam swoją rodzinną miejscowość. Jakiś tydzień temu przyjechałam odwiedzić rodziców, bo tato miał problemy z kręgosłupem, a mama nie dawała rady opiekować się tatą, siostrą i sklepem. Wzięłam sobie wolne w pracy i zjawiłam się u progu domu rodziców. Mama wzięła na siebie opiekę nad ojcem i siostrą, a ja miałam zająć się sklepem. Na początek mama normalnie obsługiwała ludzi, a ja miałam się jedynie przyglądać. Po skończonej zmianie zostałam poinformowana co i jak - stali klienci wraz z miłymi klientami dostają coś w gratisie - warzywo, owoc itd.

Pierwszy dzień w pracy. Klienci dziwnie mi się przyglądają, każdy zwraca się do mnie na Ty, ogólnie są bardzo opryskliwi. Nie bardzo mi to przeszkadzało, myślę sobie-muszą się przyzwyczaić. Koło 16 (przed zamknięciem) nie było już praktycznie nikogo, myślałam że zamknę wcześniej i pójdę pomóc mamie w domu. Ale jednak przyszedł Pan którego kojarzyłam, poprzedniego dnia zostałam poinformowana że jest stałym klientem, prowadzi firmę samochodową i jest bardzo miły i KULTURALNY.

Przyszedł z małą dziewczynką (zapewne córka). Mała wybrała jakieś owoce, pan wziął to co potrzebował, zapłacił, chwilę zemną podyskutował i w ramach gratisu pozwoliłam małej wybrać co tylko chce z owoców. Wybrała banany, ucieszona wzięła i pobiegła przed sklep, Pan podziękował, poszedł do małej i udali się do auta (audi wyższej klasy). Siedziałam na zapleczu i rozwiązywałam krzyżówki, nikogo nie było, na ulicy mało ludzi, myślę sobie zacznę pakować skrzynki z owocami do środka, i powoli zamykać. Po 30 minutach skrzynki w sklepie, 10 minut do zamknięcia, spakowałam swoje rzeczy i już miałam zamykać jak zobaczyłam dziewczynkę która była niedawno z tatą. Spytała czy mogę jej jeszcze dać truskawki bo tata zapomniał, a mama chce do ciasta. Dałam tyle ile potrzebowała, mała podziękowała i pobiegła. Ja zamknęłam sklep i pojechałam do domu.

Następnego dnia przyszłam do pracy wcześniej, miała być dostawa warzyw i musiałam wszystko odebrać, część wystawić przed sklep. Dochodząc do sklepu zauważyłam ojca dziewczynki. Zdziwiłam się, 6:50 a on już pod sklepem (sklep otwieramy o 9). Nie zdążyłam dojść do drzwi, a on zaczął na mnie krzyczeć na pół osiedla. Spytałam grzecznie o co chodzi, [P]an zaczął swoje wywody:
[P]- Co ty sobie myślisz?!?! Ja chcę rozmawiać z twoją szefową! Już tu nie pracujesz!!
[J]- Przepraszam, ale naprawdę nie mam pojęcia o co panu chodzi..
[P]- Daj mi numer do Pani Agnieszki!!
[J]- Nie jestem upoważniona do rozdawania jej prywatnego numeru, ale może mi pan powiedzieć o co chodzi to postaram się..
[P]- Nic się nie postarasz! Chcę rozmawiać z Panią Agnieszką!
[J]- Proszę poczekać, zadzwonię..
W trakcie rozmowy pan wyrwał mi telefon i nakrzyczał na mamę, że ma natychmiast przyjechać. [M]ama podjechała autem, nie wiedząc o co chodzi(zresztą, jak ja).
[M]- Dzień dobry, stało się coś?
[P]- Dobrze że pani przyjechała! Pani nowa pracownica nie wywiązuje się z obowiązków! Przyszła do pracy po czasie, (przed czasem ponad 2 godziny..) nie dała mojej córce GRATISU i zamknęła przed czasem! (taak, 3 minuty)
[M]- Proszę pana, gratisy dajemy z własnej woli, więc o to nie powinien mieć pan pretensji. Zamknęła owszem, jakieś 5 minut przed czasem bo nie było w ogóle klientów i miała do tego pełne prawo. A do pracy przyszła dwie godziny wcześniej.
[P]- Niech pani ją zwolni!
[M]- Ona tutaj nie pracuje, jest..
[P]- O, już ją pani zwolniła! To dobrze, wiedziałem że pani jest człowiek! To ja idę do mojego pączusia, bo już się pewnie niecierpliwi, do widzenia!
I poszedł do auta (tym razem innego, wyższej półki)
Mama wybuchnęła śmiechem, powiedziała żebym się nie przejmowała i pojechała do domu.

Jeszcze przed południem ten sam Pan zawitał w sklepie, od progu krzycząc i chcąc rozmawiać z Panią Agnieszką. Chcąc nie chcąc zadzwonić po mamę musiałam, ludzi w sklepie było sporo, a Pan jedynie ich odstraszał. Mama przyjechała, mężczyzna kiedy tylko ją zobaczył przez szybę wybiegł przed sklep i zaczął coś do niej krzyczeć. Weszli do sklepu, mama podeszła do mnie i spytała o co chodzi.
[P]- Nie słuchaj jej! Miałaś ją zwolnić! (przed chwilą była jeszcze "Pani Agnieszka"..)
[M]- Nie mogę jej zwolnić, bo tutaj nie pracuje. To moja córka..
[P]- Pewnie jakaś po zawodówce i nie umie pracy znaleźć! To widać! (jestem po 2 kierunkach studiów)
[M]- Córka jest po studiach, od prawie 10 lat mieszka sama i sama się utrzymuje, ma stałą pracę i przyjechała tu specjalnie żeby mi pomóc, więc niech pan się uspokoi i...
[P]- Ty wiesz, kim ja jestem?!
[M]- Tak, bogatym gburem który myśli że wszystko wolno, a teraz proszę opuścić sklep. (tutaj ludzie będący w sklepie zaczęli się głośno śmiać, pokazując drzwi facetowi.)
Owszem, Pan sklep opuścił, ale to nie koniec.

Następnego dnia ok 15 po południu najnormalniej w świecie musiałam udać się do ubikacji, a z racji tego, że ubikacji w sklepie nie posiadamy, zamknęłam wszystko zostawiając wystawione przed sklepem owoce, szybko biegnąc do budynku obok załatwić potrzebę. Wracam po ok 5 min, a tu co? WSZYSTKO, co było przed sklepem porozwalane po całym chodniku, a trochę dalej uciekający Pan CoToJaJestem. A to wszystko przez jeden głupi gratis..

PS. Sklep mojej mamy nie jest w budynku, jest czymś w rodzaju kiosku, tylko trochę większy i inaczej zbudowany, a obok znajduje się budynek z solarium, ubraniami itd. Zostawiając owoce na zewnątrz byłam pewna że nic się nie stanie, mama mówiła że zawsze tak robi, i nic się nie dzieje bo to spokojna okolica, a jednak..

Zieleniak

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 660 (752)

#10004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybrałam się wczoraj pobiegać. Dres, sportowe buty, włosy spięte w kucyk i zero makijażu. Miałam przy sobie jedynie portfel i gumę do żucia. Przebiegłam parę kilometrów i złapał mnie deszcz. Byłam przemoczona do suchej nitki, ale dzięki Bogu znalazłam miejsce do schronienia. Przestało padać, ja nadal mokra, brudna i z rozwaloną fryzurą poszłam już wolniejszym krokiem w stronę domu.

Po drodze spotkałam znajomą, z którą nie widziałam się dobre parę lat. Szła akurat do galerii, więc poszłam z nią. Chodziłyśmy tak dobre pół godziny, co prawda ludzie dziwnie mierzyli mnie wzrokiem, ale jakoś nie przejmowałam się tym. Koleżanka weszła do Zary, a ja postanowiłam wejść do Douglassa, bo akurat skończył mi się podkład.

Rozglądałam się, szukałam podkładu z Chanela, którego używam już dłuższy czas i jestem bardzo zadowolona. Podeszła do mnie pani, na pierwszy rzut oka wydała mi się miła i sympatyczna, lecz szybko zdanie zmieniłam.
- W czymś mogę... PANI pomóc? (mierząc mnie krzywym spojrzeniem)
- Tak, szukam podkładu z Chanel, tego..
- Słucham ?
- Podkład z Chanel, jest?
- Pani chce podkład z Chanel? (z wyśmianiem) Polecam pani te tu, za 13 złotych.
- Dziękuję, ale chciałam jednak ten z Chanel, chodzi mi o..
- Pani żartuje?!
- Dlaczego mam żartować?
- Taka niezadbana kobieta, a kupować chce podkład za 200 zł?! To żart!
- Przepraszam, ale..
- Tak, teraz to przepraszam, a tylko pani wstyd naszej firmie przynosi!
- Czym przynoszę wstyd?
- Zobacz jak wyglądasz kobieto!
- Chciałam tylko podkład, ja pani nie obrażam, pani mnie również nie musi..
- Zwracasz mi uwagę?! Wcale nie musisz tu kupować!
- Dobrze, nie będę, kupię podkład w Sephorze.
- A kupuj sobie lafiryndo!
- Podobno jestem niezadbana, a z tego co wiem lafiryndy są wytapetowanymi lalkami z cyckami na wierzchu. Przykład ZOBACZYSZ w lustrze.
- Ty do mnie mówisz na ty?!
- TY możesz, to ja też.
- Idę po ochronę! Pewnie się chciałaś tutaj wymalować tym podkładem, i tylko korzystać! Bezczelna!

I poszła. W stronę dużych drzwi z okrągłą szybką. A ja udałam się do wyjścia, nie zamierzałam kupować w sklepie z taką obsługą. Podkład dostałam w Sephorze, pomagały mi dobierać bardzo miłe panie, bez żadnych problemów..

Douglass

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 568 (720)

1