Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#12775

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o mojej zabawie w kuriera. Tym którym nie chce się czytać grafomańskich opisów, niech ominą akapity 3,4,5 oraz przypisy. No to jazda:

Mój kolega przeprowadził się na wieś. Zapadła dziura gdzie ludzie wciąż palą czarownice, jest wioskowy guślarz a na szczura potrzeba wiedźmina[1]. Na prośbę kolegi musiałem dostarczyć mu plecak z jakąś elektroniką. Sprzęt miał odebrać jego dziadek, złoty człowiek co przybysza z miasta chlebem i wódką przywita.

Była to moja pierwsza wizyta tak więc na wszelki wypadek pytam się o opis wyglądu jego domu i dokładny adres. Po uzyskaniu informacji biorę te precjoza i jazda.

Pierwszy zgrzyt, doga dojazdowa fakturą przypomina skrzyżowanie powierzchni księżyca i świeżo przeoranego kartofliska. Po trzecim zahaczeniu miską olejową szlag mnie trafił i zostawiłem samochód na jakimś polu i dawaj z buta. Jest przecież tylko 35 stopni w cieniu a przede mną nieco ponad kilometr. Oddalając się wyobraźnia płata mi figla i słyszę cichy, pełen bólu i żalu jęk porzuconego samochodu[2].

W końcu dotarłem, zmęczony, odwodniony i spocony jak świnia. Plecak przywarł do pleców i zastanawiam się jak to odczepić bez użycia łopatki. W samej mieścinie przywitało mnie południowe słońce i kłęby zielska przetaczające się przez ulicę. Skojarzenia do dzikiego zachodu pasowało jak ulał, tylko saloonu brakowało[3].

Radość z dotarcia do strzępków cywilizacji nie trwał długo. Szybki rekonesans ujawnił zmorę większości osiedli. Numeracja. Czy do ciężkiej cholery tak ciężko umieścić mała metalową tabliczkę z numerkiem i nazwą ulicy? "Telefon do przyjaciela" odpadał bo komórka nie dostała prądu na śniadanie i zdechła z głodu[4]. Podpierając się opisem wyglądu domu i pamięcią (ave google maps) dotarłem na miejsce.

Wygląd domu zgadza się z opisem, podchodzę do bramy (O! Jest domofon!) naciskam guzik i czekam. Nikt nie otwierał więc nacisnąłem jeszcze kilka razy. Drzwi się otwierają i wychodzi dziadek. Mission colmplete myślę sobie, z triumfu wyrwał mnie wrzask dziadka.
[Dziadek]: Czego tu gnoju chcesz, porządnym ludziom wydzwaniasz.
[Ja]: Przepraszam, ale ja mam tu ten sprzęt co...
[D]: Nic nie chce, żadnego diabelstwa, ludzie od tego raka mają!!
[J]: ... W takim razie czy to jest ulica Piekielna 123?
[D]: Gówno ci powiem, ja was znam sukinsyny, zamontujecie mi coś pod oknem i będziecie truć mnie falami(?).
Dziadek wskoczył za drzwi z werwą dwudziestolatka i po chwili wyskoczył z... napiętą kuszą(!) Nie czekałem na nic więcej i zacząłem po ludzku spieprzać ile sił w nogach, miotając przekleństwa których nie przytoczę bo czytają nas damy i dzieci[5].

Właściwy dom znalazłem pół godziny później z pomocą jakiejś zbłąkanej duszy, właściwy dziadek okazał się super człowiekiem który odebrał sprzęt, poczęstował chlebem ze smalcem i ogórkiem, wódki odmówiłem bo będę prowadził. Życzył mi jeszcze szerokiej drogi i wróciłem do samochodu. Czekał w tym samym miejscu i na mój widok radośnie merdał antenką. W nagrodę za czekanie dostał pełen bak bezołowiowej 98 i prysznic w myjni.

[1] Tak wiem że teraz wsie niewiele różnią się od miasta, ale to była typowa dzicz z późnego średniowiecza, a takie też są.
[2] Jak sobie uświadomiłem jaki to był durny pomysł... Ale chyba opatrzność czuwa nad dziećmi pijanymi i idiotami.
[3] "Nie kłamię tylko koloryzuje, a to różnica" - Jaskier, bard, poeta i wierszokleta. Tym nie mniej jak tam dotarłem było to miasto duchów.
[4] Rozładowała się po prostu. A stare nokie 3310 trzymały dwa tygodnie bez ładowania. Quo vadis techniko.
[5] marynarz z szewskim stażem by się zawstydził, nie jestem z tego dumny ani trochę.

Wigwizdowo małe

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (270)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…