Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#12993

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Żeby odpocząć od codzienności, wyjechaliśmy (ja, mój mąż i kolega) do pięknej górskiej miejscowości. Okres był sprzyjający wyjazdom, bo akurat jakiś dłuższy weekend.
Wybraliśmy się do pizzerii. Gdy przyszliśmy, nie było dużo ludzi, ale sprawność obsługi pozostawiała sporo do życzenia, czekaliśmy dość długo na zamówienia, w międzyczasie w lokalu zaczęło robić się coraz ciaśniej.
Zjedliśmy, co nam przyniesiono, próbujemy ściągnąć kelnerkę wzrokiem, gestem. Wszystko na nic. Biega kobiecina jak w ukropie, klientów pełno, stoliki wszystkie pozajmowane, ludzie stoją w drzwiach czekając na miejsce. My siedzimy nad pustymi talerzami, wzrok czekających wypala na nas dziurę, kelnerka z rachunkiem nie zjawia się. Kolega wpadł na pomysł, że wstaniemy od stolika, ustąpimy czekającym, a zapłacimy przy kasie. Idziemy do kasy, obok przechodzi obsługująca nas kelnerka. Kolega jest osobą o dosyć charakterystycznej urodzie i sposobie zachowania, więc rzuca się w oczy, trudno pomylić więc go z kim innym, albo nie zwrócić na niego uwagi.
(K)olega: Przepraszam panią...
(KE)lnerka: Nie teraz, nie teraz.
(K): Ale ja chciałem...
(KE): Mówiłam, że nie teraz.
Odszedł z głupią miną. Trzeba gdzieś się na kobietę zaczaić i szybko powiedzieć jej, że rachunek chcemy. Przy kasie nikogo jakoś nie było, więc stanęliśmy na drodze pomiędzy kuchnią a salą, tamtędy pani przechodziła często. Zachowywaliśmy się tak, żeby zwrócić jej uwagę, ale pani była twardą sztuką i się nie dawała. Może myślała, że jesteśmy nowymi klientami, ale jak już pisałam, kolega był łatwy do zapamiętania. Po 45 minutach prób uregulowania rachunku poddaliśmy się. Nie mieliśmy żadnych szans.

pizzeria

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (224)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…