Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#13875

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracałem sobie z drugiego końca Polski. Późno już było, ciemno a droga jakaś taka wiejska, ponura i kręta. Nuda i monotonia. Do czasu.

Wyjeżdżałem z jakiejś wsi właśnie, kiedy na środek drogi, prawie pod koła, wyskoczyła drobna kobietka machając ręką jak oszalała. Do strachliwych nie należę, jednak wiadomo – ciemno, odludzie, nie wiadomo ki czort. Paradoksalnie, uspokoiło mnie to, że nawet pomimo ciemności widać było na jej twarzy przerażenie. Zatrzymałem się więc. Zapytała czy jadę do X, a zrobiła to tak drżącym głosem, że trudno ją było zrozumieć. Jadę. Podrzucę? A wsiadaj kobieto.

Wsiadła. Jedziemy. Dziewczyna cała drżąca, na pewno nie ze względu na temperaturę – musiałem zapytać co się stało i czy nie potrzebuje pomocy.
Okazało się, że poszła do pracy a swoją sześcioletnią córkę zostawiła pod opieką babci (swojej matki). No i jak wracała właśnie z przystanku to sąsiadka zdybała ją tuż przed domem i histerycznie wywrzeszczała, że córkę 10 minut temu zabrało pogotowie do miasta. Ponieważ następny autobus dopiero rano to ona niewiele myśląc (swoją drogą widząc jej stan byłem pewien, że nie myślała wcale) zawinęła się usiłowała złapać stopa.

Złapała mnie. No cóż, bliźni w potrzebie, to pomyślałem, że zawiozę ją do tego szpitala, zwłaszcza, że w zasadzie było po drodze. Zaproponowałem tylko, żeby może zadzwoniła do domu to się dowie o co chodzi. Ta mi na to, że nie ma komórki. Dałem swoją. Wierzcie albo nie ale z tych nerwów nie mogła sobie przypomnieć numeru do domu! Trudno, rozumiem – gaz do dechy i jedziemy.
Przez drogę widziałem, że jej histeria się nasila i głowę dałbym, że nie byłaby w stanie podać swojego nazwiska, więc na miejscu postanowiłem zaprowadzić ją do tego szpitala i ewentualnie tłumaczyć z histerycznego na polski.

Wpadliśmy na izbę ale tu konsternacja. Karetka nikogo nie przywoziła w ciągu ostatnich kilku godzin. - A wyjeżdżała?
- No chyba tak ale to trzeba pytać u nich, o tamte drzwi.
Poszliśmy a w tym czasie oczy dziewczyny robiły się coraz większe z przerażenia.

„U nich” potwierdziło się, że nikogo nie przywozili, choć załoga Włodka właśnie wróciła ze wsi gdzie mieszkała moja roztrzęsiona pasażerka. No to szukać Włodka!
Włodek po zapoznaniu się z sytuacją z niejakim zdziwieniem, potwierdził, że byli u dziewczynki, która, jak mówiła „starsza pani, wzywająca pogotowie”, spadła z łóżka i porządnie otarła sobie o coś rękę. Sporo krwi ale w sumie nic groźnego. Opatrzyli, dali jakiś zastrzyk i pojechali.

W tym momencie to moja pasażerka potrzebowała pomocy bardziej chyba niż jej córka. Rozkleiła się do tego stopnia, że nie mogła wydusić słowa. O dziwo szybko się zebrała w sobie i poprosiła abym ją odwiózł na dworzec PKS (zaznaczam: aktualny czas akcji – ok. 00:30)
- A o której ma pani autobus?
- Rano.
Westchnąłem tylko i kazałem się pakować do auta. W 20 minut byliśmy w jej wsi. Po drodze, już odmieniona histeryczka snuła na głos plany, jaką to okropną śmiercią zginie sąsiadka. Uświadomiłem jej, że w zasadzie sama sobie jest winna bo wystarczyło tylko wejść do domu (lub mieć zapisany własny numer telefonu).

Na miejscu doszła do siebie na tyle, żeby mi zaproponować jakąś kanapkę i kawę, z czego skwapliwie skorzystałem (dzięki temu dojechałem do domu w jednym kawałku).

Mała i babcia spały w najlepsze.

.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 745 (809)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…