Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#14027

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem tematyka historii będzie inna. Rozchodzić się będzie o szerzej pojęte usługi, a konkretniej - o te brudne. W skrócie - chodzi mi o publiczny szalet. Publiczny, ale niekoniecznie miejski, co pociąga za sobą pewne konsekwencje. Radzę zaopatrzyć się w prowiant, bo będzie przydługo...


Rzecz, co istotne, dzieje się zimą. Swego czasu, po wizycie w wielce szanowanym Urzędzie Pracy, poczułem nagłą a palącą potrzebę skorzystania z toalety. Urząd - jak to urząd: dowiedziałem się, że papier toaletowy jest tylko w toalecie damskiej. Niestety, informacje te były nieco nieaktualne, bo i tam już go ktoś zdążył ukraść. Cóż, rad-nierad udałem się wraz ze swoją lubą w poszukiwanie ustronnego miejsca. Ale gdzież ja znajdę ustronne miejsce w sam raz na taką potrzebę... w centrum miasta, na dodatek po kostki w śniegu?

Ale jednakowoż - JEST! Na ryneczku sąsiadującym o ulicę od Urzędu stoi toaleta publiczna. Ładujemy się więc do wnętrza we dwójkę - wewnątrz był mały korytarzyk, następnie kasa, a dalej - wiadomo, toalety. Nad kasą wisi stosowna informacja mówiąca, że potrzeba kosztuje 1.50 waluty obiegowej PLN.

Pozostawiam swoją lubą w owym korytarzyku, ale przed kasami, pozostawiam jej swoją kurtkę i idę (biegnę wręcz) ku wyzwoleniu. Po uzyskaniu ulgi i stosownym do okazji ogarnięciu się podchodzę do kasy - celem uiszczenia opłaty. W kasie siedzą dwie uprzejme panie obsługujące. Wywiązuje się taki oto dialog:
[Pani z obsługi]: 3zł się należy.
[Ja]: ... *oczy jak u kota ze Shreka* Słucham? Skorzystałem tylko ja.
[P]: Owszem, ale weszli państwo razem. Przy wejściu jest fotokomórka.
[J]: *rozglądam się, ale jej nie widzę* Pani droga, pozostawiłem swą lepszą połowę w cieple, a samemu poszedłem skorzystać z usługi. Moja luba czekała na mnie przed kasą, i nie mam zamiaru płacić za coś, co nie nastąpiło. Sama pani widziała, że podałem jej kurtkę i czekała tu cały czas.
[P]: Nic mnie to nie obchodzi. Należy się 3zł.
[J]: Nie zapłacę. Ale umówmy się tak...

W tym miejscu z portfela wygrzebałem 2zł w monetach 1zł i 2x 50gr.

[J]: Ja pani płacę 1.50zł za siebie, i teraz *wykładam owe 50gr* ja na pań krzywdę jestem czuły, więc dokładam 50gr w geście dobrej woli :>, i jak każda z pań wyłoży teraz po 50gr, razem uzyskamy te drugie 1.50zł. :D

Wyszliśmy poganiani przekleństwami.


Druga część historii rozegrała się kilka dni później (zmuszony byłem się w te okolice pofatygować z innych względów). Postanowiłem, mimo stanowczego oporu ze strony mojej lepszej połowy, wstąpić do owego przybytku, zlokalizować nieszczęsną fotokomórkę, i z czystej wredoty pomachać przed nią ręką.

Skończyło się jednak na tym, że przekazałem pani obsługującej (innej), z przezornej odległości, swoje przeprosiny, uzyskałem adres firmy obsługującej ów przybytek i poszedłem w swoją stronę. Zrobiłem jednak, dla pewności, kilka zdjęć owej fotokomórki, która, jak się okazało, znajdowała się... W FUTRYNIE DRZWI WEJŚCIOWYCH! Oczywiście, stosowna informacja o jej istnieniu owszem, była - po wewnętrznej stronie drzwi, na kartce A4, pośród innych informacji (mini-wyciąg z regulaminu). Informacja o fotokomórce była też wewnątrz przybytku - tak! Już za nią! Na zewnątrz zaś... nic.

Oczywiście nigdzie nie było informacji, GDZIE się owa fotokomórka znajduje. Ciekawa i kreatywna metoda naciągania, nie zaprzeczę.

Ciekawi mnie tylko jedno - przecież panie te musiały mieć kiedyś jakąś przerwę, możliwość wyjścia na papierosa? Ewentualnie pani sprzątająca mogła nieopatrznie miotłą 'zahaczyć'. I co wtedy? Mnie się wydaje, że metoda na cofnięcie przypadkowego naliczenia jednak istniała - zwłaszcza biorąc pod uwagę konstrukcję owej fotokomórki, która nie wyglądała na taką, co rejestrowała także i kierunek przejścia...

Toaleta Publiczna na Rynku Wildeckim w Poznaniu

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 39 (121)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…