Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#14731

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracałam z synkiem z zakupów. Mieszkamy dość daleko od centrum. Mój maluch uwielbia spacerki ale jeszcze bardziej lubi jazdę autobusami. Dochodzimy na przystanek. Naszym oczom ukazała się kobieta w średnim wieku, taka zwyczajna, dość zadbana "pięćdziesiątka". Kojarzyłam ją z widzenia z mojej okolicy. Mój "mężczyzna w wersji mini" usiadł sobie na ławeczce i cierpliwie wyglądał ukochanego pojazdu. Po kilku sekundach kobieta zaczyna zagadywać mojego szkraba.
(J)a, (K)obieta, (G)abryś:

(K) - Jaki ty ładny jesteś! A jaki grzeczny!
Gabryś spojrzał na mnie, upewnił się, że nie mam nic przeciwko rozmowie z tą obcą panią i mówi ;
(G) - Dziękuję. Pani też jest ładna (kobieciarz mi rośnie).
(K) - A do kogo ty podobny jesteś? Do mamy czy do taty?
(G) - I do mamy i do taty - odpowiedź pada po dłuższej chwili namysłu. Wiadomo, dyplomacja górą. Po co ma mamę urazić? :-)
(K) - Aha, no nie wiem, ja tam ci powiem, że ty raczej do mamy podobny nie jesteś. - kobieta przypatruje mi się intensywnie. Kurczę blade, nie brzmiało to jak komplement, ale cóż...
(K) - A ty masz tatusia? - pyta znienacka.
Mój Mały spojrzał na nią równie zaskoczony jak ja. Pokiwał jej głową, że tak. Zanim zdążyłam cokolwiek się odezwać kobieta nachyliła się do niego i mówi:
(K) - A twój tatuś to mąż twojej mamy? Czy taki tatuś weekendowy? Raz jest, a raz go nie ma? A może ty masz kilku tatusiów? Albo całe stado wujków. Co? Teraz to wszystko to takie puszczalskie jest... Bo za moich czasów...

O ty krowo łaciata! Nie dałam jej skończyć:
(J) - Jest mi bardzo przykro, że w życiu się pani nie układa, ale proszę nie oceniać nikogo, przez pryzmat swoich puszczalskich doświadczeń. I proszę w to nie mieszać mojego dziecka. Żegnam! - zabrałam małego jak najdalej od niej i udaliśmy się na następny przystanek z nadzieją, że wredny babsztyl nie będzie jechał z nami tym samym autobusem. Po drodze w myślach mordowałam babiszona kilkakrotnie, na wiele różnych sposobów i mówiłam jej rzeczy, których nie miałam odwagi rzucić jej w twarz z racji obecności mojego syna. Mały stwierdził, że ta pani jest jakaś dziwna. Lecz "dziwna" to najłagodniejsze z możliwych określeń, o czym dowiedzieliśmy się kilka minut później.

Wsiadamy do autobusu, kierujemy się na tył. Oho, jednak jedzie z nami babsztyl. Zlokalizowałam ją z lewej strony, więc udałam się na prawo. I usłyszałam taką rozmowę wrednej kobiety z pewną starszą panią:
- Oh, pani ma napój, daj pani się napić. Ja taka chora jestem, cukrzycę mam. Tak mi się chce pić. Ja nie mam HIV ani nic, czysta jestem. Pani się nie boi.
Starowinka uległa namowom i oddała picie. Po chwili słychać:
- Oj, pani ma bułkę, da mi pani ugryźć, ja mam cukrzycę, tak mi się chce jeść. Zaraz zemdleję.
Starowinka oddała jej swoją bułkę. Większość pasażerów obserwowała tę sytuację z wielkim zainteresowaniem. Mój syn również. Zapytał co to jest ta cała cukrzyca. Piekielna usłyszała to pytanie i o zgrozo, dosiadła się do nas. Kurka wodna, gdzie tu uciec? Zaczyna Gabrysiowi opowiadać o swojej chorobie, a ja w tym czasie gorączkowo kombinuję jak tu zwiać w taki sposób, by znaleźć się jak najdalej upierdliwca, a zarazem by nie wysiadać przed przystankiem docelowym. Zarazem modlę się o cierpliwość, by nie nagadać kobiecie do słuchu. Decyzja podjęta, uciekamy na przód pojazdu. My w długą, kobieta, cholercia, za nami. I nadal nadaje jak radio Wolna Europa. No szlag by to trafił. Pasażerowie tylko kręcą głowami i uśmiechają się pod nosem. No patrzcie ich, podśmiechujki sobie robią. Piekielna wysiadła za nami na przystanku i dalej nawija. Już się miałam odezwać, już mi hamulce puszczają, gdy nagle Gabryś zrobił coś, co sprawiło, że roześmiałam się w głoś i całe napięcie ze mnie opadło. Zrobił naburmuszoną minkę, złapał się pod boki i mówi:
- Pani jest bardzo niedobra. Pani denerwuje moją mamusię. A tatuś zawsze mówi, że mamy nie wolno denerwować. Mama ma urlop. A mama musi mieć spokój na urlopie, bo odpoczywa od wrednych bab. Mama ma w pracy dużo wrednych bab. Prawda mamusiu? Powiedz tej pani, że masz urlop od wrednych bab.
I tym sposobem mój czterolatek cytując podsłuchane słowa tatusia znokautował piekielną pasażerkę.

Kobieta rozdziawiła usta ukazując biel sztucznej szczęki, zrobiła popisowy w tył zwrot i poszła w drugą stronę. Przypuszczam, że cukier mocno jej skoczył po tym zajściu...
A Gabi, no cóż... musiał odbyć poważną rozmowę z tatą, która odbyła się dopiero po kilku godzinach, gdy Luby przestał płakać ze śmiechu. Jak widać synek ma walkę z piekielnymi we krwi, po mamie:-)

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1146 (1246)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…