Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#14953

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przez wiele lat mieszkałam na przedmieściach Warszawy. Przedmieścia były typowe - spokojne uliczki, mniej lub bardziej okazałe domki, przy każdym ogródek. Część mieszkańców pracowała „w mieście”, inni mieli jeszcze jakieś kawałki ziemi, które uprawiali. Większość mieszkała tam od pokoleń, znali się wszyscy. Ot, życie jak w małym miasteczku albo na wsi.

Jednym z sąsiadów był pan Kazio (imię zmienione). Pan Kazio wyróżniał się tym, że pił, a właściwie nie trzeźwiał. Ciągle popadał w konflikty z otoczeniem, ale nie bezpośrednie, o nie, na to był za mądry, widocznie nie czuł się na siłach. Pan Kazio po prostu zapamiętywał sobie, jaką kto mu „krzywdę” zrobił, a później wszystko takiemu delikwentowi „wyczytywał”.

Odbywało się to w ten sposób, że pan Kazio, wracając do domu, zatrzymywał się przy każdej posesji i gromkim głosem wyliczał mieszkańcom wszystkie „grzechy”. A grzechy były różne: ktoś mu dwa lata wcześniej nie powiedział „dzień dobry”, ktoś inny mu nie pożyczył worka, jeszcze inny nie chciał się z nim napić wódki albo mu po prostu nie postawił. Ten sąsiad miał psa, którego pan Kazio nie lubił, inny z kolei żonę, która się panu Kaziowi nie podobała. Tamten znowu zadzierał nosa albo miał nieznośne dzieciaki. Inny uprawiał ogródek w sposób, który panu Kaziowi wydawał się niewłaściwy, a jeszcze inny parę lat temu zwymyślał pana Kazia, czego ten nie może mu do dzisiaj darować.

Długo trwało, zanim pan Kazio wrócił do domu, bo nikogo przecież nie mógł pominąć. Opierał się o bramę i furtkę i tak długo wymyślał, aż wygarnął wszystko. Nikt nie reagował, wszyscy byli przyzwyczajeni, że jak słychać od furtki jakieś krzyki, to Kazio do domu wraca.

Ale pan Kazio spełniał też funkcję praktyczną: służył do straszenia dzieci. Jak który gówniarz był nieznośny, to matka albo babka mówiła: „Czekaj, przyjdzie pan Kazio z worem i cię zabierze”. No i wtedy taki mały łobuziak zamieniał się w małego aniołka.

Kiedyś mój trzyletni braciszek bawił się na podwórku. Raptem wpada do domu i niesie wielką torbę słodyczy - jakieś cukierki, batoniki, lizaki. Pytamy, skąd to ma. „Kazio dał” - odpowiedział. Nie mówił jeszcze zbyt dobrze, ale udało nam się z niego wyciągnąć, że pan Kazio zawołał go do furtki, wręczył mu torbę ze słodyczami i powiedział, że ma się go nie bać, bo on bardzo lubi grzeczne dzieci.

Nie ma już tamtych domków, pan Kazio też już dawno odszedł na drugą stronę. Ale zawsze przyjemnie przypomnieć sobie. Chociaż piekielny to ten pan Kazio jednak trochę był.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (234)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…