Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#15359

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedy byłam małą dziewczynką, jeździłam z całą rodzinką, w góry, do dziadków. Ojciec mojej mamy, gospodarz surowy acz sprawiedliwy, miał psa, którego trzymał w klatce odkąd pamiętam. Powód był prosty; zwierze było bardzo agresywne. Kiedy było uwiązane przy budzie, potrafiło się zerwać, dopaść owcy by ją zadusić, poprzegryzać wszystkie kury, a nawet rzucić się na człowieka. Dziadek nie pozwolił go uśpić, bo dla niego był członkiem rodziny, "niegrzecznym", ale członkiem.
"Bydle", jak pieszczotliwie nazywali go domownicy, był wielkości cielaka, bardzo kudłaty, szarej maści i siedział już w klatce kilka ładnych lat, nie pokorniejąc ani na jotę. Karmienie go groziło kalectwem(miskę z żarciem podsuwano na specjalnej desce), ba! Samo zbliżenie w pobliże klatki było czymś niebezpiecznym.
Pewnego razu, podczas wakacji spędzanych u dziadków, przyjechała siostra mamy, ze swoimi pociechami, by pomóc w sianokosach. Babcia została ugotować obiad, a reszta wyruszyła w pole. Praca szła gładko, choć męcząco, udało się ją jednak skończyć koło wieczora. Zaczęliśmy się zbierać, gdy okazało się że nie ma najmłodszej, Agi 4-5latki. Może schowała się w/za którąś kopą siana? Poszukiwania nie przynosiły rezultatów, więc dziadek poszedł do domu, by sprawdzić czy dziecka nie ma.
Gdy dotarł na miejsce, jego uwagę przykuł dziwny dźwięk dobiegający z klatki "Bydlaka". Senior mówił potem, że o mały włos nie padł na zawał na widok Agi, która siedziała w klatce i czesała krwiożercze zwierze w warkoczyki, wesoło przy tym podśpiewując.
Cały zdrętwiały i przerażony, powoli zaczął zbliżać się do legowiska psa i nawoływać szeptem brzdąca. Gdy Aga w końcu zauważyła dziadka, uśmiechnęła się i z głośnym "Dziaaaaadek!!"pobiegła w prost w ramiona staruszka. Ten łapiąc ją jedną ręką, drugą zatrzasnął drzwi od "domu" psa. Najgorszym o czym pomyślał dziadek to że ktoś/coś spłoszy kudłacza nagłym hałasem i do końca życia nie będzie mógł wybaczyć sobie tragedii jaka wtedy by się wydarzyła.
Pies natomiast, nie ruszył się z miejsca, tylko skierował oczy na swego właściciela i zaskomlał cicho.
Po kilkunastu dniach, "najlepszy przyjaciel człowieka" po prostu się nie obudził.
Przodek mój sędziwy skwitował to bardzo pięknie;
-Nawet największy bydlak potrafi się zmienić, by nie być sam na koniec. To tylko my nie chcemy tego widzieć...

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 293 (345)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…