O nawiedzonym przedstawicielu firmy vendingowej (takiej od automatów z batonami, kawami, kanapkami, napojami itd.)
Prowadzę z przyjaciółką małą garmażerię. Od samego rana ciągle jakieś nieprzyjemności, nerwowe sytuacje. Ja to nazywam dniem świra. Do tego stopnia, że Beata przebąkiwała, jak fajnie było na etacie 8 godzin siedzieć w pracy i klepać w klawiaturę, przynajmniej spokój był.
Zamknęłyśmy lokal. Beata na zapleczu lepiła pierogi na następny dzień, ja siedziałam przy ladzie zakopana w papierach, coś tam liczyłam.
Ktoś puka, podnoszę głowę i widzę jakiś mężczyzna do mnie macha. Pomyślałam, że to spóźnialski klient, wypada mu otworzyć i dowiedzieć się czego chce.
PH(przedstawiciel handlowy): Dzień dobry, szefa zastałem?
J(ja): Tak, słucham pana?
Zmierzył mnie wzrokiem pełnym pogardy, może i jestem nikczemnego wzrostu i postury, ale wyglądam na te swoje dwadzieścia pare lat.
PH: Z właścicielem tego lokalu chciałbym rozmawiać.
J: Rozmawia pan!
Beata usłyszała,głosy i wyłoniła się z zaplecza w stroju do robienia pierogów obsypana i wysmarowana mąką z oblepionymi ciastem rękami.
Przedstawiciel ją zauważył.
PH: Może pani mi powie jak mogę się skontaktować z szefem tego lokalu?
B:(pukając się ręką w pierś) To ja jestem.
Rozbawiło mnie to i zaczęłam się śmiać.
PH : Drogie panie ja nie mam czasu na żarty, nie wnikam kto tu jest kierownikiem zmiany, interesuje mnie właściciel tej firmy!
B: Ja tym bardziej nie mam czasu na przekomarzanki z panem albo pan mówi, czego pan chce albo proszę nam nie przeszkadzać.
Patrząc na nas podejrzliwym wzrokiem.
PH : A więc drogie panie mam dla was niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju propozycję, która znacząco podniesie zyski z prowadzonej działalności.
Nawet mnie to zaciekawiło.
J: Słucham o co chodzi?
PH: Jestem autoryzowanym przedstawicielem firmy XXX, która sprzedaje i wynajmuje automaty do słodyczy, ciepłych i zimnych napojów.
Przerwałam mu.
J: Nie widzi pan, że taki automat nie pasuje do koncepcji tego miejsca?
Rozejrzał się po pomieszczeniu a tam wszędzie hasła informujące o tym, że tylko ręczne, domowe wyroby, wnętrze starłyśmy się wystylizować tak aby wywoływać skojarzenia w klientach, że jedzenie jest jak u mamy lub babci. Parę elementów wystroju jak w wiejskiej chacie.
Wskazał ręką w jeden kąt :
PH: Tam można ustawić jeden.
Tu znowu ruch ręką.
PH: A tam drugi. W jedynym napoje a w drugim słodycze.
B: Sprzedajemy kompoty i ciasta własnego wypieku, nie jest to nam potrzebne i nie pasuje tutaj!
PH: Jak nie pasuje, klient kupi (zawiesił się i szuka wzrokiem menu, popatrzył na plakat ze zdjęciem smalcu w słoiczku, bochnem chleba i słoikiem ogórków) smalczyk a do niego batonika żeby przełamać smak.
Obie zmierzyłyśmy go wzrokiem mówiącym co ty bredzisz człowieku.
B: Zdecydowanie nie zgadzam się z tym, jeżeli to wszystko co miał pan nam do zaproponowania to dziękujemy - kierując się w stronę drzwi tak jakby chciała go odprowadzić.
Pan się nie ruszył z miejsca.
PH: Rozumiem, że nie chce pani mieć więcej pieniędzy?
J: Nie, nie chce! - na zagrywki psychologiczne jestem odporna pracowałam w sprzedaży.
PH: Szybko splajtujecie z takim podejściem do interesu! Trzeba się rozwijać!
B: To tylko pana zdanie.
J: Nie możemy już panu poświęcić więcej czasu, dziękujemy za ofertę!
PH: Jak będziecie już na skraju bankructwa będzie za późno, nawet taka atrakcyjna rzecz jak automat może sprawy nie uratować!
J: Damy sobie radę, automat może nam tylko zaszkodzić. Naprawdę już panu dziękujemy.
B: Proszę wyjść, muszę wracać do pracy.
Wepchnął mi w rekę wizytówkę.
PH: Niech pani to przekaże szefowi, może on ma trochę więcej rozumu. Ja sprawdzę czy mu to pani przekazała, jeżeli tego pani nie zrobi szef będzie na pewno niezadowolony i obciąży panią kwotą strat z tytułu braku naszych maszyn.
Beata tego już nie zniosła i prawie wypchnęła go za drzwi. Widuję go czasami mieszka na naszym osiedlu, więcej już nie przyszedł.
Prowadzę z przyjaciółką małą garmażerię. Od samego rana ciągle jakieś nieprzyjemności, nerwowe sytuacje. Ja to nazywam dniem świra. Do tego stopnia, że Beata przebąkiwała, jak fajnie było na etacie 8 godzin siedzieć w pracy i klepać w klawiaturę, przynajmniej spokój był.
Zamknęłyśmy lokal. Beata na zapleczu lepiła pierogi na następny dzień, ja siedziałam przy ladzie zakopana w papierach, coś tam liczyłam.
Ktoś puka, podnoszę głowę i widzę jakiś mężczyzna do mnie macha. Pomyślałam, że to spóźnialski klient, wypada mu otworzyć i dowiedzieć się czego chce.
PH(przedstawiciel handlowy): Dzień dobry, szefa zastałem?
J(ja): Tak, słucham pana?
Zmierzył mnie wzrokiem pełnym pogardy, może i jestem nikczemnego wzrostu i postury, ale wyglądam na te swoje dwadzieścia pare lat.
PH: Z właścicielem tego lokalu chciałbym rozmawiać.
J: Rozmawia pan!
Beata usłyszała,głosy i wyłoniła się z zaplecza w stroju do robienia pierogów obsypana i wysmarowana mąką z oblepionymi ciastem rękami.
Przedstawiciel ją zauważył.
PH: Może pani mi powie jak mogę się skontaktować z szefem tego lokalu?
B:(pukając się ręką w pierś) To ja jestem.
Rozbawiło mnie to i zaczęłam się śmiać.
PH : Drogie panie ja nie mam czasu na żarty, nie wnikam kto tu jest kierownikiem zmiany, interesuje mnie właściciel tej firmy!
B: Ja tym bardziej nie mam czasu na przekomarzanki z panem albo pan mówi, czego pan chce albo proszę nam nie przeszkadzać.
Patrząc na nas podejrzliwym wzrokiem.
PH : A więc drogie panie mam dla was niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju propozycję, która znacząco podniesie zyski z prowadzonej działalności.
Nawet mnie to zaciekawiło.
J: Słucham o co chodzi?
PH: Jestem autoryzowanym przedstawicielem firmy XXX, która sprzedaje i wynajmuje automaty do słodyczy, ciepłych i zimnych napojów.
Przerwałam mu.
J: Nie widzi pan, że taki automat nie pasuje do koncepcji tego miejsca?
Rozejrzał się po pomieszczeniu a tam wszędzie hasła informujące o tym, że tylko ręczne, domowe wyroby, wnętrze starłyśmy się wystylizować tak aby wywoływać skojarzenia w klientach, że jedzenie jest jak u mamy lub babci. Parę elementów wystroju jak w wiejskiej chacie.
Wskazał ręką w jeden kąt :
PH: Tam można ustawić jeden.
Tu znowu ruch ręką.
PH: A tam drugi. W jedynym napoje a w drugim słodycze.
B: Sprzedajemy kompoty i ciasta własnego wypieku, nie jest to nam potrzebne i nie pasuje tutaj!
PH: Jak nie pasuje, klient kupi (zawiesił się i szuka wzrokiem menu, popatrzył na plakat ze zdjęciem smalcu w słoiczku, bochnem chleba i słoikiem ogórków) smalczyk a do niego batonika żeby przełamać smak.
Obie zmierzyłyśmy go wzrokiem mówiącym co ty bredzisz człowieku.
B: Zdecydowanie nie zgadzam się z tym, jeżeli to wszystko co miał pan nam do zaproponowania to dziękujemy - kierując się w stronę drzwi tak jakby chciała go odprowadzić.
Pan się nie ruszył z miejsca.
PH: Rozumiem, że nie chce pani mieć więcej pieniędzy?
J: Nie, nie chce! - na zagrywki psychologiczne jestem odporna pracowałam w sprzedaży.
PH: Szybko splajtujecie z takim podejściem do interesu! Trzeba się rozwijać!
B: To tylko pana zdanie.
J: Nie możemy już panu poświęcić więcej czasu, dziękujemy za ofertę!
PH: Jak będziecie już na skraju bankructwa będzie za późno, nawet taka atrakcyjna rzecz jak automat może sprawy nie uratować!
J: Damy sobie radę, automat może nam tylko zaszkodzić. Naprawdę już panu dziękujemy.
B: Proszę wyjść, muszę wracać do pracy.
Wepchnął mi w rekę wizytówkę.
PH: Niech pani to przekaże szefowi, może on ma trochę więcej rozumu. Ja sprawdzę czy mu to pani przekazała, jeżeli tego pani nie zrobi szef będzie na pewno niezadowolony i obciąży panią kwotą strat z tytułu braku naszych maszyn.
Beata tego już nie zniosła i prawie wypchnęła go za drzwi. Widuję go czasami mieszka na naszym osiedlu, więcej już nie przyszedł.
przedstawiciel handlowy
Ocena:
843
(887)
Komentarze