Pewnego razu w Empiku
Stałem sobie między regałami - czekając na znajomego który książki wybierał.
Podeszła do mnie jakaś zaaferowana czymś niewiasta z dzieckiem. Obraz - lat 3X - myśląca że czas zatrzymał się na 2X, szpileczki, ciemne okulary za którymi można się schować, ogólnie - tylko panterki brakowało. Dziecko wyglądało na jakieś 9-10 kat i ubrane jakby ktoś go na rapera chciał zrobić - nawet kaszkietówka przechylona w bok.
Nie wiem czy koszulka polo, którą miałem na sobie przypominała strój obsługi - ale jej najwyraźniej się skojarzyło.
[J]a, [D]ama
D - Ej ty, daj mi Harry Pottera. Andrzejek (zmienione) musi być na czasie.
J - A niby dlaczego miałbym pani to dać? Ja tu nie j...
Tu mi przerwano.
D - Jak to dlaczego?!?! Bo to twój zafajdany obowiązek pracusiu za dychę. (pierwszy raz usłyszałem by ktoś użył "pracuś" jako obelgi). A jak nie to wołaj swojego szefa - załatwię ci zwolnienie.
Raz - że chamsko, dwa - że wypowiedź mało sensowna, a trzy - chamstwa "nie zniese". Więc włączyła mi się Piekielna lampka/
J - Proszę pani, książek podawać mi się nie chce, a szefa mojego może sobie pani wołać sama, a mnie w nos pocałować.
Babka mało na zawał nie padła i z rykiem popędziła w kierunku kas.
Po paru minutach wróciła z jakimś gościem - i z rykiem
D - To ten wieśniak mnie obraził - niech pan go natychmiast zwolni z pracy bo mój mąż was pozwie!!!
Gość, z totalnym zdziwieniem - Eeeee, ale on dla nas nie pracuje, to nie jest pracownik sklepu.
J - Proszę pani - to nie mój szef, mój jest w Edynburgu ale jak pani chce to podam adres - pojedzie pani i zażąda mojego zwolnienia, ok?
W tym momencie babka nie wiedząc co z sobą począć zwinęła tylko latorośl i sprintem wyszła ze sklepu.
Stałem sobie między regałami - czekając na znajomego który książki wybierał.
Podeszła do mnie jakaś zaaferowana czymś niewiasta z dzieckiem. Obraz - lat 3X - myśląca że czas zatrzymał się na 2X, szpileczki, ciemne okulary za którymi można się schować, ogólnie - tylko panterki brakowało. Dziecko wyglądało na jakieś 9-10 kat i ubrane jakby ktoś go na rapera chciał zrobić - nawet kaszkietówka przechylona w bok.
Nie wiem czy koszulka polo, którą miałem na sobie przypominała strój obsługi - ale jej najwyraźniej się skojarzyło.
[J]a, [D]ama
D - Ej ty, daj mi Harry Pottera. Andrzejek (zmienione) musi być na czasie.
J - A niby dlaczego miałbym pani to dać? Ja tu nie j...
Tu mi przerwano.
D - Jak to dlaczego?!?! Bo to twój zafajdany obowiązek pracusiu za dychę. (pierwszy raz usłyszałem by ktoś użył "pracuś" jako obelgi). A jak nie to wołaj swojego szefa - załatwię ci zwolnienie.
Raz - że chamsko, dwa - że wypowiedź mało sensowna, a trzy - chamstwa "nie zniese". Więc włączyła mi się Piekielna lampka/
J - Proszę pani, książek podawać mi się nie chce, a szefa mojego może sobie pani wołać sama, a mnie w nos pocałować.
Babka mało na zawał nie padła i z rykiem popędziła w kierunku kas.
Po paru minutach wróciła z jakimś gościem - i z rykiem
D - To ten wieśniak mnie obraził - niech pan go natychmiast zwolni z pracy bo mój mąż was pozwie!!!
Gość, z totalnym zdziwieniem - Eeeee, ale on dla nas nie pracuje, to nie jest pracownik sklepu.
J - Proszę pani - to nie mój szef, mój jest w Edynburgu ale jak pani chce to podam adres - pojedzie pani i zażąda mojego zwolnienia, ok?
W tym momencie babka nie wiedząc co z sobą począć zwinęła tylko latorośl i sprintem wyszła ze sklepu.
Ocena:
854
(926)
Komentarze