Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#17262

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wraz z mężem mieszkamy na przedmieściach i posiadamy 3 samochody - Peugeota 206, Hummera oraz czarne (istotne!) Audi A8 z 2011r. Peugeot został kupiony 3 lata temu z myślą o mnie - początkującym kierowcy. Miałam się na nim nauczyć jeździć. I faktycznie, przez 3 lata jeździłam TYLKO nim. Hummerem bałabym się ruszyć, a Audi nie ruszam z wiadomych przyczyn ;)
Akcja na początku roku. Mój mąż wrócił do pływania, więc często go nie ma w domu. I tak było tym razem. Miał wrócić za dwa tygodnie. Może ze 3 tygodnie przed rejsem zakupił ww. Audi. Zdążył zapłacić tylko podatek KFZ i ubezpieczenie podstawowe. Po powrócie miał wykupić Vollkasko. Peugeota zostawiłam w Polsce u rodziców (miałam duuużo bagaży w jedną stronę), chciałam odebrać przy następnej okazji, już odciążona wolałam wrócić samolotem. Jako, że w mieście i na przedmieściach mamy dobrą komunikację miejską, nie było problemów w przemieszczaniu się.
Nieszczęśliwie jednak pewnego dnia córeczka obudziła się ze straszną wysypką. Płakała i drapała się do krwi na zmianę. Pierwsza myśl - szpital. Nie chciałam dzwonić po Ambulans, ktoś inny mógł w tym czasie umierać. Autobus odpada - dziecko męczyłoby się 40 minut i mogłoby kogoś zarazić (nie wiedziałam co to może być). O Taxi nie pomyślałam, mój błąd. Do Hummera nie wsiądę, zabiję siebie i dziecko. Zostało Audi. I kolejny błąd. ;) Dojechaliśmy na parking szpitalny, miejsca odgradzają słupki vel. filary. Dziecko płacze, ja zestresowana - ŁUP! Klamka na prawych drzwiach wgnieciona, biała szrama, nie chce się otworzyć. Próbuję zamknąć drzwi pilotem - zamykają się i natychmiast otwierają (czyli auto uważa, że drzwi nie są domknięte). Zamykam kluczykiem manualnie. Wszystko super, oprócz tego, że bagażnik się nie chce zamknąć na klucz... No nic - biorę papiery, dziecko pod pachę i biegnę z nadzieją, że nikt mnei nie okradnie.
Kiedy już wróciłyśmy do domu, zaczęłam się zastanawiać co teraz. Mąż mnie zabije. Przywiąże, wygłodzi, wrzuci w worku foliowym do wody z rekinami. Nieważne, wezmę na klatę - dzwonię - brak zasięgu. No tak. Lepiej dla mnie. Dzwonię do przyjaciółki - ′Keine Panik auf der Titanic! Jedź, wymień drzwi, udawaj, że żadne spotkanie z filarem nie miało miejsca′. No okej, więc wsiadam do Audi, ręcę mi się trzęsą, ale dojeżdżam do celu. Hala ze sztucznym światłem, zero okien, ale niby najlepiej w mieście. Mechanik upiera się na prostowanie blachy, wymianę klamki, naprawę centralnego i malowanie drzwi. Nie, nie, nie, żadnych śladów zbrodni. Mówi, że ciężko drzwi sprowadzić, że drogie, że nie opłaca się. Jestem nieugięta - mają być nowe. Okej - mam przyjechać za 9 dni. Uspokojona wracam do domu i do normalnego życia.
Po 9 dniach zjawiam się po Auto. Wszytko okej, odbieram, wracam do domu. Wysiadam i... płaczę. Drzwi granatowe. Żeby było lepiej - te od strony kierowcy też. Daltonistką nie jestem - miałam testy na kursach. Wsiadam znowu mimo, że nie chcę, i jadę do serwisu. Słyszę, że są czarne przecież! Po jakimś czasie kłótni zaczynają lecieć argumenty, że reklamacje przy odbiorze tylko (ciekawe jak, skoro w zaciemnonej hali odróżnić można było ewentualnie czarny od białego). Zapłakana wracam do domu, auto chowam do garażu.
Nadchodzi dzień sądu ostatecznego - powrót męża. Wraca, wita się, następnego dnia jedzie Audi do centrum. Wraca - nic. I tak przez miesiąc. Dopiero któregoś wieczoru wchodzi do mnie i pyta się o auto. Bo jego mama stwierdziła, że auto ładne i fajnie, że dwukolorowe :) Prawda wyszła na jaw, na początku złość, potem śmiech. Z serwisem wygraliśmy sprawę w sądzie - dostaliśmy tyle, że spokojnie moglibyśmy wymienić całą karoserię.

Wnioski: Każde kłamstwo wyjdzie na jaw. I nie płukać pościeli w przecenionych proszkach do prania, bo łatwo o uczulenie i wysypkę ;)

auto naprawa

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (77)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…