Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#17288

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Razem z mężem prowadzimy małą firmę poligraficzną.
Wiadomo, że zadowoleni z usług klienci przekazują kontakt swoim znajomym, i w ten sposób mieliśmy właśnie fazę na wietnamskie knajpki. Pracowało się z nimi bardzo dobrze, więc gdy pewnego dnia nasz stały klient, zwany potocznie Malutkim, powiedział, że jego kolega też by chciał ulotki, nie mieliśmy nic przeciwko.
Kolega przyjechał na umówione spotkanie, pojechaliśmy za nim do jego lokalu. I tu zdziwienie: dotychczasowe bary były niewielkie, bez specjalnego wystroju, a tutaj widzimy dwupiętrowy lokal, elegancki jak mało co, bar z alkoholem, po prostu inna klasa. Właściciel, przedstawiający się jako Tomek, mówiący naprawdę ładnie po polsku.
Do zrobienia też bardzo dużo: oprócz standardowych ulotek i kart menu, do wykonania kasetony podświetlane, banery, wyklejenie szyb. Knajpkę podobno niedawno przejął od kuzyna, więc musi zaprowadzić własne porządki.
Jakoś nie spodobało mi się tam, szczególnie, gdy przy stoliku obok usiadła jakaś grupka mężczyzn. Zamówili coca-colę, nie zachowywali się ani zbyt głośno, ani wulgarnie, ale jakoś zwracali uwagę na siebie. Zawołali Tomka, o coś wypytywali, on grzecznie im odpowiadał.
Już zaczęłam się zastanawiać nad warunkami zlecenia, czyli ile wziąć zaliczki, jakie mniej więcej będą koszty (ogromne). Warto wspomnieć, że od poleconych klientów zaliczki braliśmy niewielkie, a przy drobnych zamówieniach nie braliśmy wcale.
W pewnym momencie panowie wstają, robi się ich jakby więcej, trzech zatrzymuje się przy naszym stoliku, reszta podchodzi do pracowników przy barze.
(P)an - Czy ... (tu pada wietnamskie nazwisko Tomka)?
(T)omek - Tak
(P) legitymując się - Policja ... (tu padła nazwa policji, nie pamiętam, ale coś wspólnego z granicami miała) Dokumenty proszę, jesteś aresztowany. Państwo poczekają - to do nas.
Siedzimy, rozglądam się. Pracownicy (wietnamscy, jedna Polka) stoją przed barem, są legitymowani, miny nietęgie.
Policjant podchodzi do nas.
(P) - A państwo to tutaj po co?
- No, poligrafia, ulotki, te rzeczy...
- Czy rozpoczęliście już realizację zamówienia?
- Nie, dopiero pierwszy raz spotkaliśmy się, aby omówić, jeszcze nic nie zrobiliśmy...
- To dobrze, on za szybko z więzienia nie wyjdzie.
Spisali nasze dane - wypuścili z lokalu.

Jakiś czas dochodziło do mnie, co się właściwie stało. Gdyby spotkanie doszło do skutku kilka dni wcześniej, tak jak miało zresztą być, to nie byłoby za ciekawie. Gdybyśmy nie wzięli zaliczki, bylibyśmy stratni całą robotę, gdybyśmy wzięli, nie wiadomo kto zgłosiłby się po jej odbiór - wolę nie wiedzieć za co Tomek został aresztowany.
Malutki, gdy dowiedział się po kilku dniach co się stało zrobił się jakiś zielony, blady, zaczęła go boleć głowa i uciekł na zaplecze. Nigdy więcej nie rozmawiał z nami o tym człowieku.

Restauracja wietnamska

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (227)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…