Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#17370

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam ostatnio demota wuefisty pozdrawiającego swoje uczennice mające po cztery razy w miesiącu okres. Przypomniało mi to pewna piekielną historie, w której osobą piekielną jestem niestety ja - piekielną mimowolnie i nieumyślnie.

Otóż nigdy nie byłam osoba zręczna czy zwinna - gruba (jak w okresie o którym będzie mowa) czy chuda (teraz) nigdy nie umiałam zręcznie podskoczyć, odskoczyć, wrzucić piłki do kosza i tak dalej. (W sumie połączenie mnie i piłki było naprawdę niebezpieczne bo albo komuś zwykle działa się krzywda albo mnie... Częściej komuś). Za to nieźle radziłam sobie na siłowni i uwielbiałam pływać - niestety programy nauczania wuefu jakoś tego nie chciały uwzględnić. Każdy uczeń chciał czy nie (w moim przypadku to także inni nie chcieli), musiał przebrnąć przez godziny ćwiczeń ogólnorozwojowych i gry zespołowe - zupełnie jakby ministerstwo edukacji za swój główny cel postawiło sobie wyłowić przyszłych sportowców, spośród grupy fizycznych niedorajd.

Rzecz się działa w gimnazjum, a tego dnia mieliśmy dwie godziny WF′u. na pierwszej właśnie ta nieszczęsna ogólnorozwojówka - skoki przez skrzynię, na drugiej koszykówka. Ten dwie godziny na długo zapadły mojemu wuefiście w pamięć.

Skoki przez skrzynię. Przy pierwszych trzech podejściach, w moim przypadku nic wielkiego się nie stało. Po prostu mój wieeelki zadek nie chciał się unieść wystarczająco wysoko w górę i konkurencja ta raczej przypominała ′hipcia próbuje przeleźć przez murek′.
Mojego wuefistę, pełniącego cały czas rolę asekuranta i przytrzymującego z drugiej strony skrzynie, nawiedziła idea, że to przez niewystarczający rozbieg. Więc kazał mi rozpędzić się jak tylko potrafię, a podczas tego biegu cały czas zagrzewając mnie do walki. Niestety tu nie rozbieg, ale wybicie czy raczej grawitacja były tu problemem.
W efekcie ja, rozpędzone 77 kg żywej wagi, wparzyłam całą swą siłą i masą w skrzynię. Nie było szansy aby ′pan od fizycznego′ to utrzymał. Padł jak długi na podłogę, na niego padła skrzynia, a na skrzynię - po wywinięciu malowniczego kozła - ja. Natomiast z drugiej połowy sali, zajmowanej przez rok starszy kwiat płci męskiej, padły salwy śmiechu.

Reszta tej godziny upłynęła pod znakiem ucieczki z lekka poturbowanego wuefisty do jego kanciapy, gdzie dochodził psychicznie i fizycznie do siebie, aby jakoś przetrzymać ze mną drugą godzinę.

Najpierw były podania. Jedno z nich zaserwowałam wuefiście tak ′szczęśliwie′, że gdyby w ostatniej chwili nie osłonił się przedramieniem to nosiłby swoje zęby w pudełku. Ale, nie ma tego złego - odbita piłka potoczyła się pod siatką rozdzielającą połówkę ′naszej′ sali od tej ′chłopaków′ i wturlała się pod nogi ich wuefisty, który akurat biegł rozmawiając ze stojącym za sobą uczniem. W efekcie nie zauważył jej i jak nie wywinął kozła. Naprawdę w uroczy sposób ciocia grawitacja pchnęła go w objęcia matuchny gleby.

Rzuty do kosza - udręczony wuefista myślał, że tu sobie odpocznie. Błąd - zapomniał o świętych prawach Murphy′ego i zasadzie ′do trzech razy sztuka′.
Po zaprezentowaniu nam jak należy podbiegać do kosza etc, daniu kilku rad, umęczony wziął sobie krzesełko i obserwował jak rzucamy, tracąc z lekka czujność.
Aż tu ja rzucałam do kosza, oczywiście pudłując (rama kosza), a skoczna piłeczka tak się odbiła, że niczym morderczy ptak-kamikadze poleciała wprost ku wielkiemu kinolowi naszego nauczyciela.

Chwile później wrzask bólu i zaskoczenia + fontanna krwi. Tym razem po przeciwnej stronie boiska nikt się nie zaśmiał. Nie, nie z współczucia, po prostu jeden z trzecioklasowych asów (obiekt z najbardziej niewyparzoną gębą, zasługujący na miano dupka) nie znosił widoku krwi i omdlał niczym dama z starego filmu.
Krwawiący, ściskający swój nos wuefista spojrzał na mnie ciężkim, ponurym wzrokiem i zapytał wywołując powszechny atak śmiechu:

- Kiedy ty do cholery będziesz miała wreszcie okres?!

Tu muszę dodać, że ja byłam jedną z tych nielicznych samic, które nigdy nie uciekały z wf′u, zawsze miały strój i NIGDY nie miały lewych zwolnień czy symulowały miesiączkę ;]

Epilog - jako, że higienistki u nas nie było tego dnia, w ramach rekompensaty i jako, ze tylko na mnie widoki krwi, żywego mięsa, etc nie robiły najmniejszego wrażenia, pomogłam pozbierać się nieszczęsnemu nauczycielowi do kupy (sama miewałam częste krwotoki z nosa przez słabe naczynka wiec byłam obyta z problemem). A przez najbliższy tydzień miał on ode mnie wytchnienie - przyjechał praktykant, który miał z nami zajęcia. Praktykanta raz co o mało bym nie zabiła (bardzo malowniczo) i raz ratowałam wraz z wuefistą i kolegą z klasy, bo idiota by się utopił.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 812 (892)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…