Czasami robimy różne ćwiczenia z zaskoczenia, np. podkładamy świecę dymną w szkole (uczniowie oczywiście nie wiedzą, czasami informuje się nauczycieli) i przeprowadzamy akcję ratunkową, taką symulację. Tak więc w pewnym LO dotychczas raz do roku we wrześniu dyrektorka włączała alarm i uczniowie musieli się ewakuować. Nie braliśmy w tym udziału, takie ćwiczenia wewnątrzszkolne. Od jakiegoś czasu przygotowywaliśmy nalot na szkołę i nadszedł ten dzień.
Jedziemy, strych się dymi, pierwsze zaniepokojenie, na placu gdzie zbierają się uczniowie w czasie ewakuacji nikogo nie ma. Z dziwnym przeczuciem wchodzimy do budynku. Głucha cisza. Alarm milczy. Nagle dzwonek na przerwę, z klas wylewają się roześmiane strumienie licealistów. Zauważają nas, na ich twarzach niepokój lub przerażenie. [P]ani dyrektor też wychodzi z gabinetu i spogląda z niedowierzaniem. Podchodzi do niej [d]owódca.
[D]: Dzień dobry, brygadier X komenda powiatowa PSP w Piekielisku, wie pani dlaczego alarm nie zadzwonił?
Dyrektorka spaliła buraka.
[P]: Wie pan, bo to nigdy jeszcze się nie przydało, a prądu ciągnie, to wyłączyłam czujniki dymu i alarm, wie pan oszczędzamy na czym się da... Ale to nieważne co roku robię ćwiczenie praktyczne, wiedzą jak się ewakuować...
[D]: Co z tego, że wiedzą skoro w trakcie prawdziwego zagrożenia nie ma alarmu? (był mocno wkurzony więc przytaczam tylko sens wypowiedzi, mówił podniesionym głosem)
[P]: To ja już włączę i zobaczą panowie jak uczniowie pięknie się ewakuują.
[D]: Kurator chyba nie będzie zachwycony.
[P]: Nie musimy chyba o tym wspominać.
[D]: Niestety muszę napisać raport do przełożonego, a on na pewno będzie interweniował u odpowiednich organów.
Odwrócił się na pięcie i odszedł. Myślę, że sprawa jest na tyle poważna, że kiedy wyjdzie na jaw będzie o niej głośno na portalach i w gazetach. Nie podaję jednak teraz żadnych nazwisk i miejscowości z oczywistych powodów.
Jedziemy, strych się dymi, pierwsze zaniepokojenie, na placu gdzie zbierają się uczniowie w czasie ewakuacji nikogo nie ma. Z dziwnym przeczuciem wchodzimy do budynku. Głucha cisza. Alarm milczy. Nagle dzwonek na przerwę, z klas wylewają się roześmiane strumienie licealistów. Zauważają nas, na ich twarzach niepokój lub przerażenie. [P]ani dyrektor też wychodzi z gabinetu i spogląda z niedowierzaniem. Podchodzi do niej [d]owódca.
[D]: Dzień dobry, brygadier X komenda powiatowa PSP w Piekielisku, wie pani dlaczego alarm nie zadzwonił?
Dyrektorka spaliła buraka.
[P]: Wie pan, bo to nigdy jeszcze się nie przydało, a prądu ciągnie, to wyłączyłam czujniki dymu i alarm, wie pan oszczędzamy na czym się da... Ale to nieważne co roku robię ćwiczenie praktyczne, wiedzą jak się ewakuować...
[D]: Co z tego, że wiedzą skoro w trakcie prawdziwego zagrożenia nie ma alarmu? (był mocno wkurzony więc przytaczam tylko sens wypowiedzi, mówił podniesionym głosem)
[P]: To ja już włączę i zobaczą panowie jak uczniowie pięknie się ewakuują.
[D]: Kurator chyba nie będzie zachwycony.
[P]: Nie musimy chyba o tym wspominać.
[D]: Niestety muszę napisać raport do przełożonego, a on na pewno będzie interweniował u odpowiednich organów.
Odwrócił się na pięcie i odszedł. Myślę, że sprawa jest na tyle poważna, że kiedy wyjdzie na jaw będzie o niej głośno na portalach i w gazetach. Nie podaję jednak teraz żadnych nazwisk i miejscowości z oczywistych powodów.
Ocena:
790
(850)
Komentarze