Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#17520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny sąsiad.
Działo to się wiele lat temu, gdy wprowadziliśmy się do domku jednorodzinnego w spokojnej okolicy. Domów około 20, z dużymi ogrodami, ulica mało ruchliwa (nieprzelotowa), śmiech dzieci i sporadyczne poszczekiwanie piesków. Prawie jak na wsi.
I on, piekielny.

Miał w zwyczaju opalać się przed domem w slipkach. Niby nic, a jednak widok pana 60+ prawie bez ubrania nie należy do najmilszych. A pal licho widok, można było nie patrzeć, ale raz na jakiś czas gromkim głosem krzyczał na bawiące się dzieci na ulicy, że mają się zamknąć, bo on odpoczywa. Rozumiałabym, gdyby dzieci bawiły się głośno albo awanturowały, ale nie, rzucały trochę piłką i śmiały się do siebie. Nic to jeszcze...

Piekielny wpadł na szatański pomysł pozbycia się dzieci z ulicy. Pewnego dnia wychodzę ze śmieciami i cóż widzą moje oczy? Za naszą bramą stoi 7-8 dzieciaków. Rzędem jak żołnierze, nieruchome jak kukiełki, zdjęte strachem. Co zrobił piekielny sąsiad? Wypuścił na ulicę swoje dwa piekielne psiska. Nie pamiętam jak się ta rasa nazywa, ale należała do tych agresywnych, tego jestem pewna.

Krew się we mnie zagotowała, bo widać psy musiały dać się we znaki dzieciom, że te hurtem za bramą się schowały. Na szczęście racjonalnymi argumentami (że podzwonię do rodziców tych dzieci, a jak bardzo chce to i na policję) przekonałam piekielnego, żeby pieski zabrał.

Zdarzało się mu to później, ale zawsze na widok mojej czerwonej ze złości twarzy, zwoływał je z powrotem.
Jak to z sąsiadami piekielnymi bywa sytuacji było więcej. Kto takiego ma, ten wie.
Ale, ale, ale... sprawiedliwość jednak na świecie istnieje! Piekielnemu udało się utrzeć nosa i to na jego własne życzenie...

Domy, choć stawiane przy asfaltowej drodze, podjazdy miały ze żwiru albo usypanej ziemi. Więc sąsiedzi skrzyknęli się na wspólne betonowanie podjazdów, coby po błocie nie jeździć. Piekielny również dał pieniądze i wszyscy w wyznaczonym dniu czekali na betoniarkę. Przyjechała. Oczywiście proces trwa, więc po kolei każdy cierpliwie czekał, aż dostanie swoją "porcję" przed dom. Aczkolwiek piekielny do cierpliwych nie należał, powiedział że ma czekanie "gdzieś" (no, użył mocniejszych słów) i zaczął się szykować do wyjazdu z żonką. Sąsiedzi mówią, tłumaczą, że beton i u niego wkrótce wyleją i trzeba go raz dwa rozprowadzić i wyrównać, bo gorąco, bo szybko schnie. On nic... pojechali.

Końca historii na pewno się domyślacie.
Otóż piekielny przez kolejne trzy dni skuwał bryłę twardego betonu ze swojego podjazdu. Nie wiem co było głośniejsze - samo kucie, czy zgrzytanie jego piekielnych zębów... ;)

Sąsiad

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (613)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…