Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#17549

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia związana tematycznie z tą: http://piekielni.pl/17500 (i miała miejsce kilka tygodni później).

Po operacjach i leczeniu w Łodzi, musiałam mieć wykonywane pewnego rodzaju zabiegi, przynajmniej raz w tygodniu. Jako, że moje miasto jest oddalone Łodzi jakieś 150km, to zabiegi miałam już w szpitalu u siebie.

Pękania żył w rękach niestety ciąg dalszy, ponieważ zabiegi były bardzo bolesne, wykonywane metodą "na żywca" (nikomu nie polecam, aczkolwiek uratowało mi to życie, co bardzo doceniam - swoje trzeba wycierpieć).

Tak więc każdorazowo po przyjściu na oddział sytuacja wyglądała mniej więcej tak: idę do kanciapy pielęgniarek, któraś z nich zakłada wenflon (przy czym zwykle są jakieś "straty" w żyłach), idę na salę zabiegową, podłączają mi kroplówę z ketonalem (lek przeciwbólowy), po spłynięciu kroplówki przychodzi lekarz, robi co ma robić (i tak boli jak cholera, więc pielęgniarki muszą mnie trzymać). Każda taka wizyta to stres jak pieron.

Tego dnia było podobnie. Przychodzę, mojej ulubionej pielęgniarki niestety nie ma (była taka jedna która naprawdę potrafiła się dobrze wkłuć), więc zanim wenflon został poprawnie założony, znów miałam fioletowe obie ręce i robiłam się lekko zielona. Poszłam do zabiegowego, podłączyli mi najpierw jedną kroplówkę, potem drugą (zaczęłam się uodparniać na znieczulenie więc potrzebne były 2 dawki). Ponieważ "mój" lekarz był między jedną operacją a drugą i się spieszył, to pielęgniarka podkręciła mi szybkość kroplówki prawie na maksa (jeśli ktoś nie wie - to "trochę" boli).

Leżę na tej sali dłuższy czas, w negliżu, w końcu wpada lekarz. Rzuca okiem na ranę, potem na swój zegarek i mówi:

- A to dzisiaj nie trzeba... Pani przyjdzie za 2 dni to zrobimy na spokojnie.

I już go nie było.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (220)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…