Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#17711

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie wiem czy piekielne, ale Paniom Wychowawczyniom raczej wesoło nie było przed dyrektorem kolonii, dość poważnym facetem (to takie obozy dla dzieciaków za czasów komuny jeszcze), choć początkowo rżały na cały regulator.
A więc - na koloniach była zasada, że jeśli ktoś coś zgubił a inny odnalazł i oddał "władzom", to na apelu zostawało toto oddawane pod warunkiem wykazania się jakimś talentem (piosenka, wierszyk, gimnastyka czy cośtam).
No i młody byłem (jakieś 8-9 lat)i oczywiście zgubiłem łańcuszek.
Apel - wywołanie właściciela zguby i pytanie co mam zamiar zaprezentować.
- to może piosenkę? (takiej jednej nauczył mnie kolonijny kolega i wpadła w ucho, choć niedoświadczony wtedy nie widziałem nic złego w jej zaprezentowaniu)
- oczywiście może być...
- "Maleńką pchełką chciałbym być u jakiejś wielkiej pani,
w jedwabnych majtkach chciałbym żyć by móc poskakać na nich
a w towarzystwie gryzłbym ją i nie dał bym się złapać
a w takie miejsca gryzłbym ja by się wstydziła drapać"
- .....ooooo.....
Cóż na początku zrobiła się cisza jak makiem zasiał, potem potężny wybuch śmiechu z kilkuset gardeł,a w środku tego czerwona mina P. Dyrektora(on się akurat nie śmiał)... z tego co wiem Panie miały potem rozmowę n/t moralności małolactwa.

kolonie w Głuchołazach ok. 88 roku.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (261)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…