Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#18522

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę lat temu moja babcia wynajmowała mieszkanie, które obecnie ja, po wyprowadzce na studia, zajmuję. Gdy wyprowadzał się z niego pierwszy właściciel, najwyraźniej uznał, że sprzedał swoje M3 zbyt tanio, ponieważ w ostatniej chwili wymontował wszystkie żyrandole, karnisze, klamki, a także... metalową rurę z szafy (wraz z wieszakami). Zauważyliśmy to dopiero kilka tygodni później, gdy przyjechaliśmy wyremontować mieszkanie. Po wymianie zamków (na wypadek, gdyby ekswłaścicielowi przyszło na myśl zabrać coś jeszcze) i odświeżeniu ścian, lokum było gotowe.

Ponieważ do rozpoczęcia przeze mnie studiów został jeszcze ponad rok, uznaliśmy, że najlepiej będzie wynająć te trzy pokoje z kuchnią, by trochę koszty się zwróciły.

Wprowadziło się rodzeństwo w wieku 37 (brat) i 34 (siostra), bezdzietni, bez nałogów i bez zwierząt. Wszystkie kwestie związane z najmem załatwiała 70 - letnia matka obojga, która znalazła dla nich tę ofertę i opłacała rachunki ("No bo trzeba dzieciaczkom pomóc na tej nowej drodze życia, prawda?") i to ona wyłącznie kontaktowała się z moją babcią.

Okres wynajmu minął prawie bezproblemowo, chociaż zdarzały się dziwaczne telefony w stylu: "Czy mój Mareczek może pomalować ramy okienne (plastikowe zresztą - przyp.aut.) na niebiesko, bo mówi, że mu to będzie do firanek pasowało?" i kilka innych kwiatków o "koniecznej zmianie koloru ścian, bo te brzoskwiniowe to od pięciu lat niemodne". Babcia oczywiście twardo odmawiała aż do końca ich najmu, gdy ja miałem się wprowadzić do mieszkania.

Kilka dni przed oddaniem kluczy (bardzo niechętnym, babcia słyszała parę razy przez telefon, że "Ja przecież mogę iść do akademika, bo oni to się tak pięknie w tym mieszkanku urządzili, a ja to młody jestem, za duże to mieszkanie na mnie, po co mi takie") seniorka zadzwoniła i niemal z płaczem zapewniała, że ona pokryje wszystkie straty i żeby się nie denerwować.
Babcia z duszą na ramieniu pojechała do mieszkania, spodziewając się najgorszego. Co się okazało?

Rodzeństwo, mimo zapewnień, trzymało w domu ogromnego psa (konkretnie bernardyna), który pogryzł kilka klamek, okropnie liniał i zostawił kilkanaście śladów swojej bytności na ścianach i drzwiach (które przebiegli wynajmujący zamalowywali... białą farbą plakatową) oraz porysowany pazurami parkiet. Rodzeństwo zawsze, gdy babcia przyjeżdżała z gospodarską wizytą, wypuszczali psa na dwór i usuwali ślady jego bytności, które ujawniły się w całej okazałości dopiero po wyprowadzce. Poza tym powybijali mnóstwo dziur w ścianach (by zainstalować dizajnerskie szafeczki z Ikei), których ostatecznie nie zabrali ze sobą i przez pół roku wydzwaniali do babci i do mnie, bym je zwrócił, bo oni ich koniecznie potrzebują, a potem niemal rok się po nie wybierali.

Mieszkanie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 552 (618)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…