Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#18539

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótki wstęp dla osób nieznających specyfiki aglomeracji śląskiej. Miasta są tu zlepione ze sobą w niemal jeden organizm. Często mieszka się w mieście A, dziecko posyła do szkoły mieście B, samemu pracując w mieście X.

Godziny poranne, kiedy większość pasażerów tramwaju stanowią osoby młode. Na dwuosobowym siedzeniu jedzie matka z pierwszakiem. Młody chodzi do szkoły muzycznej, więc na jego kolanach prócz plecaka z książkami i worka na w-f leżą pieczołowicie ochraniane skrzypce. 55 minut podróży mija nudno i sennie, lecz ostatnie pięć minut nadaje akcji tempa.

Dwa przystanki przed końcową pętlą wsiada do tramwaju większa ilość pasażerów. I z miejsca zaczyna się awantura: dwie obrażone matrony (wiek 60+), które jeszcze chwilę wcześniej pokonały łokciami innych w wyścigu „kto pierwszy właduje się do pojazdu”, stają nad siedmiolatem i zaczynają z miejsca tyradę na temat wychowania współczesnej młodzieży. W obronie uciśnionych matron staje facet z tej samej grupy wiekowej - wrzeszcząc wyzywa siedmiolata od gnoi, śmierdzących leni i niewychowanych gówniarzy.
Przerażony młodziak blednie i przełykając łzy kuli się za stertą tobołków trzymanych na kolanach. Matka młodziaka zrywa się z siedzenia, przepraszając matrony za swoje „gapiostwo”. Tu awantura osiąga apogeum, bo całe trio skupia się teraz na matce małolata.

Tego nie wytrzymuje moja Matula (też z grupy 60+). Spokojnym, grzecznym acz stanowczym tonem wyjaśnia bluzgającemu facetowi, że dzieciak jadący do szkoły, obładowany do granic możliwości siedmiolatka, telepie się tym tramwajem łącznie godzinę, więc wyzywanie go „od najgorszych” tylko dlatego, że nie poderwał się z siedzenia z dzikim wizgiem na widok dwóch znudzonych życiem matron, jest nietaktowne. Facet nie daje za wygraną, lecz już normalnym tonem mówi, że on do szkoły to musiał „dziennie” dwa kilometry piechotą zasuwać. I tu pada (moim zdaniem) piękna riposta mojej Matuli: „Widocznie za krótko pan do tej szkoły chodził, skoro nie potrafi się pan kulturalnie zachować wobec młodego człowieka. Jaki pan mu przykład daje?!”. Facetowi mina zrzedła, zaczął się tłumaczyć, przebąkiwać jakieś przeprosiny.
Cała akcja zajęła niecałe pięć minut, tramwaj od awantury się szczęśliwie nie wykoleił i dotarł do celu przeznaczenia. Tu opowieść mogłaby się zakończyć...

Przypadkiem jednak kierunek marszruty mojej Matuli pokrzyżował się zarówno z kierunkiem jak i wektorem, którym podążały matrony-wichrzycielki. Może dlatego, że matrony były poirytowane przebiegiem poprzedniej akcji, to rozmowę między sobą toczyły tak głośno, że każde słowo docierało do wszystkich będących na ulicy:
Matrona A: To co bydymy robiły w Agorze?
(wyjaśnienie: Agora to taki moloch handlowy, przez niektórych nazywany „galerią”)
Matrona B: No tak sie połazimy i pooglądamy z dwie godzinki...
Matrona A: A bydziesz coś kupować?
Matrona B: Nieee, ino połazimy...
MatronaA: A to jo sie kupia śmietanka do kawy, bo już mi się skończyła. Byle my zdążyły do dom na serial XXXXX.
W tym momencie mojej Matuli znów się odezwał gen belferski - bez wrzucania migacza wyprzedziła matrony, zaszła im drogę i wygłosiła swoją przemowę na temat zgorzkniałych, nastawionych roszczeniowo, zupełnie bez powodu upierdliwych emerytów.

bana

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 631 (739)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…