Sytuacja miała miejsce jakieś cztery, pięć lat temu, kiedy jeszcze byłam na tyle naiwna, żeby leczyć się publicznie.
Moja pani ginekolog przyjmowała od 14, a gabinet przejmowała po lekarzu, który około 13.50 kończył przyjmować pacjentki.
Któregoś dnia byłam pierwsza.
Pani doktor poprosiła, żebym weszła, razem ze mną do środka weszła pielęgniarka, która miała posprzątać gabinet. I właśnie o tym sprzątaniu chcę opowiedzieć...
Podczas rozmowy z panią doktor na własne oczy widziałam, jak dezynfekowane były metalowe wzierniki: pielęgniarka wyrzuciła wszystkie z koszyczka do umywalki, oblewała je gorącą wodą z kranu przez około pięć minut, a potem wytarła i wrzuciła do pojemnika z napisem „wzierniki czyste”. I postawiła obok fotela!!!
Nie wiem, czy to piekielność, czy niekompetencja, wiem, że nigdy bym komuś nie uwierzyła, gdybym usłyszała tę historię, ale to na pewno była moja ostatnia wizyta w publicznej poradni K.
Moja pani ginekolog przyjmowała od 14, a gabinet przejmowała po lekarzu, który około 13.50 kończył przyjmować pacjentki.
Któregoś dnia byłam pierwsza.
Pani doktor poprosiła, żebym weszła, razem ze mną do środka weszła pielęgniarka, która miała posprzątać gabinet. I właśnie o tym sprzątaniu chcę opowiedzieć...
Podczas rozmowy z panią doktor na własne oczy widziałam, jak dezynfekowane były metalowe wzierniki: pielęgniarka wyrzuciła wszystkie z koszyczka do umywalki, oblewała je gorącą wodą z kranu przez około pięć minut, a potem wytarła i wrzuciła do pojemnika z napisem „wzierniki czyste”. I postawiła obok fotela!!!
Nie wiem, czy to piekielność, czy niekompetencja, wiem, że nigdy bym komuś nie uwierzyła, gdybym usłyszała tę historię, ale to na pewno była moja ostatnia wizyta w publicznej poradni K.
Ocena:
596
(650)
Komentarze