zarchiwizowany
Skomentuj
(30)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
W gimnazjum ( a więc jakieś 10 lat tamu) często traciłam przytomność. Lekarze nie umieli znaleźć żadnej przyczyny. Serce? W porządku. Morfologia? W porządku. W końcu zrobiono EEG i zdiagnozowano epilepsję. Przypisano mi lekarstwa, które to posłusznie zażywałam. Nie pamiętam już nazwy, ale były takie pomarańczowe, chyba podłużne. Niepokój mamy wzbudził jednak nasz lekarz rodzinny, który obejrzał EEG i powiedział, że to nie może być epilepsja. Mama poprosiła innego lekarza o opinię i... faktycznie. To nie była epilepsja. Po prostu przez jakieś pół roku przyjmowałam lekarstwa zupełnie niepotrzebnie. Tak sobie a muzom.
Lekarz rodzinny zlecił raz jeszcze podstawowe badania, żeby sprawdzić przyczynę tych omdleń. I co się okazało? Odpowiedź, co mi jest, dał bardzo niski wskaźnik hemoglobiny, oscylujący bodajże wokół 8 (norma: 15- 18, przy czym zależy to od laboratorium, widywałam wyniki, gdzie norma zaczynała się od 12, a na 16 kończyła). Czyli – chorowałam na zwykła anemię, którą dało się wyleczyć żelazem i zmianą wegetariańskiej diety...
Lekarz rodzinny zlecił raz jeszcze podstawowe badania, żeby sprawdzić przyczynę tych omdleń. I co się okazało? Odpowiedź, co mi jest, dał bardzo niski wskaźnik hemoglobiny, oscylujący bodajże wokół 8 (norma: 15- 18, przy czym zależy to od laboratorium, widywałam wyniki, gdzie norma zaczynała się od 12, a na 16 kończyła). Czyli – chorowałam na zwykła anemię, którą dało się wyleczyć żelazem i zmianą wegetariańskiej diety...
Ocena:
109
(181)
Komentarze