Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#18820

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było o piekielnych kasjerach, kurierach, współlokatorach, moherowych babciach, a niniejszym chciałabym zainicjować wątek piekielnych szefów/kierowników/dyrektorów, słowem – przełożonych wszelkiego rodzaju i szczebla. Pracowałam w wielu miejscach i wśród moich szefów przewinęła się grupa bardzo fajnych osób, z którymi dało się dobrze współpracować, ale zdarzały się też osoby mało rozgarnięte, ciepłe kluchy, krętacze, a nawet jedna pospolita szuja.

Historia, którą chciałabym opisać, dotyczyła okresu, gdy pracowałam w niedużej firemce jako specjalista ds. promocji. Byłam wtedy na tzw. życiowym zakręcie, chciałam zmienić pracę i środowisko. Nie miało dla mnie większego znaczenia, że pracę zmieniam na gorszą, mniej płatną i w dodatku na drugim końcu miasta – to miał być nowy rozdział w życiu. Ale jak to w życiu, szybko okazało się, że desperacja i pośpiech to najgorsi doradcy.

Rozmowa kwalifikacyjna poszła gładko, przeprowadzał ją ze mną szef firmy – sympatyczny pan w średnim wieku, wyluzowany, z poczuciem humoru. Szef rozpływał się nad zawartością mojego CV i właściwie już podczas rozmowy stwierdził, że zatrudnia mnie od zaraz. Byłam pełna pozytywnych wrażeń. Na koniec pan Jurek napomknął, że formalnie właścicielem firmy jest on, ale z uwagi na to, że całymi dniami spotyka się z kontrahentami w ich siedzibach, jego prawą ręką jest jego małżonka, pani Viola i jej polecenia również mam wykonywać.

Viola okazała się być o dwadzieścia lat młodszą od męża rozwydrzoną gówniarą, absolwentką policealnej szkoły o kierunku: kosmetologia i wizaż. Nadmienię tylko, że firemka zajmowała się wydawaniem i dystrybucją kalendarzy książkowych, więc kompetencje pani Violi miały się do jej pracy jak kwiatek do kożucha. Jej samej jednak to nie przeszkadzało.

Viola nie znała się dosłownie na niczym. Rzeczy, które POTRAFIŁA robić, można by wyliczyć na palcach jednej ręki. Viola nie wiedziała, jak ponumerować strony w Wordzie, jak wysłać faks, co to jest podatek VAT, papier kredowy, prawa autorskie. Nie potrafiła policzyć średniej arytmetycznej z liczb całkowitych. Nie wiedziała, gdzie w Windowsie znajduje się kalkulator. Nie umiała wypełnić papierowego druku przelewu. Była zdziwiona, że kolor, który widzi na monitorze komputera, wygląda inaczej po wydrukowaniu na papierze. W stosunku do pracowników (a zwłaszcza pod nieobecność męża, który zazwyczaj załatwiał sprawy w terenie) kreowała się jednak na profesjonalistkę w każdym calu. Jej pobyt w firmie sprowadzał się na ogół do spędzania kilku godzin przed laptopem, przeglądaniu serwisów plotkarskich i allegro. Gdy szef był nieobecny, a pojawiał się jakiś kontrahent lub kluczowy klient, Viola znikała bez słowa wyjaśnienia i wszystko spadało na nas. Pół biedy, gdyby tylko znikała, gorzej, że razem z nią znikały klucze do szaf z dokumentami, katalogami, fakturami i wychodziliśmy wtedy wszyscy na idiotów.

O wyglądzie Violi nie będę pisać, napomknę tylko, że pod tym względem Viola lubiła trzy rzeczy: wzorek w cętki, kolor różowy i złote pasemka.

Wszystkich pracowników traktowała jak ludzi gorszej kategorii. Najbardziej pamiętne „wejścia” Violi:
- wysłanie jedynego w danej chwili zmotoryzowanego kolegi do jej domu, po dodatkowy komplet bielizny, gdyż postanowiła zrobić Jureczkowi niespodziankę i spontanicznie wymyśliła romantyczny wypad do Zakopanego,
- wezwanie „na dywanik” koleżanki i zażądanie od niej, aby nie nosiła do pracy długich, dyndających kolczyków, gdyż Viola ma migrenę i dźwięk jaki wydają kolczyki, sprawia, że jest bliska zgonu,
- notoryczne posyłanie pracowników do sklepu po hamburgery, jogurty, żelki, tampony,
- zarzucenie jednej z koleżanek chamstwa i braku kultury, ponieważ podając Violi segregator, nie spojrzała jej w oczy,
- wydanie zakazu picia kawy w pracy (ze względu na jej intensywny aromat), uzasadniony znowu migreną i podejrzeniem ciąży – zakaz odwołano po karczemnej awanturze, jaką jeden jedyny raz urządził pan Jurek. Nadmienię w tym miejscu, że Viola przynajmniej raz dziennie podejrzewała u siebie ciążę. Niezliczoną ilość razy wykonywała w pracy test ciążowy. Apteka za rogiem miała dzięki niej stałe dochody. Mogłaby usunąć cały swój asortyment i pozostawić tylko testy ciążowe. I tak by przetrwała.

Najbardziej irytującym przejawem obecności Violi w firmie był jej zgubny wpływ na męża. W pierwszym okresie mojej pracy w tej firmie byłam przekonana, że pan Jurek stracił dla niej głowę i ustępuje jej na każdym kroku, bo kocha ją szaloną, ślepą miłością. Stopniowo jednak zdawałam sobie sprawę, że on się zwyczajnie jej boi, daje za wygraną dla świętego spokoju. Nie zliczę, ile razy pod jej wpływem zmieniał dobrą biznesowo decyzję i ulegał jej pomysłom, które w krótkim czasie okazywały się katastrofą. Nie zliczę też, ile razy pokłócili się o coś w naszej obecności. Każda podjęta przez pana Jurka próba przeforsowania swojego zdania kończyła się tak samo: Viola z płaczem wybiegała z biura, trzaskając drzwiami i wołając „Ty mnie już nie kochasz!!”. Po każdej takiej scenie powtarzał się ten sam scenariusz. Przez parę dni Viola nie pojawiała się w pracy, a potem wracała w dobrym humorze, obwieszona jakąś nową kosztowną błyskotką. Jeżeli ktoś z personelu był zwalniany, to zazwyczaj za sprawą Violi, która potrafiła wmówić mężowi, że osoba X kserowała potajemnie jakieś firmowe dokumenty, a dajmy na to osoba Y nie szanuje jej (tzn. Violi) i sugeruje uśmieszkami, że jest głupia.

Najbardziej jednak oczywiście w pamięci utkwiło mi zdarzenie, po którym odeszłam z pracy.
Do naszego zespołu dołączyła Gosia – dziewczyna cicha i niepozorna, nie umiejąca totalnie walczyć o swoje, samotna matka. Pracowała solidnie, miała dużą wiedzę i wszyscy ceniliśmy sobie współpracę z nią. Gosia pracowała na umowę zlecenie, nie przysługiwał jej więc urlop. Zdarzyło się nieszczęście, jej synek poważnie zachorował, zapowiadało się długie leczenie szpitalne. Pan Jurek wyszedł z propozycją, aby Gosia podpisała umowę o pracę, co dawałoby jej i dziecku pewne zabezpieczenie. Umowa została podpisana, ku radości Gosi. Niestety, wieczorem Gosia odebrała telefon od skruszonego pana Jurka, który przepraszając ją raz po raz wyjaśnił, że niestety, żona się nie zgodziła itp. itd. i Gosia musi odejść. Uzasadnienie? Viola jej nie ufa.

Razem z Gosią odeszło wtedy sześć innych osób. Ja również. Jednocześnie obiecałam sobie, że nigdy więcej nie zatrudnię się w firmie, zarządzanej przez małżeństwo lub jego odpowiednik.

usługi

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (767)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…