Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#19045

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam fretkę (a właściwie freta). Na początku naszego wspólnego pożycia okazało się, że nie wszystko z teorii sprawdza się w praktyce, więc w związku z tym bywałam częstym gościem pewnego zoologa.

Dzień pierwszy: kuweta nie pasi, więc jazda do zoologa po inny model. Potrzebowałam porady sprzedawcy, lecz ponieważ pani była zajęta obsługiwaniem pewnego małżeństwa, to grzecznie stanęliśmy z synem obok, czekając aż pani będzie mogła poświęcić nam czas. Obsługiwane małżeństwo było bardzo eleganckie i dystyngowane (tacy, że „bułkę przez bibułkę”). Z racji nadchodzących mrozów wybierali dla yorka sweterek, w czym usiłowała im pomagać pani sprzedawczyni. Sweterek na yorku właśnie był dopinany, gdy pani sprzedająca zakrzyknęła na calutki pasaż handlowy: „Nieee! Ten jest za duży i jak będzie wiater to mu będzie pi*dzi@ło!”. Państwo zamarli w wielkim zdziwieniu, a my z synem dusząc się ze śmiechu umknęliśmy między regały.

Dzień drugi: trza do weta. Jazda do zoologa po szeleczki. Ściągam z wieszaka opakowanie z szeleczkami i usiłuję rozkminić czy będą dobre w sensie rozmiarówki. Panna praktykantka zaczyna narzucać mi się ze swoją pomocą. Efektów zero, bo szelki w opakowaniu zamotane jak spaghetti. Po obmacaniu opakowania decyduję się na zakup, prosząc o kolor czerwony w „wymacanym rozmiarze”. Tu zaczyna się wojna, bo panna usiłuje udaremnić mi zakup czerwonych szelek dla „chłopczyka” - chłopczyk jej zdaniem powinien mieć niebieskie. Dosłownie wyrywam jej z rąk czerwone szeleczki i uciekam z nimi do kasy.

Do tej pory było śmiesznie, ale ...
Mija pół roku, nastało upalne lato. Gorąco i duszno tak, że każdy normalny organizm wlewa w siebie wodę hektolitrami walcząc z odwodnieniem. Wpadam do zoologa, porywam potrzebną karmę i staję w kolejce. Kolejka ciągnie się wzdłuż szklanych terrariów ze zwierzakami. Zauważam, że ŻADNE ze zwierząt nie ma wody. W sklepie ukrop i zwierzaki dosłownie ledwo zipią. Grzecznie proszę pana z obsługi o wlanie zwierzętom wody do miseczek. A pan zaczyna się na mnie wydzierać, że on im już rano wodę wlewał, że nie jego wina że zwierzęta są głupie i rozlewają, a ja go nie będę pouczać co ma robić. Zgodziłam się z panem, że ja go pouczać nie będę- od tego jest Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Ja go wszak tylko poprosiłam.
Od pani z TOZu dowiedziałam się, że obsługa tego sklepu była tak durna, że nawet na nią naskoczyli i dopiero interwencja straży miejskiej i mandacik na kwotę „pińcet” zadziałał.

sklep zoologiczny

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (288)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…