Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19095

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o szukaniu pracy przez osobę niepełnosprawną przypomniała mi jedną z moich pierwszych prac, która z uwagi na całokształt była piekielną.

Zacznę od tego, że jestem osobą lekko niepełnosprawną i zawsze przy rozmowie kwalifikacyjnej to zgłaszam, żeby nie było nieporozumień. Główne ograniczenia dotyczą dźwigania - do 3 kg. Zazwyczaj nie ma z tym problemu, a na tragarza nie najmowałam się nigdy.

Tym razem praca była w gastronomii, konkretnie miałam przygotowywać desery lodowo-owocowe. Wytrzymałam tam całe 3 tygodnie, a to z powodu akcji następujących:

Akcja 1. Przyjęto mnie na rozpoczęcie długiego weekendu majowego, kiedy rozstawia się tzw. ogródki i znacznie zwiększa się ilość klientów. Przez pierwsze dwa dni zasuwałam przy rozstawianiu ogródka, myciu stolików, odkurzaniu dywanów, myciu plastikowych roślin i tego typu rzeczach. Kiedy trzeciego dnia pracy poszłam w końcu na zaplecze kuchenne, szefowa zmiany opindoliła mnie, że... nie znam na pamięć składu deserów. Bo przecież pracuję już tu dwa dni, więc powinnam dawno to umieć!

Akcja 2. Na początku dnia kroiło się i przygotowywało owoce, wyciskało soki owocowe itp. Pewnego razu trafia mi się do ręki spleśniała pomarańcza, więc nie myśląc długo wywalam ją do śmieci. Biorę kolejną - spleśniała, do śmieci. Nagle podbiega koleżanka:
- Co ty robisz, zwariowałaś! Żeby szef to widział, tobyś miała pozamiatane!!!
Ja: ????
Koleżanka: Pleśń się odkrawa, a nie wyrzuca cały owoc!

Akcja 3. A propos Sanepidu. Innego razu koleżanka oprowadza mnie po stanowisku pracy i pokazuje podajnik na ręczniki papierowe:
- To do wycierania rąk. Ale nie wycieraj w to ręce, bo są drogie. Ręce wycieramy w tę szmatę (pokazuje starą ścierkę). Ręczniki papierowe są po to, jakby Sanepid przyjechał.

Akcja 4. Jak wspomniałam na wstępie, jestem niedźwigająca. Szefowa zmiany wysłała mnie do magazynu po brzoskwinie i ananasy. Jako nieświadoma nowicjuszka myślałam, że mam przynieść tylko kilka. W magazynie dostaję 3 puszki owoców po 5 kg.
Ja: Przepraszam, i co ja mam teraz z tym zrobić?
Kierownik magazynu: No, zanieść!
Ja: Sama? W rękach?
KM: Według kodeksu pracy kobieta może dźwigać maksymalnie 15 kg, a mężczyzna 20. Zabieraj to i idź.
Po dużych fochach łaskawie pozwolił mi zatargać te 15 kg na wózku. Oczywiście przez progi i schodki.

Akcja 5. Kiedyś na zaplecze wpada szefowa zmiany z okrzykiem, że potrzebuje świeżego ciastka albo słodkiej bułki, bo ma na sali jakiegoś klienta z zagranicy. Niestety, niedziela - wszystko stare, co najwyżej wczorajsze. Na jaki pomysł wpadła kierowniczka? Wsadziła wczorajszą słodką bułeczkę do mikrofalówki i podgrzała, a potem z dumą zaniosła jako "świeżo upieczoną".

Akcja 6. Inna rzecz, która mnie serdecznie rozwalała: w tej kuchni nie działało kompletnie nic, maszyna do bitej śmietany wiecznie się zapychała, wyciskarka do owoców ochlapywała ściany, podłogę i sufit, otwieracz do puszek ich nie otwierał. Na wielokrotnie zgłaszane prośby, by przyszedł ktoś naprawić albo chociaż wymienić na nowe (wszystkie te sprzęty były w użyciu bez przerwy) oczywiście reakcja góry była żadna, co najwyżej padała odpowiedź "nikt nie ma czasu". Natomiast na to, aby kierownicy i cała rodzina szefa restauracji przechadzała się turystycznie po zapleczu i przyglądała naszej pracy, czas był zawsze.

Akcja 7. Kiedyś koleżanka zacięła się w palec (noże bez przerwy w użyciu, więc normalka). Jak się okazuje, nie było na stanie ani plastra, ani opatrunku. Stan apteczki: dwie prezerwatywy i krople do oczu. Koleżanka owinęła sobie ranę słynnym papierowym ręcznikiem. Ktoś z klientów tego dnia dostał bonusowy sok truskawkowy.

Dla odmiany, kiedy ja zacięłam się w palec, jedna z koleżanek "pożyczyła" mi swój prywatny plaster. Niestety nie dało się go uciąć, bo nie było nożyczek. Urzezałyśmy go nożem do owoców.

No i na koniec akcja 8. Z powodu ciągłej pracy przy lodówkach, dorobiłam się kaszlu, wizyta u lekarza I kontaktu wykazała jasno: zapalenie płuc. Udałam się do kadr poinformować, że z powodu choroby nie będę mogła chodzić przez tydzień do pracy.
Nie trzeba chyba dodawać, że natychmiast po zgłoszeniu choroby zostałam zwolniona.

Dzisiaj tylko mi szkoda, że na odchodnym nie nasłałam na nich kontroli BHP i Sanepidu. W każdym razie, uważajcie na niektóre "tradycyjne" deserownie i gelaterie. Czasem lepiej iść do sieciówki - przynajmniej gwarancja, że standard higieniczny będzie lepszy.

pewna bardzo znana lodziarnia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 471 (545)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…