Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#19124

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałam się ładnie przywitać, bo to mój pierwszy wpis :)

I znów o kurierach nieszczęsnej firmy GLS.

Parę lat temu dopadło mnie choróbsko, które zaatakowało mi stawy kolanowe tak skutecznie, że chodzenie po płaskich powierzchniach sprawiało mi okropny ból, a o wchodzeniu po pochylniach czy schodach, to już w ogóle mogłam zapomnieć. Jako że moje stadko odratowańców papuzich było wtedy dość liczne i liczyło sobie ciut ponad 30 sztuk, potrzebowałam sporo karmy, by wszystkie dzioby były szczęśliwe. Znalazłam hurtownię i zamówiłam całą pakę mieszanki ziaren, trochę witamin, odżywek i smakołyków. Paczka zmieściła się w granicach 30 kg. Szybka wpłata na konto i oczekuję na przesyłkę z kurierem.
Byłam wtedy już na L4, chodzić nie mogłam, więc nie ustalałam żadnych konkretnych pór przyjazdu kuriera. Przyjedzie, to przyjedzie, mnie tam nigdzie się nie spieszy.
Wreszcie - odzywa się domofon. Tak, paczka tutaj, jak najbardziej, tylko to czwarte piętro - ostrzegam lojalnie. A u nas windy niet.
Jak to pan kurier usłyszał, to od razu jakby tak przygasł. Nie, no - rozumiem, 30kg po schodach na sam dach świata... Na pytanie, czy nie mogę sobie po to zejść odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że mam chore nogi i nie mogę mu w żaden sposób pomóc. Sama ledwo wlokę się na górę, a jeszcze z takim obciążeniem...?
No to ja zostawię tę paczkę na klatce, na dole - no, gratuluję pomysłu. Godzina wczesna, przed południem, domofon działa tylko, jak telefon, a drzwi są non stop otwarte, każdy może pozbawić moje ptaki jedzenia, ot choćby tylko dla samego zniszczenia zostawionej samopas paczki dla zabawy ( a dzieci tutaj, to naprawdę kopalnia pomysłów, jak coś rozwalić). Mąż w pracy do późnych godzin wieczornych, więc sytuacja patowa. Proszę, tłumaczę - pan się zaciął. On nie może, bo to ciężkie, bo to wysoko, a on ma kontuzję kostki i nie może dźwigać.
No i jesteśmy w kropce...
Podjęłam decyzję. Trudno, najwyżej szlag trafi mi nogi do końca i będę jeździć na wózku, ale przynajmniej ptaszydła będą zadowolone. Schodzę. Jedną kulę zostawiłam w domu, bo przecież muszę rękę mieć wolną, żeby paczkę targać.
Spełzłam na dół, warga niemal zagryziona do krwi, w oczach łzy. Trudno. Się poświęcam.
Całej paczki nie byłam w stanie nawet lekko podnieść z ziemi. Nie w tym stanie. Kiszka. Nic, będziemy brać po kawałku. Okazało się, że w hurtowni zapakowano wszystko do trzech osobnych pudeł, a je z kolei owinięte papierem zamotano taśmą, by tworzyły jedną, zwartą całość. Wybrałam najlżejszą paczkę, pan kurier (o hosanna!) zaoferował pomoc przy wniesieniu dwu pozostałych. I tak zaczęłam pełznąć w górę. Schody u nas wysokie, bo to stara kamienica... Trwało to nielichy kawał czasu, w ciągu którego pan kurier już by trzy domy objeździł, no ale...
Dopełzłam. Przygryzione wargi długo jeszcze nie mogły się zagoić i przy próbie uśmiechu wyglądałam, jak świeżo napojony wampir, ale udało się.
Odchorowałam to dźwiganie. Na szczęście nie skończyło się wózkiem i dziś już mogę nawet biegać, ale - powiedzcie mi - czy nie można było tego zatargać na górę?
Naprawdę rozumiem, że czwarte piętro w starej kamienicy jest okropnie wysoko, sama pokonuję ten dystans niekiedy i po kilka razy dziennie, ale żeby człowieka o kulach zmuszać do własnoręcznego dostarczania sobie paczki pod drzwi, to już jest chyba lekkie przegięcie, czyż nie?

kurierzy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (197)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…