Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#19259

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkaliśmy kiedyś z Miłym na Nowym Świecie w Lublinie – dzielnicy o co nieco niedobrej opinii. Pracuję dorywczo jako niania, którejś sierpniowej soboty wyszłam o 22. 00 na autobus i zobaczyłam, jak po drugiej stronie ulicy idzie para: ona ciągnęła wózek ze złomem, on szedł z piwem w ręku, prowadząc na smyczy owczarka niemieckiego. Nagle krzyknął coś niezrozumiałego i uderzył psa – skowyt rozległ się po całej ulicy. Początkowo nie zwróciłam na to uwagi, ale za chwilę sytuacja się powtórzyłą – pies został zbity smyczą za to, że przystanął powąchać jakiś krzak.

Przystanęłam, zawahałam się: zareagować? Pusto, Miły na służbie, więc nawet nie mogę poprosić go o pomoc, on z piwem, ona na pokojowo nastawioną do świata nie wyglądała, i ten pies, którym przecież można poszczuć... stałam i patrzyłam, niepewna, co robić.

Z naprzeciwka szedł jakiś mężczyzna, też z psem na smyczy. Zauważył, że patrzę na parę (owczarek znów został uderzony, zareagował szczeknięciem, za co zbito go bardziej)i powiedział, nie zatrzymując się:
- on zawsze tego psa tak katuje, straszne
- ale dlaczego? - zapytałam zupełnie bezmyślnie
- Dziesiąta*, patologia...
- no ale niech pan coś zrobi, tak nie można – powiedziałam, widząc, że się oddala. Nie zareagował. Obejrzałam się. Tamta para już znikła za zakrętem. Słychać było tylko wrzask i piszczenie zwierzęcia.

Nie, nie byłam bohaterką. Nie zareagowałam. Nie zadzwoniłam po policję. Wystraszona naciągnęłam kaptur na twarz i poszłam do pracy...


*Dziesiąta, nazwa lubelskiej dzielnicy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (58)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…