Pouczające zajście z piątku...
Wracając z pracy zauważył mnie znajomy - akurat gdzieś jechał - mieszkamy blisko siebie więc standardowe:
- Podwieźć cię?
- Ok.
- Tylko jeszcze skoczymy mojego kompa z naprawy odebrać, bo ostatnio padł. Ciebie ani nikogo znającego się nie było, a mi się spieszyło, to dałem do naprawy.
Podjeżdżamy.
Wchodzimy do sklepu/serwisu, znajomy poprosiło kompa. Czekamy sobie i rozmawiamy.
Wrócił gość z kompem i przedstawia rachunek - 450 PLN.
Ja - wielkie oczy, no ale dobra. Znajomy zdołowany, pracę ma dobrą ale to jednak i tak sporo kasy. Spytał tylko:
- A co się właściwie zepsuło?
I tu pada odpowiedź warta nagrody Nobla:
- Nastąpiło zwarcie na magistrali między procesorem a głównym kontrolerem procesowania danych cyfrowych, musieliśmy płytę główną wymienić i ram.
Kumpel - wielkie oczy i mnie pyta:
- To takie poważne?
Na co ja:
- Taaaa... podobnie jak zapalenie wyrostka robaczkowego u mrówki, gość cie w jajo robi. (przy serwisancie)
Serwisant natychmiast zaprotestował:
- Ale proszę pana, musieliśmy wymienić, nie dało się inaczej.
Kumpel już załapał o co chodzi i patrzy podejrzanie na serwisanta:
- Tylko że widzisz, kolega ma magistra z informatyki i jakoś wierzę jego osądowi.
Tu serwisant kompletnie stracił rezon i przyznał cichym głosem:
- Ram się spalił. Kość - 80 PLN + robocizna 30 PLN.
Moją jedyną odpowiedzią było:
- No to robocizna będzie z twojej kieszeni, prawda?
- Tak.
Po raz kolejny się przekonałem, że niektórzy wykorzystają każdą okazje by się wzbogacić.
Zadziwia mnie tylko, że ten bałwan nie pomyślał nad ryzykiem - jakbym poszedł do kierownika (bo nie wyglądał na właściciela) - straciłby pracę.
A i ja potem miałem wyrzuty sumienia, że tego nie zrobiłem - przecież może innych tak naciąć.
Wracając z pracy zauważył mnie znajomy - akurat gdzieś jechał - mieszkamy blisko siebie więc standardowe:
- Podwieźć cię?
- Ok.
- Tylko jeszcze skoczymy mojego kompa z naprawy odebrać, bo ostatnio padł. Ciebie ani nikogo znającego się nie było, a mi się spieszyło, to dałem do naprawy.
Podjeżdżamy.
Wchodzimy do sklepu/serwisu, znajomy poprosiło kompa. Czekamy sobie i rozmawiamy.
Wrócił gość z kompem i przedstawia rachunek - 450 PLN.
Ja - wielkie oczy, no ale dobra. Znajomy zdołowany, pracę ma dobrą ale to jednak i tak sporo kasy. Spytał tylko:
- A co się właściwie zepsuło?
I tu pada odpowiedź warta nagrody Nobla:
- Nastąpiło zwarcie na magistrali między procesorem a głównym kontrolerem procesowania danych cyfrowych, musieliśmy płytę główną wymienić i ram.
Kumpel - wielkie oczy i mnie pyta:
- To takie poważne?
Na co ja:
- Taaaa... podobnie jak zapalenie wyrostka robaczkowego u mrówki, gość cie w jajo robi. (przy serwisancie)
Serwisant natychmiast zaprotestował:
- Ale proszę pana, musieliśmy wymienić, nie dało się inaczej.
Kumpel już załapał o co chodzi i patrzy podejrzanie na serwisanta:
- Tylko że widzisz, kolega ma magistra z informatyki i jakoś wierzę jego osądowi.
Tu serwisant kompletnie stracił rezon i przyznał cichym głosem:
- Ram się spalił. Kość - 80 PLN + robocizna 30 PLN.
Moją jedyną odpowiedzią było:
- No to robocizna będzie z twojej kieszeni, prawda?
- Tak.
Po raz kolejny się przekonałem, że niektórzy wykorzystają każdą okazje by się wzbogacić.
Zadziwia mnie tylko, że ten bałwan nie pomyślał nad ryzykiem - jakbym poszedł do kierownika (bo nie wyglądał na właściciela) - straciłby pracę.
A i ja potem miałem wyrzuty sumienia, że tego nie zrobiłem - przecież może innych tak naciąć.
Sklep Z w Rzeszowie
Ocena:
683
(727)
Komentarze