Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeśli pamiętacie mnie z poprzednich historii to wiecie, że zajmuję się końmi. W naszej okolicy sporo osób jest posiadaczami tych pięknych zwierząt i jako koniarze tworzymy pewną wspólnotę (wszyscy się znamy). Często jeżdżę do tych znajomych aby pomóc przy koniu (ujeżdżanie, struganie i takie tam).
Jeszcze w wakacje dowiedziałam się, że znajomy znajomego znajomego znajomego ma duże problemy z koniem. Dowiedziałam się gdzie owy "potwór" stoi, kto, jak i kiedy mam przyjechać. Ustaliłam wynagrodzenie za szkolenie z właścicielem bestii, w wyznaczony dzień zarzuciłam siodło na mojego wierzchowca i wyruszyłam do wskazanej wioski.

Dotarłam na wymuskane podwórko przy ładnym, widać bogatym, domu. Nigdzie nie było widać stajni. Okazało się, że koń stoi zamknięty w jednym z dwóch garaży. Nie miałam się czego doczepić odnośnie ściółki, okno również zabezpieczone kratami także w porządku. Koń okazał się czymś większym od kuca, a mniejszym od konia maści konopiasto-kasztanowatej, faktycznie wyjątkowo nerwowym, bojącym się praktycznie wszystkiego począwszy od szczotki do czyszczenia, skończywszy na siodle.

Widząc w jakim stanie jest psychika zwierzęcia postanowiłam zacząć wszystko od początku - nauka stania przy czyszczeniu, praca na lonży (utrudniał ją fakt, że koń bał się bata do tego stopnia, że zamiast poruszać się po kole, odskakiwał gwałtownie gdzie się dało), przyzwyczajanie do ogłowia. Właściciel nawet nie zainteresował się tym co robię z jego koniem, za to wypuścił na podwórko (gdzie pracowałam z koniem) dwójkę swoich synów (na oko 5-7 lat). Dzieciaki wariowały po całym podwórku, bawiąc się w coś co najwyraźniej polegało na wrzeszczeniu, bieganiu i dodatkowym stresowaniu konia. Przez trzy godziny udało mi się wyeliminować paniczne szarpanie się z linką podczas wiązania i odruch ucieczki przy każdym moim gwałtowniejszym ruchu. Puściłam konia luzem na podwórek po skończonej pracy (na polecenie gospodarza), wypakowałam mojego ogra z drugiego garażu i wyszłam za bramę z właścicielem aby odebrać zapłatę (jakieś 40 zł).

Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę gdy nagle usłyszałam tętent kopyt. Patrzę, a tu szalonym galopem pędzi koń, a za nim chłopcy - jeden z batem, drugi rzuca patykami i piaskiem podniesionymi w biegu. [J] ja, [W] właściciel:
[J] Dzieci straszą konia.
Właściciel odwraca się po czym wzrusza ramionami i stwierdza niezwykle błyskotliwie:
[W] Bawią się tylko.

Nie znoszę gdy ktoś nie szanuje mojej pracy*. Więcej tam nie wróciłam.
-----------
* Nerwowość konia była na 99,9% wywołana takimi świetnymi zabawami dzieci. Co z tego, że ja będę go uczyć, że człowieka nie trzeba się bać, jeśli dwie minuty po moim odjeździe wyjdą chłopcy i znów przekonają konia, że człowiek chce jednak zrobić mu krzywdę.

wioska przy moim mieście

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (618)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…