Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Kara292

Zamieszcza historie od: 14 marca 2011 - 20:46
Ostatnio: 19 lutego 2012 - 4:36
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1055
  • Komentarzy: 26
  • Punktów za komentarze: 128
 

#19899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeśli pamiętacie mnie z poprzednich historii to wiecie, że zajmuję się końmi. W naszej okolicy sporo osób jest posiadaczami tych pięknych zwierząt i jako koniarze tworzymy pewną wspólnotę (wszyscy się znamy). Często jeżdżę do tych znajomych aby pomóc przy koniu (ujeżdżanie, struganie i takie tam).
Jeszcze w wakacje dowiedziałam się, że znajomy znajomego znajomego znajomego ma duże problemy z koniem. Dowiedziałam się gdzie owy "potwór" stoi, kto, jak i kiedy mam przyjechać. Ustaliłam wynagrodzenie za szkolenie z właścicielem bestii, w wyznaczony dzień zarzuciłam siodło na mojego wierzchowca i wyruszyłam do wskazanej wioski.

Dotarłam na wymuskane podwórko przy ładnym, widać bogatym, domu. Nigdzie nie było widać stajni. Okazało się, że koń stoi zamknięty w jednym z dwóch garaży. Nie miałam się czego doczepić odnośnie ściółki, okno również zabezpieczone kratami także w porządku. Koń okazał się czymś większym od kuca, a mniejszym od konia maści konopiasto-kasztanowatej, faktycznie wyjątkowo nerwowym, bojącym się praktycznie wszystkiego począwszy od szczotki do czyszczenia, skończywszy na siodle.

Widząc w jakim stanie jest psychika zwierzęcia postanowiłam zacząć wszystko od początku - nauka stania przy czyszczeniu, praca na lonży (utrudniał ją fakt, że koń bał się bata do tego stopnia, że zamiast poruszać się po kole, odskakiwał gwałtownie gdzie się dało), przyzwyczajanie do ogłowia. Właściciel nawet nie zainteresował się tym co robię z jego koniem, za to wypuścił na podwórko (gdzie pracowałam z koniem) dwójkę swoich synów (na oko 5-7 lat). Dzieciaki wariowały po całym podwórku, bawiąc się w coś co najwyraźniej polegało na wrzeszczeniu, bieganiu i dodatkowym stresowaniu konia. Przez trzy godziny udało mi się wyeliminować paniczne szarpanie się z linką podczas wiązania i odruch ucieczki przy każdym moim gwałtowniejszym ruchu. Puściłam konia luzem na podwórek po skończonej pracy (na polecenie gospodarza), wypakowałam mojego ogra z drugiego garażu i wyszłam za bramę z właścicielem aby odebrać zapłatę (jakieś 40 zł).

Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę gdy nagle usłyszałam tętent kopyt. Patrzę, a tu szalonym galopem pędzi koń, a za nim chłopcy - jeden z batem, drugi rzuca patykami i piaskiem podniesionymi w biegu. [J] ja, [W] właściciel:
[J] Dzieci straszą konia.
Właściciel odwraca się po czym wzrusza ramionami i stwierdza niezwykle błyskotliwie:
[W] Bawią się tylko.

Nie znoszę gdy ktoś nie szanuje mojej pracy*. Więcej tam nie wróciłam.
-----------
* Nerwowość konia była na 99,9% wywołana takimi świetnymi zabawami dzieci. Co z tego, że ja będę go uczyć, że człowieka nie trzeba się bać, jeśli dwie minuty po moim odjeździe wyjdą chłopcy i znów przekonają konia, że człowiek chce jednak zrobić mu krzywdę.

wioska przy moim mieście

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (618)

#11435

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce przedwczoraj. Przyszła do mnie do stajni pani z córką w wieku ok. 19- 22 lat. Córka chciała jeździć na koniu. U mnie to chleb powszedni, że ludzie przychodzą się pobawić z końmi czy właśnie pojeździć. Nie przeszkadza mi to, nawet bardzo lubię, kiedy mam z kim pogadać. Jednak czasami trafia się na takie osoby jak ta parka.

Z racji, że nie znam ani dziewczyny, ani mamuśki to odruchowo wręcz podeszłam do boksu mojego najspokojniejszego i najlepiej ułożonego konia- gniadosrokatego wałaszka z niebieskimi oczami imieniem Jemen. Wyprowadzam konika a tu matka z awanturą (M- mamuśka J- ja):
M: No co też tu pani mojej córce do jazdy daje za chabetę?! Na krowie ma jeździć? Co pani nas za jakichś wieśniaków uważa? (tutaj warto nadmienić, że Jemen to bardzo ładny koń o nietypowej maści i egzotycznej urodzie- 1/2 arab)
J: Nie rozumiem...
M: No przecież jak ten koń wygląda? Grzywa nieobcięta, niepodkuty i jeszcze łaciaty!! Moja Alicja (imię zmienione) jeździ w najlepszych stajniach w Warszawie!!!
W tym momencie Alicja uniosła głowę tak, że mogłam jej zajrzeć do nosa i nadęła się niczym paw.
J: No to może panie same wybiorą konia.
Mam cztery konie: Superspokojnego Jemena, optymalnego Arona, leniwego ale również spokojnego Eldorado i ledwie ujeżdżonego ogiera Fatum.
Oczywiście to Fatum przypadł paniom do gustu. Co prawda wydziwiały, że niepodkuty, że grzywa nie obstrzygnięta, ale ogólnie stwierdziły, że na nim pomimo tego da się jeździć.
J: Tylko wie pani, ten koń ledwie tydzień temu zaczął chodzić pod siodłem. Nie wiem, czy córka sobie da z nim radę.
M: Ona jeździ w najlepszych stajniach w Warszawie! Potrafi jeździć sto razy lepiej od ciebie! Jak ty sobie dajesz radę to dla niej to pestka!
Nie pamiętam niestety, kiedy przeszłam z tą panią na "ty" ale mniejsza.
Pomyślałam, że skoro paniusia tak twierdzi, to pewnie tak jest. Wyprowadziłam Fatum i z niewielkim trudem i krótką szarpanką udało mi się założyć mu siodło. Poszłyśmy z koniem na padok. Alicja wsiadła. Jej typ poznałam na pierwszy rzut oka: pięta idealnie w dół, palce podręcznikowo do konia i plecy proste jakby jej ktoś wsadził kij w d*pę. To oznacza zwykle klasę w/w d*pa nie jeździec lub "więcej sprzętu niż talentu". Nie pomyliłam się. Przy próbie przejścia w kłus Fatum strzelił delikatnie z zadu a Alicja sruuu! i już otrzepuje się z piachu. Nawet nie złapała konia! Czerwona ze złości albo wstydu zeszła z padoku i bez słowa, obie z mamuśką wsiadły w auto i pojechały.

Prywatna stajnia

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 633 (701)
zarchiwizowany

#10420

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako że jedyna w naszej okolicy posiadam konie często przychodzą do mnie ludzie chcący je pooglądać, pobawić się z nimi, pogadać czy pojeździć. Z racji, że jestem towarzyska i nie lubię pustki w stajni, chętnie witam wszelkich gości. Jakiś czas temu, gdy akurat męczyłam się nad wyczesywaniem zimowej sierści z jednego z moich koni, przyszedł starszy pan. Gadka- szmatka, o koniach, o polityce, o służbie zdrowia. Na odchodne zapowiedział mi, że za jakiś czas przyprowadzi swoją dwudziestoparoletnią wnuczkę, która uwielbia konie i chciałaby pojeździć.
Preferuję styl jazdy western więc większość moich koni jest ułożonych właśnie pod ten styl albo ledwie w niewielkim stopniu klasycznie. Dziewczyna przychodzi. Streszczam jej sytuację i mówię, że jeśli chce to mogę ją poduczyć jazdy w tym stylu. Ona wybucha histerycznym śmiechem i stwierdza, że już kilka lat jeździ western. Nagle zaczyna mnie zasypywać setkami nazwisk jakichś sławnych polskich westernowców. Oczywiście co drugi ją uczył. Gdy mówię, że nie znam żadnego z nich spogląda na mnie wzrokiem pt.: "Jesteś dupa nie jeździec". Widząc jej wyraz twarzy mówię, że ja się zajmuję szkoleniem koni a nie piciem herbatki z jakimiś facetami. No cóż, zaśmiała się ironicznie. Dałam jej do jazdy jednego z moich najlepiej ujeżdżonych koni. Dziewczyna najpierw miała problem z ruszeniem, następnie ze zmianą chodu a zakręty zbierała na płocie. Pomyślałam: może koń ma zły dzień. Wsiadam sama- koń chodzi normalnie. Mówię o tym panience a ona zaczyna na mnie wrzeszczeć, że koń jest dziki, że ja na pewno go biję, skoro tak mnie słucha, że jak nie znam ludzi to nie powinnam się w ogóle do koni zbliżać. Ogólnie sajgon. Wyszła obrażona.
Prawda jest taka, że większość rekreacyjnych westernowych stajni (panienka nie wyrastała ponad ten poziom) posiada 16- letnie wręcz WYTRESOWANE konie, które chodzą na głos instruktora. Ponadto w większości zgadują co dzieciak na ich grzbiecie chce osiągnąć, a moje konie to zwierzaki, którym trzeba pokazać co mają zrobić bo nie chce im się zastanawiać "co też jeździec ma na myśli kopiąc mnie po bokach"

Prywatna stajnia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 12 (46)
zarchiwizowany

#9859

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako że jedyna w naszej okolicy posiadam konie często przychodzą do mnie ludzie chcący je pooglądać, pobawić się z nimi, pogadać czy pojeździć. Z racji, że jestem towarzyska i nie lubię pustki w stajni, chętnie witam wszelkich gości. Jakiś czas temu, gdy akurat męczyłam się nad wyczesywaniem zimowej sierści z jednego z moich koni, przyszedł starszy pan. Gadka- szmatka, o koniach, o polityce, o służbie zdrowia. Na odchodne zapowiedział mi, że za jakiś czas przyprowadzi swoją dwudziestoparoletnią wnuczkę, która uwielbia konie i chciałaby pojeździć.
Preferuję styl jazdy western więc większość moich koni jest ułożonych właśnie pod ten styl albo ledwie w niewielkim stopniu klasycznie. Dziewczyna przychodzi. Streszczam jej sytuację i mówię, że jeśli chce to mogę ją poduczyć jazdy w tym stylu. Ona wybucha histerycznym śmiechem i stwierdza, że już kilka lat jeździ western. Nagle zaczyna mnie zasypywać setkami nazwisk jakichś sławnych polskich westernowców. Oczywiście co drugi ją uczył. Gdy mówię, że nie znam żadnego z nich spogląda na mnie wzrokiem pt.: "Jesteś dupa nie jeździec". Widząc jej wyraz twarzy mówię, że ja się zajmuję szkoleniem koni a nie piciem herbatki z jakimiś facetami. No cóż, zaśmiała się ironicznie. Dałam jej do jazdy jednego z moich najlepiej ujeżdżonych koni. Dziewczyna najpierw miała problem z ruszeniem, następnie ze zmianą chodu a zakręty zbierała na płocie. Pomyślałam: może koń ma zły dzień. Wsiadam sama- koń chodzi normalnie. Mówię o tym panience a ona zaczyna na mnie wrzeszczeć, że koń jest dziki, że ja na pewno go biję, skoro tak mnie słucha, że jak nie znam ludzi to nie powinnam się w ogóle do koni zbliżać. Ogólnie sajgon. Wyszła obrażona.
Prawda jest taka, że większość rekreacyjnych westernowych stajni (panienka nie wyrastała ponad ten poziom) posiada 16- letnie wręcz WYTRESOWANE konie, które chodzą na głos instruktora. Ponadto w większości zgadują co dzieciak na ich grzbiecie chce osiągnąć, a moje konie to zwierzaki, którym trzeba pokazać co mają zrobić bo nie chce im się zastanawiać "co też jeździec ma na myśli kopiąc mnie po bokach"

Prywatna stajnia

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (246)

1