Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#19986

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja ostatnia historia z przychodnią podlegającą NFZ jaką pamiętam, o lekarce która chyba pomyliła się przy wyborze kierunku studiów.

Jestem dzieckiem bezgorączkowym, choćbym miała 40 stopni mogę funkcjonować normalnie. Jednak pewnego poniedziałkowego poranka obudziłam się pół-martwa, z wyraźnie wyczuwalną gorączką, bólem gardła i ogólnie jakbym miała na grypę na dniach zachorować. No to szybko do przychodni. O dziwo, udało się zarejestrować tego samego dnia. Jako że godziny typowo ′pracujące′, poszłam na wizytę z babcią, a do mamy mieliśmy wpaść podczas powrotu (jej zakład pracy był po drodze z przychodni do domu).
Wchodzimy do przychodni, pięć minut czekania i do gabinetu. Tu już zaświeciła mi się lampka "ALERT", bo to niemożliwe żeby do lekarza tak szybko się dostać. Przekonałam się jednak szybko, dlaczego.
Po wejściu do gabinetu standardowe badania: gardło, osłuchanie, coś tam do uszu zajrzała. Kazała się ubrać i czekać. To, co usłyszałam po chwili ścięło mnie z nóg.
Otóż pani "Doktor" powiedziała, że nic mi nie jest, żebym zgłosiła się do szkolnego psychologa bo to depresja i dała mi trzy dni wolnego od szkoły.
Wściekła byłam, bo ani żadnych leków na ból gardła ani nic, a ja czułam że to coś gorszego niż zwykłe przeziębienie. Ostatecznie mama zdecydowała że te trzy dni spędzę w domu, a jak choróbsko nie przejdzie (co i tak było niemożliwe) to idziemy do innego lekarza.
Po trzech dniach ′domowego′ leczenia się (domowego, czyli lekarstwami które zostały po ostatniej chorobie mojej młodszej siostry) idziemy do innego lekarza. Co się okazało? Depresja w trzy dni przeobraziła się, tylko sobie znanym sposobem, w zapalenie oskrzeli.

I ja się pytam... Dlaczego pani "Doktór" zdecydowała się studiować medycynę, skoro ma zadatki na psychologa?

służba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (190)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…