Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#20054

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moje trzy grosze o naszym NFZ...
Najpierw mały wstęp: jestem szczęśliwym posiadaczem ruskiego silnika do łodzi o wdzięczniej nazwie "Wieterok". Silnik ten bydle ciężkie i kapryśne, ale ciągnie jak głupi. Przyszedł jednak taki czas, że tradycyjny rozrusznik na linkę (jak w kosiarce) się popsuł i żeby go odpalić, trzeba było zdjąć górną blaszaną obudowę i owinąć linkę wokół koła zamachowego i tak go odpalać. Pech chciał, że popłynąłem sobie z kolegami na ryby i kawałek drogi rzeką od domu silnik zdechł. No to ja sobie spokojnie otworzyłem blaszaną pokrywę, położyłem na ławeczce za sobą, owinąłem sznurek, pociągnąłem i... przejechałem wierzchem dłoni po kancie blaszanej obudowy. Rana otwarta na jakieś 6 cm, krew się zaczęła lać. Nic nie poczułem (szok? wysoki próg bólu?). Jesteśmy na środku rzeki, kilka kilometrów od domu, a tylko ja umiem ten silnik odpalać... Więc chłopaki szybko do wioseł, pędem do domu. Krew się leje. Następnie łapę owijam papierem toaletowym i szybko w samochód - zawieźli mnie do pobliskiego miasta do szpitala. Wchodzę i w recepcji (recepcji? rejestracji?) pokazuję rękę:
Ja: - Dzieńdobry, przepraszam, dokąd mam się z tym udać?
Pani w okienku: -Eeee.... to chyba najlepiej na SOR...
J: -Dobrze, a gdzie to?
PwO: -Ech... Korytarzem do końca, druga klatka schodowa, na pierwsze piętro, korytarzykiem po prawej, drugie przejście w lewo, po zielonym linoleum, trzecie drzwi po prawej i na wprost.
J: -Aaaaachaaa... Dobrze... - no i poszedłem szukać. Dotarłem, a tam oczywiście kolejka! Patrzę, a w kolejce - gościu cały pokrwawiony i poobdzierany, trzyma się zgięty za brzuch i wygląda jak by konał (później się dowiedziałem, że po wypadku), pani z dzieckiem, które miało zamiast kolan żywe mięso (rowerek+asfalt), pan, który przyniósł własny palec w woreczku z wodą (pewnie wcześniej z lodem) i kilka "średniozdrowo" wyglądających ludzi... Czekam tak sobie i czekam... z 40 minut mija - okrwawiłem kanapę i zużyłem pół rolki szarego szpitalnego papieru toaletowego... W końcu wychodzi znudzony lekarz i mówi:
-Kto ma coś do szycia zapraszam pod trójkę
Więc najpierw poszedł gość z palcami, potem pan po wypadku a na końcu ja. I standardowo:
Pani lekarka: -Pokazać... Do szycia. Przytrzymać tu (kieruje mi rękę nad śmietnik i zaczyna pryskać czymś w spreju co piekło jak jakiś spirytus). Położyć się na stole a rękę tu (po czym wyjmuje z drukarki kartkę białą formatu A4 i kładzie pod moją dłoń).
Dostałem znieczulenie (które de facto nie zaczęło działać w ogóle) i od razu zaczyna mnie szyć na żywca. W międzyczasie Pani Pielęgniarka pyta o moje dane
(Nazywam się Maciej Piekielek /nazwisko oczywiście inne, ale brzmiące z węgierska/) i mieszkam Na ul. Piekielskiego 6/3, Gdańsk) a ta mnie tu szyje na żywca. No to nie specjalnie rozmowny byłem i wyszło w karcie (wypisie?) że nazywam się Michał Piękielenik, Mieszkam na Piekłonowskiego 63/33, Grodzisk WLKP.... Po tym wszystkim Pani wykroiła mi nożyczkami maleńki paseczek gazy (praktycznie idealnie przykrywający ranę) i zawinęła dwoma warstwami bandaża (tak, żeby nie odpadł jak będę schodził po schodach...).
I tak się tylko zastanawiam... czy temu panu bez palców też to zrobili tak profesjonalnie - nad śmietnikiem, na kartce i "ze znieczuleniem"....

służba_zdrowia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (185)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…