Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#20484

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia ta wydarzyła się mniej więcej rok temu. Było zimno, ślisko, padał śnieg. Odwiedził mnie w wynajmowanym mieszkaniu dobry, bliski kolega, który na skutek choroby utracił nogę i poruszał się na kulach. Zaparkował on na chodniku, naprzeciwko wjazdu sąsiada, nie blokując mu bramy, a jedynie lekko utrudniając wjazd. Dodam, że ma na szybie znaczek niepełnosprawnego i nie miał po prostu innej możliwości – uliczka mała, a zaparkować dalej i przejść na kulach kilkanaście metrów, podczas gdy straszy lód i śnieg, nie mógł, ze zrozumiałych względów. Odwiedził mnie około 18.00, o 21. 00 chciał wyjść, kiedy… okazało się, że ktoś zablokował mu samochód. Po prostu, stanęły dwa tak, że nie mógł ruszyć.
Co robić? Pchać? Włączy się alarm. Poza tym, jak? Ja ważę około 50 kg, on – też nie może. Dzwoniliśmy do bramy. Nic. Nie mogliśmy wejść, bo po podwórku biegał pies. Załamani wróciliśmy do mieszkania. Postanowiliśmy, że kolega spędzi u mnie noc.
Nawet nie chcę opisywać, jak czuł się tamten chłopak. Akurat wtedy jego zdrowie znów się pogorszyło. Pamiętam, że kiedy na niego patrzyłam, czułam się chyba najpodlej w życiu.
Ale najgorsze miało się dopiero zacząć. Rano kolega zbudził mnie, mówiąc, że samochód stoi inaczej – fakt, ktoś nim widocznie gdzieś pojechał, wrócił i … stanął dokładnie tak samo. Zalała mnie krew. Podkreślam: samochód kolegi nie blokował wjazdu! Ze łzami w oczach napisałam na kartce, że on musi wrócić do domu, że musi wziąć jakieś swoje lekarstwa, że niech odblokują mu samochód, bo może się stać nieszczęście! Zostawiłam to za wycieraczkami, dzwoniłam do mieszkania, nic.
Nie wyobrażacie sobie, jakie to uczucie.
Zapłakana poszłam do drugiego sąsiada, wyjaśniłam sprawę, on poszedł ze mną do tego, który zablokował koledze samochód. Jemu też nie otworzył, dopiero kiedy sąsiad 2 zaczął dzwonić na jego telefon komórkowy, łaskawie zszedł.
Czego ja się o sobie nie dowiedziałam… że jestem k…, że sobie sprowadzam chłopaków, że jemu wjazd blokują, że na drugi raz opony poprzebija, że chyba nie rozumie, że go tu nie chcą, że …
Nawet nie protestowałam. Pamiętam, że stałam, w za lekkiej kurtce, i tylko łzy mi płynęły z oczu. Nawet nie wiem, czy to były łzy wściekłości, czy upokorzenia, czy smutku.
Piekielny sąsiad odparkował samochód, odblokowując wyjazd koledze. Bez słowa odeszłam, razem z sąsiadem – wybawicielem. Podziękowałam mu, na co on: „dziecko, ty się ciesz, że mu ten buc szyb nie porozbijał, kół nie poniszczył”.
Najgorzej jednak poczułam się, kiedy zobaczyłam, że kolega stał w otwartym oknie i wszystko słyszał. Jego miny nie muszę opisywać

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (250)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…