Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#20665

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia może nie tyle piekielna co śmieszna, ale trochę piekielności jednak zawiera.

Kilkanaście lat temu mojej koleżance zepsuła się kuchenka gazowa. Stara już była (kuchnia a nie koleżanka), nie było sensu jej reperować. Na nową natomiast nie było kasy. I tu pomocną dłoń wyciągnęła przyszła teściowa - właśnie sobie kupiła nową kuchenkę, taką wypasioną, ale starej się jeszcze nie pozbyła, sprawna jest, chętnie odda ją w dobre ręce, na pewno jeszcze kilka lat podziała.

Problem był tylko jeden: transport. Niby niedaleko jak na warszawskie warunki, ale kuchenka sama nie przejdzie, do osobowego się nie zmieści, a właściciele furgonetek żądali kwot o wiele przewyższających jej wartość.

Narzeczony postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Pożyczył gdzieś nieco odrapany wózeczek i umówił się z trzema kolegami, żeby przewieźć kuchenkę na tymże wózeczku. Oczywiście pod osłoną nocy, bo pojazd mało reprezentacyjny, a droga przebiegała przez ścisłe centrum Warszawy, gdzie za dnia kłębią się tłumy ludzi.

Czas oczekiwania na zapadnięcie ciemności chłopcy skracali sobie popijaniem piwa. Kiedy wreszcie nadeszła pora by wyruszyć, mieli już trochę w czubach, ale szli o własnych siłach i transport przebiegał całkiem sprawnie.

Do czasu. Byli już niedaleko miejsca przeznaczenia, kiedy natknęli się na patrol policji. Policjanci nie mieli najmniejszych wątpliwości - czterech młodych podpitych facetów z kuchenką, na pewno ją gdzieś ukradli, a teraz wloką do pasera. Na złodziei wprawdzie nie wyglądają, ale kto by tam oceniał ludzi po wyglądzie.

Chłopcy zostali aresztowani i wraz z kuchenką odprowadzeni na posterunek. Wcale nie taki pobliski, kawałek dodatkowej drogi musieli zrobić. Od wtrącenia do lochów uratowała ich wyciągnięta w środku nocy z łóżka teściowa, która przybyła, rozpoznała własnego jedynaka i jego kolegów, złożyła oświadczenie, że kuchenka była jej własnością, oddała ją dobrowolnie, a ten dziwny transport to nie żaden happening ani prowokacja, tylko chęć zaoszczędzenia na transporcie.

Chłopcy i kuchenka byli wolni (teściowa też), można było ruszać w dalszą drogę. Poprosili policjantów o wypisanie jakiegoś kwitu, żeby móc się wylegitymować w razie spotkania z innym patrolem, ale policjanci stanowczo odmówili. I wtedy jeden z chłopaków oświadczył, że jeżeli sytuacja się powtórzy, to on ma to gdzieś, nie będzie z tą cholerną kuchenką ganiał przez całą noc po mieście, wraca do domu i idzie spać.

Szybko okazało się, że powiedział to w złą godzinę. Byli już tylko kilka kroków od miejsca przeznaczenia, kiedy z ciemności wyłonił się kolejny patrol. Nieszczęśni transportowcy mieli ochotę porzucić przeklętą kuchenkę i uciec, ale w porę przypomnieli sobie, że policjanci są uzbrojeni i lepiej ich nie denerwować.

Na szczęście policjanci okazali się wyrozumiali, kuchenka nie musiała odbywać kolejnej wycieczki na posterunek, wystarczył telefon. Wyprawa była zakończona. Chłopcy tak się ucieszyli, że przez trzy dni leczyli kaca. I przysięgli sobie uroczyście, że więcej nie podejmą się takiego transportu, choćby miały od tego zależeć losy świata.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 581 (649)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…