Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#20681

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojego znajomego.

Znajomy, na potrzeby historii nazwijmy go Artur, postanowił pozbyć się swojego samochodu celem zakupu czegoś świeższego.

Któregoś pięknego dnia, Artur postanowił pojechać swoim cacuszkiem na giełdę samochodową, w poszukiwaniu nowego właściciela. Znajomy dbał o auto i wymieniał wszystko co potrzeba na nowe, nie omieszkał również pochwalić się tym faktem potencjalnym nabywcom.
Parę osób obejrzało samochód, kilka spisało numer telefonu, normalka jak to na giełdzie.

Dwa dni później znajomy dostaje telefon - dzwoni pan z komisu, mówi, że widział auto znajomego na giełdzie i ma akurat na nie kupca. Mówi również, że mają na stanie podobny samochód, lecz klientowi nie odpowiadało, ale za to chce kupić autko Artura, z tym że na kredyt.
Znajomy się ucieszył, pojechał do tego komisu, wstawił samochód i miał się zgłosić za dzień, góra dwa, po odbiór pieniędzy.
I tak minął pierwszy tydzień czekania Artura na pieniądze.

Telefon do komisu - auto właściwie sprzedane, ale są drobne kłopoty z kredytem i za kilka dni pieniądze mają już być.
Minął kolejny tydzień i Artur "nieco" się wkurzył - miał jechać po nowy samochód, a tymczasem stary nadal nie jest sprzedany. Znajomy ostro już wkurzony pojechał do komisu zobaczyć co i jak. W komisie nie zastał żywej duszy, a na placu nie widać jego samochodu. Coś tu nie gra. Ale kawałek dalej w garażu widać, ze pracują jacyś ludzie.

To co zobaczył w środku Artur, mogłoby przyprawić o zawał serca nie jednego właściciela ukochanego samochodu.

W garażu stały dwa rozgrzebane samochody tego samego modelu - znajomego i jakiś inny. Widać pomysłowi panowie z komisu postanowili przełożyć dobre części z jednego samochodu do drugiego i można tylko przypuszczać, że potem jak gdyby nigdy nic, zwróciliby samochód Arturowi "bo klient nie dostał kredytu".

Komis

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 769 (793)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…